HOME / BADANIE ŻYCIA I LUDZI / {NR STRONY}
HISTORIA RODZINNA
PACJENTKI
HISTORIE MIŁOSNE
ŻYCIE WEWNĘTRZNE
SPOSTRZEŻENIA NAD LUDŹMI W KOŃCU CZWARTEGO ROKU MEJ PRAKTYKI...
dwojga dzieci, żyjąca w takim niedostatku, nie żałuje na upiększenie twarzy, by sprzedać swoje ciało. Cały pół świat upada z miłości każda z nich mi opowiada że kochała raz w życiu mając lat 16, widocznie te biedne dziewczęta upadają wierząc uwodzicielom, zapłacone za to puszczają się potem z profesyi. Czyż je można potępiać? ofiary zepsutej młodzieży, która je potępia niegodziwie potępia. Typ, który może być wyzyskany na scenę. Kobieta niemłoda fizycznie niemożebnie zrujnowana, w przypuszczeniu, że może Jej wypadnie być towarzyszką młodych panien, chce odświeżyć każdą część ciała, począwszy od farbowania włosów, utycia odświeżenia cery, rąk itd. całą godzinę w sposób komiczny wyłuszcza mi swoje wymagania, słucham bo zdaje mi się że jestem w Teatrze. Cóż Jej mogę powiedzieć? że ruina? Zalecam Jej środki domowe by Ją nie odprawić z niczem. Za to obdarza mnie tysiącami błogosławieństw za dobre słowo. Jakaś pasażerka z kuferkiem w przejeździe, którą taniej kosztowało jak przeczekanie w cukierni, poprawia toaletę, czesze się, na usilne prośby massuję Jej twarz, po skończeniu powiada mi, że za miesiąc będzie u mnie zapłaci razem minęło od tego czasu dwa lata.
[nieczytelny podpis Marii Jadwigi Strumff]
[nieczytelny podpis Marii Jadwigi Strumff]
Komentarze
KOSMETYKA. Kształtujące się w ciągu XIX wieku w Europie kanony urody obejmowały wiele elementów: wygląd twarzy i dłoni, odpowiednie, coraz precyzyjniej określane proporcje ciała. Różniły się w zależności od klasy społecznej, ale przede wszystkim w zależności od płci. Kulturowa konstrukcja kobiecej i męskiej atrakcyjności w dużej mierze opierała się na kategorii wieku. Dla mężczyzn dojrzałość była wartością pozytywną, kojarzoną z takimi cechami, jak mądrość, odpowiedzialność i rozwaga, wysoko cenionymi w sferze publicznej. Ponadto w ramach ówczesnej „ekonomii erotycznej” dojrzały mężczyzna był atrakcyjnym partnerem i potencjalnym małżonkiem. W przypadku kobiet atrakcyjność była nierozerwalnie związana z młodością. Oznaczała piękno fizyczne, stanowiła wartość na rynku matrymonialnym. Do utożsamienia urody i młodości przyczyniły się erotyzacja kobiecego ciała w XIX-wiecznej literaturze pięknej i sztukach plastycznych (Alice Crossley, Age and Gender: Aging in the Nineteenth Century, w: „Nineteenth-Century Gender Studies” 2017, 13.[2]) oraz popularna wyobraźnia romantyczna. Oznaki starzenia się ciała wykluczały kobiety z dyskursów na temat urody. Kulturowa konstrukcja kobiecej dojrzałości opierała się na takich wartościach jak skromność, wstrzemięźliwość, wycofanie się z życia towarzyskiego, poświęcenie obowiązkom domowym. Z tego wynikał, obwarowany jednak licznymi ograniczeniami, nakaz dbałości o jak najdłuższe zachowanie urody. Baronowa von Staffe pisała o konieczności staczania „boju o szczęście”, czyli obrony piękności przed „atakami czasu i trudów życia”. Jednocześnie ostrzegała przed nadmiernymi staraniami, przed „sztucznymi środkami” prowadzącymi nieodwołalnie do przedwczesnej starości i brzydoty (s. 2). Narzucała zależny od wieku reżim stroju, zalecając, aby materiały lekkie i zwiewne zostawić młodym kobietom, w wieku dojrzałym wybierać zaś materie bogate i ciężkie. Przestrzegała, że „straszny jest widok babuni ubranej jak wnuczka albo choćby jak córka” (s. 190). W kulturze drugiej połowy stulecia funkcjonował, popularyzowany, m.in. w powieściach Dickensa, obraz monstrualnej, starzejącej się kobiecości. Starzejąca się i jednocześnie temu zaprzeczająca kobieta przekraczała przyjęte normy, więc była odrzucana przez społeczeństwo (Alice Crossley,, Age and Gender…). Udająca młodość, nadmiernie wystrojona i umalowana kobieta była odrażająca, bowiem przekraczała właściwą dla siebie miarę. Trudno powiedzieć, gdzie leżała granica młodości liczona wiekiem metrykalnym. Powszechnym podziwem cieszyła się np. generałowa Zajączkowa, której sposoby konserwowania urody przeszły do legendy. Do Marii Jadwigi Strumff zgłaszały się chcące przywrócić młodość pacjentki ponad czterdziestoletnie i sześćdziesięcioletnie. Masaż uchodził bowiem za środek przeciwdziałający starzeniu się. Miał wzmacniać pory skóry, poprawiać krążenie krwi i w ten sposób zapobiegać powstawaniu zmarszczek. Strumff dostrzegała desperację swoich pacjentek, ale hołdowała powszechnemu przekonaniu, że nie należy wykraczać poza właściwą sobie miarę. Łączyła kategorie moralne z estetycznymi. Zgodnie z oddziałującym na całą Europę wiktoriańskim kanonem urody, ceniła wygląd „naturalny”, zdrowy, ale świadczący o zadbaniu. W Wielkiej Brytanii, w drugiej połowie XIX wieku czasopisma kierowane do kobiet z warstw wyższych i średnich propagowały ideał „naturalnej” urody, z jasną, czystą cerą, bez przebarwień i zmian skórnych, z zadbanymi, długimi i gęstymi włosami. Atrakcyjny wygląd miał być oznaką zdrowia fizycznego i psychicznego. Korzystanie z gotowych produktów pielęgnacyjnych oraz z usług kosmetycznych stawało się standardem dbałości o ciało. „Polityka ciała” doby wiktoriańskiej (1837–1901), a następnie edwardiańskiej (1901–1910), oznaczająca praktyki i dyskursy służące kontrolowaniu i kształtowaniu społecznie akceptowanego wyglądu zakładała rozwój branży kosmetycznej oferującej usługi fryzjerskie i perukarskie, pedicure, manicure, kosmetykę twarzy, zabiegi przy użyciu elektryczności. Brytyjski „przemysł piękności” konkurował z francuskim i amerykańskim, a Brytyjki miały opinię kobiet bardzo zadbanych (Jessica P. Clark, The Business of Beauty: Gender and the Body in Modern London, London 2020). W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, w branży kosmetycznej karierę robiły kobiety (najbardziej znane to: Jeannette Pomeroy, Eleanor Adair, Anna Ruppert), bazując z jednej strony na profesjonalnej wiedzy, a z drugiej na zaufaniu klientek wynikającym z funkcjonowania we wspólnej kobiecej przestrzeni (Jessica P. Clark, „Clever ministrations”: regenerative beauty at the fin de siècle, Palgrave Communications 2017, t. 3, nr 1, 1–13). Obiektem troski i zabiegów kosmetycznych w przypadku kobiet długo pozostawała twarz i szyja. Do początku XX wieku kanon urody skoncentrowany był na wyglądzie twarzy. Przeniesienie punktu ciężkości na sylwetkę, a zwłaszcza na nogi nastąpiło dopiero, wraz ze zmianą mody, w latach 20. i 30. (Georges Vigarello, Historia urody, przeł. M. Falski, Warszawa 2011, s. 190–195). Wtedy też uznanie zyskała umiarkowana opalenizna. Wcześniej synonimem urody była twarz o regularnych rysach i jasnej, nieopalonej skórze, pozbawiona wszelkich znamion i zmian barwnikowych, takich jak piegi. Za szpecące uchodziły nie tylko liszaje, ale i zwykłe zaskórniaki czy wągry. Dlatego poradniki higieny i kosmetyki polecały domowe sposoby na usuwanie wszelkich zmian na skórze twarzy. Józef Bogdanik, autor Kultu piękności i zdrowia, opisywał zły wpływ na urodę nadmiernej czynności gruczołów łojowych. Podawał dokładną instrukcję „wygniatania” wągrów i zaskórniaków za pomocą paznokci albo kluczyka do nakręcania zegarka kieszonkowego (s. 18). Stanisław Breyer traktował piegi, prawdziwą zmorę młodych kobiet, jako stan chorobowy i zalecał intensywne leczenie, m.i. przy użyciu kompresów i nacierań na bazie ziół, migdałów, spirytusu, ogórków, poziomek i porzeczek (Lekarz domowy, Kraków 1911, s. 162). Za szczególnie szpecące uchodziły pojawiające się wraz z wiekiem zmiany na skórze twarzy: zmarszczki i plamy wątrobowe. W przypadku plam, oprócz nacierań i kompresów, Breyer zalecał radykalną dietę: rezygnację z kawy, herbaty i wszelkich trunków na rzecz naparu z bławatków lub rumianku. W obawie przed pogłębianiem się zmarszczek zalecał szczególne środki pielęgnacyjne dla skóry suchej. Doradzał, aby na noc smarować ją śmietanką, a myć kromką chleba pszennego namoczonego w wodzie deszczowej albo wywarem z otrębów pszennych (s. 143). Za doskonały środek pielęgnacji twarzy, służący profilaktyce zmarszczek, poprawieniu ukrwienia skóry i dodania jej świeżości uchodził masaż – wykonywany samodzielnie albo przez wykwalifikowaną masażystkę i najlepiej poprzedzony parówką. Oprócz masażu i domowych sposobów, przemysł kosmetyczny rozwijający się od drugiej połowy XIX wieku oferował maści i kremy mające zwalczać piegi i przebarwienia oraz zapobiegać zmarszczkom, a w ostateczności – puder maskujący niedoskonałości. Na ziemiach polskich prasa reklamowała na przykład puder Venus albo Poudre Velours. Jednak makijaż aż do lat 20. XX wieku, kojarzony z aktorkami i kobietami lekkich obyczajów, nie miał dobrej opinii. Praktyki upiększania podlegały wyraźnej ocenie moralnej, co zmieniło się wraz z popularyzacją wizji nowoczesnej kobiecości po I wojnie światowej (Kathy Peiss, Hope in a Jar: The Making of America’s Beauty Culture, Philadelphia 2011, s. 37). Przywiązanie do „świeżości” skóry sprawiało, że przedmiotem zainteresowania rozwijającej się od połowy XIX wieku kultury urody stały się dolegliwości i niedoskonałości ciała odbiegające od ukształtowanego standardu wyglądu (Historia ciała, t. 2: Od Rewolucji do I wojny światowej, red. A. Corbin, przeł. K. Belaid, T. Stróżyński, Gdańsk 2013). Kulturę urody upowszechniały zyskujące coraz większą popularność ilustrowane magazyny kobiece (na ziemiach polskich np. „Bluszcz” ukazujący się od 1865 roku, „Tygodnik Mód i Powieści” – od 1862 roku) oraz poradniki higieny (Hygjena piękności Paula Mantegazzy wydana w 1891 roku, Piękność i zdrowie: praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet Baronowej Staffe z 1894 roku). Kultura urody, połączona z dbałością o zdrowie i higienę ciała, wpływała na popularyzację i profesjonalizację usług kosmetycznych. Kobiety zaczęły zarabiać, zakładając gabinety kosmetyczne lub wykonując usługi w domach klientek. Ich oferta obejmowała zabiegi upiększające, m.in. masaż twarzy, okłady i kompresy oraz drobne zabiegi kosmetyki leczniczej służące usuwaniu dolegliwości takich jak odciski, nagniotki, zmiany skórne: krosty, liszaje, wysypki (Kathy Peiss, On Beauty… and the History of Business, „Enterprise & Society” 2000, t. 1, nr 3, s. 485–506). Maria Strumff została poproszona o usunięcie odcisku, uchodzącego za przypadłość wyjątkowo dokuczliwą. „Cóż to za kalectwo!” – pisała baronowa Staffe i podawała domowe sposoby na usuwanie odcisków: pocieranie pumeksem, kataplazmy z chleba z octem, okłady z fałszywej perły rozpuszczonej w occie oraz środki apteczne na bazie kwasu salicylowego. W prasie reklamowano „plastry Salvator” jako środek niwelujący odciski, zgrubiałą skórę, brodawki („Tygodnik Ilustrowany” 1887, nr 19). Maria Strumff często była proszona o „odmładzanie” dłoni. Ich delikatność stanowiła ważny element kobiecej atrakcyjności. Wraz z demokratyzacją kultury urody w literaturze poradnikowej oraz w prasie kobiecej zaczęły pojawiać się rady, jak dbać o dłonie podczas prac w gospodarstwie domowym. Zalecano osłanianie ich rękawiczkami, nacieranie i kremowanie, oraz unikanie zbyt częstego mycia. Ukształtowany w ciągu XIX wieku kanon kobiecej urody wyraźnie określał zasady dbałości o ciało, sprawiał, że stawało się ono obiektem coraz bardziej zaawansowanych zabiegów pielęgnacyjnych. W ten sposób sprzyjał profesjonalizacji branży kosmetycznej.
KREMY. Elementem XIX wiecznego ideału urody kobiecej były drobne, delikatne dłonie o jasnej skórze, bez jakichkolwiek znamion i przebarwień. Autorka popularnego poradnika, baronowa Blanche Staffe (Piękność i zdrowie: praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet , Warszawa 1894) podawała sposoby na „udelikatnienie” skóry dłoni, takie jak nacieranie ich przed snem suchą kaszą, albo miksturą złożoną z gliceryny, boraksu i żółtek jaja, poranne i wieczorne mycie w kleiku z kaszy . Z czasem coraz większą popularność zyskiwała pielęgnacja przy użyciu kremu. Pacjentka Marii Jadwigi Strumff wspominała o kremowaniu dłoni i prosiła ją o krem. Pod koniec XIX wieku używanie kremów i balsamów do rąk było już popularne. Kremy wytwarzano w domu, według sprawdzonych receptur, ale w sprzedaży znajdowały się już gotowe produkty. Do pielęgnacji dłoni polecano cold cream, powszechnie używany do twarzy. Opracowanie pierwotnej receptury na cold cream przypisuje się rzymskiemu lekarzowi Galenowi (ok. 130 – 200 n.e.). Miał się on składać z wody, wosku pszczelego i oliwy z oliwek. Po wyparowaniu wody krem miał zostawiać na skórze uczucie chłodu. Skład kremu uległ zasadniczej zmianie ok. roku 1780, kiedy to zaczęto do niego dodawać spermacet wielorybi. W drugiej połowie XIX wieku przemysłowo wytwarzany cold cream składał się z wosku pszczelego, oleju mineralnego bądź wazeliny, wody destylowanej oraz przedłużającego trwałość boraksu. Dodawano także substancji zapachowych i różnych składników roślinnych. Pod koniec stulecia modny był ogórkowy cold cream, używany, m.in. przez Sarah Bernhardt (Victoria Sherrow, For Appearance’ Sake: The Historical Encyclopedia of Good Looks, Beauty, and Grooming, Phoenix 2001). Cold cream znany był na ziemiach polskich. Baronowa Staffe rekomendowała miesięczną kurację przesuszonych, zniszczonych dłoni za jego pomocą. Po niej miało już wystarczyć nacieranie suchą kaszą. Maria Jadwiga Strumff mogła sama przygotowywać cold cream albo kupować go w aptece.
PROSTYTUCJA. Wiek XIX zmienił oblicze pornografii. Po pierwsze, w wyniku zapoczątkowanych przez wielką rewolucję francuską przemian społecznych, nastąpiła jej demokratyzacja. „Nieprzyzwoite” książki i obrazy przestały być rozrywką przeznaczoną tylko dla elit intelektualnych, a dodatkowo po 1830 roku materiały te utraciły funkcję satyry politycznej. Po drugie, upowszechnienie wynalazku fotografii doprowadziło do zmiany wyobrażeń pornograficznych. Pierwsze wizerunki nagich albo częściowo obnażonych ciał były starannie wyretuszowane, czasem ręcznie kolorowane, ale, co radykalnie zmieniało sposób odbioru – oferowały złudzenie realizmu. Od lat 60. coraz bardziej dosadna obsceniczność wkomponowywała się w europejską kulturę masową (Historia ciała, t. 2: Od Rewolucji do I wojny światowej, red. A. Corbain, przeł. K. Belaid i T. Stróżyński, Gdańsk 2013, s. 163), a udoskonalona dzięki postępowi techniki fotograficznej produkcja erotycznych widokówek zaczęła przynosić duże dochody. Firmy wydawnicze specjalizujące się w literaturze kierowanej do odbiorców z warstw ludowych włączały do swojego repertuaru opowiadania, zbiory piosenek i wierszy o charakterze erotycznym. Pod koniec stulecia rozwinęła się produkcja śmiałej, „twardej” pornografii, wykorzystującej fetyszyzm medyczny i kolonialny, wątki masochistyczne i przemoc. Już na przełomie XIX i XX wieku pojawiły się pierwsze filmy pornograficzne (Lech M. Nijakowski, Pornografia. Historia, znaczenie, gatunki, Warszawa 2010). Wydawnictwa o charakterze pornograficznym, zdjęcia i pocztówki kolportowane były poza obiegiem oficjalnym, przez obnośnych handlarzy, ale także przez antykwariuszy i księgarzy. Upowszechnienie pornografii nie łączyło się z liberalizacją cenzury obyczajowej. Przeciwnie, pociągało za sobą powstawanie instytucji i organizacji społecznych zaangażowanych w jej zwalczanie, domagających się zaostrzenia przepisów cenzorskich. Panika moralna panująca w całej Europie w epoce wiktoriańskiej (1837–1901) łączyła pornografię z onanizmem, uważanym za występek wobec moralności i społeczeństwa. Zgodnie z zasadami XIX-wiecznej biowładzy (Michel Foucault, Historia seksualności, przeł. B. Banasiak, T. Komendant i K. Matuszewski, Warszawa 1995) autoerotyzm i napędzająca go pornografia, godziły w zasadę podporządkowania jednostki ogółowi, osłabiały morale zbiorowości. Potrzebę zwalczania pornografii zgłaszali nie tylko duchowni moraliści, ale także lekarze i higieniści, a od początku XX wieku stało się to argumentem używanym przez eugeników. Rewolucja 1905 roku na ziemiach polskich przyczyniła się do rozwoju ruchów propagujących wstrzemięźliwość i tzw. higienę moralną (Magdalena Gawin, Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego, Warszawa 2013, s. 62). Ich działacze, między innymi Leon Wernic (1870–1953) i Augustyn Wróblewski (1866–1913), łączyli kwestię odzyskania niepodległości z koniecznością odrodzenia moralnego. W 1905 roku ukazał się pierwszy numer „Czystości” – dodatku do feministycznego „Nowego Słowa” (1902–1907), w którym Wernic i Wróblewski przedstawiali ideę nowego porządku etycznego. Największe zagrożenie upatrywali w pornografii i prostytucji jako wiodących do rozpasania seksualnego. Tutaj byli zgodni z katolickimi moralistami, dla których pornografia była gangreną „żrącą społeczeństwo i podcinającą je w zarodku u samego pnia” (Adam Konopka, O zapobieżeniu pornografii, Kraków 1911, s. 1). W okresie dwudziestolecia międzywojennego oskarżenie o szerzenie pornografii stało się elementem dyskursu antysemickiego.
PODWÓJNE STANDARDY. Obserwacje Marii Strumff są zaskakująco zgodne z postrzeganiem stanu rzeczy na przełomie wieków przez wiele kobiet ze środowiska emancypacyjnego. Izabela Moszczeńska, autorka książki Czego nie wiemy o naszych synach z 1904 roku, rozpisywała się o podwójnej moralności młodych mężczyzn. Opierała swój tekst na badaniach ankietowych przeprowadzonych w 1899 i 1903 roku wśród warszawskich studentów, którzy przyznawali, że nie utrzymują celibatu do ślubu. Większość rozpoczęła życie seksualne między piętnastym a siedemnastym rokiem życia i miewała stosunki seksualne, najczęściej ze służącymi lub prostytutkami. Moszczeńska pisała zniesmaczona: „Iluż istnieje takich, dla których rozpusta nazywa się młodzieńczą werwą, uwiedzenie – szczęściem dla kobiety, zdradzenie żony – sprytnym figlem, a prostytucja – złem koniecznym? […] Na tym punkcie, u nas zwłaszcza w pewnych sferach towarzyskich, istnieje wprost epidemiczny zanik zmysłu moralnego, idący w parze z przekonaniem, że naturalny porządek rzeczy wymaga, by istniały pewne grupy ludzi pozbawione praw ludzkich i niewarte żadnych względów, a żyjące tylko dla użytku, rozrywki lub wygody ludzi uprzywilejowanych” (Czego nie wiemy o naszych synach, Warszawa 1904, s. 10). Prawie w tym samym czasie Zofia Nałkowska, w słynnej przemowie w 1907 roku na Zjeździe Kobiet (Uwagi o etycznych zadaniach ruchu kobiecego. Przemówienie wygłoszone na Zjeździe Kobiet Polskich, w: A. Górnicka-Boratyńska, Chcemy całego życia. Antologia polskich tekstów feministycznych z lat 1870–1939, Warszawa 2019) obnażała władzę podwójnych standardów, podzielanych także przez kobiety, wierzące, że dzielą się na te przyzwoite, z dobrego towarzystwa (niewinne panny i żony) oraz te upadłe (prostytutki, kokoty, kobiety uwiedzione, matki z nieślubnymi dziećmi), które nie mają na Zjeździe swojej reprezentacji. Nałkowska wskazywała, że podwójne standardy moralne skazują kobiety na życie połowiczne: „przyzwoite” są szanowane za cenę kastracji seksualnej, „upadłe” znają rozkosz, ale są pozbawione szacunku społecznego. Wzywała w związku z tym kobiety do wzniesienia się ponad podziały ustanowione przez mężczyzn, służące ich władzy i wygodzie. Z jednej strony żona zapewnia im legalne potomstwo i stałość małżeńską, z drugiej – zaznają oni przyjemności zmysłowej poza małżeństwem, z „kobietami upadłymi” – uwiedzionymi, utrzymankami, prostytutkami. Te podwójne standardy feministki drugiej fali uznały za podstawę patriarchatu. Luce Irigaray w rozprawie Rynek kobiet („Przegląd Filozoficzno-Literacki” 2003, nr 1, s.15–30, przeł. A. Araszkiewicz) ukazuje, że kobieta w patriarchacie musi zająć jedną z trzech pozycji – dziewicy, żony lub prostytutki. Na rynku seksualnym obecne są „dziewice”, przeznaczone do zamążpójścia, i „prostytutki”. Kobiety, które miały przedmałżeński stosunek seksualny, czyli „kobiety upadłe”, odpowiadają statusowi „wybrakowanego towaru” w handlu innymi dobrami. Często odtąd nie mają przed sobą innej drogi życiowej niż dalsze prostytuowanie się, będące dla nich jedynym możliwym źródłem dochodu. Aktywność seksualna (młodych) mężczyzn, choć przecież także jest katechizmowym grzechem, nie spotyka się natomiast ze stanowczym potępieniem – jest tolerowana na wpół jawna i na wiele sposobów usprawiedliwiana – np. przekonaniem, że młodzi mężczyźni nie mogą zapanować nad silniejszym niż w przypadku kobiet pociągiem seksualnym. Pociąg taki w przypadku kobiet jest natomiast uznawany za niezgodny z naturą, perwersyjny lub patologiczny.