Ciało, uroda, starość i brzydota w pamiętniku Marii Jadwigi Strumff
Katarzyna Stańczak–Wiślicz
jak kwiat zwiędnie i listki opadną – na to nie można nic poradzić
Tymi słowami Maria Jadwiga Strumff skomentowała w pamiętniku prośbę pacjentki o „odmłodzenie”. Z podobnymi żądaniami spotykała się często. W ciągu ponad piętnastu lat pracy oglądała, dotykała, a czasem podziwiała ludzkie ciała. Trudniła się masażem. Urodzona w 1858 roku w Piotrkowie, w zasymilowanej żydowskiej rodzinie znanego lekarza, od młodości interesowała się medycyną. Jak wielokrotnie wspominała w pamiętniku, chciała pomagać ludziom. Kariery medycznej nie mogła zrobić, ponieważ na ziemiach polskich kobiety dopiero w 1896 roku dopuszczono do studiów na wydziałach lekarskich. Ograniczone możliwości wpłynęły na zainteresowanie masażem, który po bankructwie i odejściu męża pozwolił jej utrzymać siebie i czwórkę dzieci.
Wybór tej profesji z jednej strony mógł chociaż w minimalnym stopniu zaspakajać ambicje uprawiania medycyny, ale z drugiej – wiązał się z utratą dotychczasowego statusu społecznego. Dla córki szanowanego lekarza, wychowanej w kulturze mieszczańskiej, dobrze wydanej za mąż i w pierwszych latach małżeństwa przyzwyczajonej do wysokiego standardu życia, sama konieczność pracy zarobkowej była degradacją. Do tego dochodziła specyfika zawodu masażystki.
„Zawód któremu się oddałam, wymagał śmiałości, pewności siebie” – zapisała Maria Strumff w pamiętniku. Chodziło przede wszystkim o względy obyczajowe. Konieczność odwiedzania pacjentów albo przyjmowania ich u siebie naruszała funkcjonujące w całej późnej XIX-wiecznej Europie wyobrażenie o domu jako miejscu mieszczańskiego życia prywatnego[1]. Ponadto, co istotniejsze, masaż, w zależności od osoby, która go wykonywała, miał ambiwalentny status. Z jednej strony, był traktowany jako ważny zabieg terapeutyczny w schorzeniach kręgosłupa, stawów, układu oddechowego i pokarmowego, a także w leczeniu dolegliwości psychosomatycznych. Popularyzowany przez lekarzy szwedzkich, takich jak Per Henrik Ling, Thure Brandt i Gustaw Jonas Zander, miał być, obok gimnastyki, elementem zdrowego stylu życia. Stosowany był w leczeniu szpitalnym i już od lat 80. oficjalnie uchodził za gałąź medycyny[2]. Łączył się jednak z oglądaniem i dotykaniem nagiego ciała. Oferowany był w modnych uzdrowiskach jako zabieg na poły terapeutyczny, a na poły kosmetyczny. Praktykowany tam często przez kobiety, budził skojarzenia z łaźnią turecką, z naładowanym erotyzmem „wyobrażonym Orientem”. Zespół wyobrażeń charakterystyczny dla XIX-wiecznego dyskursu orientalistycznego, opisanego przez Saida, sprawiał, że masaż wiązał się z wykroczeniem poza zasady przyzwoitości ówczesnej kultury mieszczańskiej[3]. Z definicji był rewersem skromności i obyczajności.
Dla Marii Jadwigi Strumff zarobkowanie w zawodzie polegającym na kontakcie z ciałem innego człowieka, mogło być rodzajem transgresji. W pamiętniku wspominała swoje pierwsze wrażenia: onieśmielenie, skrępowanie, nawet obawę przed kontaktem z pacjentkami i pacjentami. Opisywała także niestosowne zachowania mężczyzn mieszczące się w dzisiejszej definicji molestowania seksualnego: otwarte nagabywanie czy próby fizycznego ataku. Jeden z mężczyzn, który „widocznie w Wiesbadenie miał masażystkę do wszystkiego”, próbował wymusić na niej usługi seksualne. Tego typu zachowania wynikały z niejednoznacznego statusu zawodu masażystki, ze skojarzeń z prostytucją, a sięgając głębiej – z podwójnych standardów moralnych. Maria Strumff potraktowała je jako naruszenie swojej autonomii cielesnej, zdecydowanie wykraczające poza normy regulujące kontakty między kobietami a mężczyznami w warstwie mieszczańskiej i jako zniewagę. Z jej wypowiedzi można wnioskować, że mimo deklasacji, której widomym znakiem była konieczność pracy zarobkowej, cały czas identyfikowała się z normami kultury mieszczańskiej. Dlatego zareagowała oburzeniem na próbę potraktowania jej jak służącej czy niejawnej prostytutki i następnego dnia odmówiła przyjęcia pacjenta. Poczucie zniewagi, złość, gniew, następnie zakłopotanie towarzyszące ponownemu spotkaniu można odczytywać jako zapis próby radzenia sobie z molestowaniem, doświadczenia historycznego, osadzonego w ówczesnych dyskursach na temat płci, ciała i seksualności[4]. To także świadectwo wyobrażeń na temat honoru kobiecego, podejmowania zatrudnienia przez reprezentantki płci żeńskiej oraz zawodów paramedycznych.
Praca związana z ludzkim ciałem sytuowała Marię Jadwigę Strumff poza XIX-wiecznym konwenansem obyczajowym, narzucającym przedstawicielkom wyższych warstw społecznych bardzo surowe granice wstydu, prywatności czy intymności. Jednocześnie jednak dawała jej szanse. Stawiała ją w zupełnie nowym miejscu – w rosnącym gronie profesjonalistów zajmujących się higieną, zdrowiem i urodą. Było to rezultatem dokonującej się od początku stulecia w całej Europie zmiany w podejściu do ciała. Paradoksalnie bowiem, mimo purytanizmu obyczajowego, kultura wiktorianizmu (1837–1901), silnie oddziałująca na większość krajów europejskich oraz na Stany Zjednoczone, była skoncentrowana na ludzkiej fizyczności. Nakazy skromności obowiązujące wyższe i średnie warstwy społeczne szły w parze z zainteresowaniem nagością i wręcz z fetyszyzacją ciała kobiecego[5].
Skupianie się na somatyczności wynikało przede wszystkim z „medykalizacji życia” związanej z rozwojem diagnostyki lekarskiej, wynalezieniem pierwszych szczepionek i antybiotyków[6] oraz z pojawieniem się „higieny” jako nauki o zachowaniu zdrowia i dobrej kondycji fizycznej. W parze z tym szedł rozwój „przemysłu piękności”, nastawionego na kształtowanie odpowiedniego, stosownego do aktualnej mody, wyglądu. Kanony urody, do początku wieku XVIII wyznaczane obiektywnymi kryteriami – idealnymi proporcjami wyrażanymi wartościami liczbowymi, pod wpływem filozofii Dawida Hume’a i Edmunda Burke’a, stały się pojęciem subiektywnym i zmiennym, zależnym od patrzącego i od coraz szybciej ewoluujących trendów[7]. Było to aktualne zwłaszcza w odniesieniu do kobiet. Wymagania estetyczne odnośnie ciała postępowały w ślad za zmieniającymi się fasonami ubrań, ukrywającymi lub eksponującymi określone elementy sylwetki[8]. Z drugiej strony, krój ubrania miał za zadanie podkreślanie modnej linii. Z tego wynikało założenie, że za pomocą zarówno zabiegów kosmetyczno-higienicznych, jak i odpowiednich elementów garderoby, sylwetce można nadać odpowiedni kształt. Przy tym, dokonująca się w ciągu XIX stulecia „rewolucja higieniczna” sprawiała, że nakaz dbałości o ciało zyskiwał sankcję wiedzy medycznej[9]. Ciało atrakcyjne miało być zadbane, pozbawione widocznych śladów chorób i wad rozwojowych, „zestandaryzowane” – o wymiarach uznawanych przez lekarzy i higienistów za prawidłowe.
Kontrola nad kobiecą fizycznością, wpisana w ówczesny dyskurs medyczny, zakładała promowanie odpowiednich nawyków dbałości o czystość, utrzymania prawidłowej wagi oraz pielęgnacji skóry. Jednym słowem chodziło o kształtowanie społecznie akceptowanego wyglądu, zgodnego z wymogami mieszczańskiej kultury wiktorianizmu. Był on nie tylko kwestią prywatną i osobistą. Miał wymiar społeczny: świadczył o przynależności klasowej, a na zewnątrz miał reprezentować naród i państwo. Jednym słowem, kontrola nie dotyczyła tylko ludzkiej fizyczności[10]. W ten sposób łączyły się dyskursy na temat państwa i społeczeństwa z tymi na temat zdrowia i urody. Budowały one „politykę ciała” obowiązującą w większości krajów Europy od drugiej połowy XIX wieku[11]. Inaczej wyglądała ona w przypadku kobiet i mężczyzn. O ile sylwetka męska, z założenia większa i zdrowsza, miała być przede wszystkim symbolem siły i sprawności, i przez to atrakcyjna, to ciało kobiece – definiowane jako wątłe, słabe, w znacznie większym stopniu podatne na choroby – miało być piękne[12]. Definiowały je przede wszystkim wątłość i wrażliwość. Wymagało troski i licznych zabiegów w celu zachowania zdrowia, aby mogło wypełnić powinność macierzyństwa.
Kobiecy wdzięk stanowił istotną wartość na rynku matrymonialnym: dawał szanse na dobre zamążpójście i poprawę statusu materialnego, z kolei dla mężczyzn – piękna żona była świadectwem ich wysokiej pozycji. Przedefiniowanie kategorii atrakcyjności, dowartościowanie wyglądu zewnętrznego i wręcz kulturowy nakaz dbałości o urodę sprzyjały kształtowaniu się nowych praktyk higieniczno-kosmetycznych, wymagających zaawansowanej wiedzy i umiejętności. W związku z tym następowała profesjonalizacja usług świadczonych wcześniej w domowym zakresie przez służące[13]. Otwierało to nowe perspektywy pracy. Gwałtownie rozwijający się od ostatnich dekad XIX wieku „przemysł piękności”, bazujący na tym, że dla kobiet z warstw mieszczańskich dbałość o urodę stała się obowiązującą normą i integralną częścią życia, dawał zatrudnienie krawcowym, modniarkom, kosmetyczkom, fryzjerkom, manicurzystkom i masażystkom. Stał się gruntem, na którym wyrosły kariery przedsiębiorczyń, a z czasem twórczyń pierwszych imperiów kosmetycznych. Oferujące usługi kobiety bazowały z jednej strony na profesjonalnej wiedzy, a z drugiej na zaufaniu pacjentek wynikającym z funkcjonowania we wspólnej przestrzeni[14]. Często bowiem wykonywały pracę u siebie albo u pacjentek, w ten sposób łącząc profesjonalizm z wejściem w sferę domowej intymności. Tak pracowała też Maria Jadwiga Strumff. W przestrzeni sypialni lub buduaru mogła oglądać nieubrane ciała pacjentek i oceniać ich atrakcyjność.
Branża usług kosmetycznych i paramedycznych równolegle rozwijała się w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji, ale także na terenie Prus, Imperium Habsburskiego oraz w Rosji. Sposoby pielęgnowania urody różniły się między krajami, były wręcz uznawane za ich cechy wyróżniające[15], a „przemysł piękności” stał się areną konkurencji – na przykład brytyjski konkurował z francuskim i amerykańskim. To Brytyjki miały opinię kobiet najbardziej zadbanych. Jednocześnie rozkwit kultury urody był zjawiskiem uniwersalnym. Pielęgnowanie ciała i dbałość o kondycję fizyczną stały się w drugiej połowie stulecia, zdaniem Jessiki P. Clark, składnikiem nowoczesnej tożsamości kobiet i mężczyzn w europejskich i amerykańskich metropoliach[16]. Tematyka urody i higieny zaczęła zajmować coraz więcej miejsca na łamach czasopism, rosły nakłady poradników dotyczących pielęgnacji ciała, adresowanych specjalnie do kobiet z warstw wyższych i średnich. Na przełomie XIX i XX wieku zaczęły ukazywać się specjalistyczne magazyny poświęcone tematyce kultury fizycznej i kosmetyki. W Stanach Zjednoczonych w 1899 roku Bernarr Macfadden założył pismo „Physical Culture”, początkowo adresowane przede wszystkim do mężczyzn, propagujące gimnastykę, dietę oraz zabiegi higieniczne. Wszystko to miało służyć utrzymaniu sprawności ciała oraz jego właściwych, zgodnych z aktualnymi kryteriami estetycznymi, rozmiarów.
W krajach europejskich, w tym na ziemiach polskich, największy wpływ wywierały idee rozwijane we Francji i w Wielkiej Brytanii. Angielskie czasopisma kobiece lansowały ideał wiktoriańskiej pani domu, której atrakcyjny wygląd miał być oznaką zdrowia fizycznego i psychicznego oraz reprezentować status rodziny. W związku z tym propagowały ideał „naturalnej” urody, z jasną, czystą cerą, bez przebarwień i zmian skórnych, z zadbanymi, długimi i gęstymi włosami. Atrakcyjność miała iść w parze z płodnością. Upolitycznienie macierzyństwa, a pośrednio kobiecego piękna sprawiło, że w Wielkiej Brytanii pojawiły się promujące kulturę urody magazyny, kierowane do przedstawicielek środowisk robotniczych. Pisma znajdowały odbiorczynie dzięki upowszechnieniu podstawowej edukacji i wzrostowi piśmienności. Rozszerzenie uczestnictwa w kulturze urody możliwe było także dzięki rozwojowi domów towarowych, dysponujących bogatą ofertą gotowych, dostępnych finansowo, produktów pielęgnacyjnych[17]. We Francji rozwijająca się od lat 80. „kultura fizyczna” obejmowała troskę o zdrowie kobiet, podstawową edukację seksualną oraz skomplikowane reżimy służące osiągnięciu pożądanej figury. Wymogi w stosunku do ciała określała wiedza medyczna, higiena i dietetyka, a także w coraz większym stopniu media – gazety i czasopisma oraz przekazy reklamowe[18]. W Rosji kierowane do kobiet poradniki higieny i stylu życia, koncentrowały się na zadaniu utrzymania atrakcyjności fizycznej, pomimo upływu czasu. Miały temu służyć odpowiednia dieta, zabiegi kosmetyczne, takie jak osadzone w lokalnej tradycji masaże i nacierania, bardzo ograniczone ćwiczenia gimnastyczne, dobór stroju i fryzury. Autorki i autorzy rosyjskich poradników proponowali bogaty zestaw zabiegów upiększających, tworzący skomplikowany system dbałości o urodę[19]. Na ziemiach polskich modę, higienę i pielęgnację ciała propagowały, kierowane do kobiet czasopisma, łączące formułę magazynu kulturalnego z żurnalem. Były to na przykład ukazujący się od 1865 roku „Bluszcz”, „Tygodnik Mód i Powieści” czy „Dziennik Mód Paryskich”. Na początku XX wieku zaczęły się ukazywać czasopisma poświęcone wyłącznie kwestiom urody i higieny, takie jak „Kosmetyka. Tygodnik poświęcony racjonalnej kosmetyce, estetyce ciała i perfumerji”. Ponadto, aspirujące do zachodniej kultury urody kobiety z warstwy ziemiańskiej i mieszczańskiej cały czas korzystały z zagranicznych magazynów, przede wszystkim francuskich. Oprócz czasopism na rynku obecne były poradniki dotyczące higieny ciała i pielęgnacji urody. Wielokrotnie wznawiano poradnik Piękność i zdrowie. Praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet autorstwa francuskiej dziennikarki podpisującej się jako baronowa Staffe. W 1891 roku ukazała się Hygjena piękności Paula Montegazza. Osobne poradniki poświęcone były pielęgnacji włosów, paznokci, skóry twarzy i dłoni. Tym, co można było w nich wyczytać na pierwszy rzut oka, był kierowany do odbiorczyń bezwzględny nakaz dbałości o urodę. „Mąż powinien widzieć żonę zawsze świeżą, piękną, delikatną jak kwiat” – dekretowała Blanche Staffe. Przy tym mądra kobieta, jej zdaniem, umiała ukrywać fakt, że „piękność naszą podnosimy, lub podtrzymujemy za pomocą tysiącznych starań”[20]. Na temat urody wypowiadali się także autorzy poradników medycznych. Stanisław Breyer, w wydanym w 1911 Lekarzu domowym, Józef Bogdanik w pochodzącym z 1910 roku Kulcie piękności i zdrowia doradzali, jak pozbyć się piegów, zapobiegać powstawaniu zmarszczek i dbać o zachowanie odpowiedniej figury.
Popularyzacja wiedzy na temat zdrowia, higieny oraz pielęgnowania urody sprawiała, że w wyższych i średnich warstwach społecznych standardem dbałości o ciało stawało się korzystanie z gotowych produktów kosmetycznych oraz z całej gamy zabiegów upiększających. Popularne czasopisma reklamowały kremy, balsamy do twarzy i dłoni, pielęgnacyjne pudry, środki do usuwania piegów przedstawiane jako „źródło piękności”. Publikowały także anonse kosmetyczek, masażystów oraz lekarzy zajmujących się poprawianiem urody.
W ten sposób, od ogłoszenia w prasie, Maria Jadwiga Strumff rozpoczęła karierę. Zajmowała się zabiegami leczniczymi; mocno podkreślała swoje związki z medycyną, pisząc, że pracowała w fachu, „który ma uzdrawiać chorych”. Wykonywała masaż rehabilitacyjny, pomagała w odzyskaniu sprawności fizycznej. Jednak świadczyła także, a może nawet przede wszystkim, usługi obejmujące kosmetykę, zarówno leczniczą jak i upiększającą. W świetle jej wspomnień, pacjentki i pacjenci domagali się zwłaszcza zabiegów pielęgnujących urodę. Najczęściej prosili o kremowanie i „odświeżanie” twarzy oraz dłoni. Gładkie, białe ręce były ważnym znakiem potwierdzającym urodę kobiet z warstw średnich, stąd masaż i nacieranie kremami należały do popularnych usług. Pacjenci zwracali się do Jadwigi Strumff także z prośbami o usunięcie drobnych defektów ciała, niezgodnych z ówczesnym kanonem albo szpecących, tak jak na przykład młody mężczyzna, który przed wyjazdem w konkury do Padwy chciał oczyścić twarz z wągrów. Dwie Angielki, przyzwyczajone w swoim kraju do wysokiego standardu usług kosmetycznych, domagały się od niej usunięcia odcisków i, jak się wydaje, liczyły, że w Warszawie taki zabieg będzie tańszy.
Niektórym żądaniom pacjentów Maria Strumff odmawiała. Młodemu dragonowi, pragnącemu usunąć zmarszczkę, oferowała jedynie słoik kremu, dziewczynę „obsypaną krostami” odesłała do lekarza. Jak zapisała, sumienie nie pozwoliło jej wykorzystać determinacji pacjentki proszącej, by „coś jej poradzić na młodość”. Świadoma swoich umiejętności, nie podejmowała się zabiegów wchodzących w zakres medycyny estetycznej, ale o istnieniu takich usług wspominała. Pacjentce, oszpeconej przez „sławnego chirurga” w wyniku operacji usuwania zmarszczek, odmówiła leczenia, pozbywając ją złudzenia co do możliwości przywrócenia młodości.
Maria Strumff surowo oceniała kobiety rozpaczliwie pragnące zachować mijającą młodość. „Są nieubłagane prawa natury od których nikt się uchylić nie zdoła, trzeba im się godnie poddać” – komentowała wizytę wiekowej pacjentki, dodając że jej starzejące się ciało budziło odrazę. Zgodnie z kanonami estetycznymi epoki, utożsamiającymi kobiecą atrakcyjność z młodością, a pośrednio z płodnością[21], dojrzałość i starość autorka traktowała jako wykluczające z uczestnictwa w kulturze urody. „Wygląd miała ropuchy, […] twarz poorana czasem jak włoski orzech, […], oczy jak królik, włosy, o ile mi się zdaje peruka, i brwi jasnorudawe, naturalnie farbowane, jednem słowem sztuczna maska nic naturalnego, stara wiedźma” – portretowała sześćdziesięcioletnią pacjentkę, przywołując obraz monstrualnej kobiecej starości, obecny w tradycji XIX stulecia.
Stosownie do współczesnych sobie wyobrażeń o kobiecej urodzie, koncentrujących się na twarzy i gładkiej skórze[22], Maria Strumff postrzegała pojawianie się zmarszczek i utratę świeżości cery jako najważniejsze symptomy związanej z wiekiem brzydoty. „Ruina” – wielokrotnie komentowała wygląd starzejących się pacjentek. Analogicznie traktowała nadmierną chudość. O czterdziestoośmioletniej pacjentce wydającej zawrotne sumy na zabiegi odmładzające pisała: „kobieta zrujnowana fizycznie […] figura księdza, kości i zkóra”. Utratę wagi wyraźnie łączyła z procesem przekwitania. Opisywała niegdyś „tęgie” i zdrowe kobiety, z wiekiem „zrujnowane” nadmierną szczupłością.
W XIX i wczesno-XX-wiecznych poradnikach zmarszczki i wychudzenie traktowane były jako największe defekty urody starzejących się kobiet. Stanisław Breyer, autor Lekarza domowego opisywał szpecące plamy wątrobowe i przebarwienia skóry, następnie zalecał rezygnację z kawy, herbaty, czekolady i alkoholu jako sposób na utrzymanie dobrej kondycji cery[23]. Baronowa Staffe doradzała starszym kobietom przykrywanie narzutką zdradzających wiek „zeszczuplałych ramion”[24]. Maria Jadwiga Strumff wymieniała „utycie” obok innych zabiegów odmładzających – odświeżenia cery i rąk oraz farbowania włosów. Umiarkowana pulchność i pełność kształtów, przy zachowaniu modnej wąskiej talii, była bowiem do początków XX wieku oznaką kobiecej urody[25].
W pamiętniku Maria Jadwiga Strumff z pewnym zdumieniem komentowała determinację pacjentek, każącą płacić za „utrzymanie młodości” kosztem zaniedbania gospodarstwa domowego czy ukrywać przed małżonkami fakt korzystania z zabiegów kosmetycznych. Zastanawiała się wielokrotnie nad celowością podkreślania i pielęgnowania urody. Niewiele natomiast pisała o stosowanych przez siebie zabiegach i używanych przyrządach kosmetycznych. Ogólnikowo wspominała o kremowaniu policzków, „odświeżaniu” ciała, czy „sztucznym utrzymywaniu” jego dawnej świetności. Zajmowała się na ogół twarzą, dekoltem i dłońmi pacjentek, a więc częściami widocznymi, świadczącymi o urodzie lub jej braku. Wspominała także klientki domagające się całkowitego „odświeżenia”, które mogło oznaczać masaż uchodzący za środek przeciwdziałający starzeniu się, wzmacniający pory skóry, poprawiający krążenie krwi i w ten sposób zapobiegający powstawaniu zmarszczek. Do masażu twarzy Maria Strumff zapewne używała specjalnych kremów i balsamów. Być może stosowała dostępne w sprzedaży gotowe produkty, mogła też samodzielnie wytwarzać cold cream, którego receptura była pod koniec XIX wieku powszechnie znana[26]. Ani słowem nie wspominała o specjalistycznych przyrządach: masażerach wygładzających zmarszczki i stymulujących pracę mięśni twarzy, rolerach, czy urządzeniach elektrycznych.
Choć z pewną dozą współczucia wypowiadała się o proszących o „odmłodzenie” pacjentkach, to zachowywała wobec ich żądań spory dystans. Niektóre z nich klasyfikowała jako histeryczki, powielając funkcjonujący w dyskursie medycznym obraz kobiecej neurozy[27]. „Robiła wrażenie wariatki, nie uczesana, na głowie chustki”– opisywała jedną z nich. Groteskowe, bliskie szaleństwu i histerii było dla niej samo pragnienie atrakcyjności, niezgodne z kulturowym skryptem kobiecej dojrzałości, nakazującym skromność, wstrzemięźliwość, rezygnację z aktywności seksualnej, a nawet życia towarzyskiego, a przez to z istotnego elementu tożsamości[28].
Zapewne podzielała wyrażaną w poradnikach urody pogardę wobec kobiet, które nie stosowały się do takich zaleceń. W mieszczańskiej kulturze końca XIX stulecia wiek wyznaczał im kolejne role społeczne: panny na wydaniu, żony, matki, matrony i wreszcie staruszki. Seksualność, atrakcyjność fizyczna mogły realizować się w okresie młodości. Kobietom dojrzałym zalecano skromny, stosowny ubiór, wykonany z ciężkich tkanin, przestrzegając, że „straszny jest widok babuni ubranej jak wnuczka albo choćby jak córka”[29]. Odmowa stosowania się do takich zaleceń była wykroczeniem poza właściwe dla wieku normy, buntem wobec praw natury, narażała na śmieszność. Była także postrzegana w kategoriach moralnych. W ten sposób Maria Strumff oceniała jedną ze swoich pacjentek, zarzucając jej, że „ta chce ludzi oszukiwać”, ubierając się niestosownie i udając młodość.
Fetyszyzacja kobiecej młodości wymuszała ciągłe starania o jej zachowanie, co szło w parze z rozwojem przemysłu urody. Z jednej strony kulturowy nakaz zachowania atrakcyjnego i młodego wyglądu, określany w poradniku baronowej Staffe jako „bój o szczęście”, z drugiej – potępienie dla starań nadmiernych, dla „sztucznych środków” i daremnej walki z czasem, stawiały dojrzałe kobiety wobec sprzecznych oczekiwań. Sprawiały, że pielęgnacja urody stawała się naturalnym elementem praktykowania kobiecości w wyższych warstwach społecznych, łączącym się z silną presją. Cały zespół reżimów higienicznych i dietetycznych służył kształtowaniu odpowiedniej formy ciała, tak, aby jak najdłużej wyglądało na młode.
Maria Jadwiga Strumff, której profesja związana była z dbałością o wygląd, podzielała współczesne sobie poglądy na temat kobiecej urody. Podziwiała ciała młode, wpisujące się w aktualny kanon urody, a więc harmonijnie zbudowane – zgodnie z ujmowanymi w tabele i siatki centylowe proporcjami wagi i wzrostu[30]. Sama siebie nie uważała za atrakcyjną, natomiast uroda była dla niej istotnym elementem tożsamości kobiety. Przede wszystkim, rozwój kultury urody i profesjonalizacja dbałości o ciało dały jej możliwość zarobkowania w zawodzie bliskim lecznictwu, a więc przynajmniej do pewnego stopnia zaspakajającym jej ambicje. Maria Jadwiga Strumff z jednej strony była beneficjentką rozwoju nowoczesnej higieny i zawodów okołomedycznych, ale z drugiej boleśnie odczuwała napięcia związane z przemianami modernizacyjnymi: niejasny status swojej profesji, ambiwalentny stosunek opinii publicznej wobec kobiet, których praca polegała na kontakcie z ludzkim ciałem. Silna autokreacja jako osoby niewpisującej się w kulturowe normy płci swojej epoki, mogła być w pewnej mierze odpowiedzią na konflikt między systemem wartości warstwy społecznej, z której się wywodziła, a procesami modernizacyjnymi, w których uczestniczyła i których elementem było wchodzenie kobiet na rynek pracy wykwalifikowanej.
[1] M. Perrot, R.H. Guerrand, Sceny i miejsca, w: Historia życia prywatnego, t. 4: Od rewolucji francuskiej do I wojny światowej, Ossolineum, Wrocław 1999, s. 316 .
[2] L. Magiera, Historia masażu w zarysie, „Bio-styl”, Kraków 2007.
[3] L. Nochlin, The Imaginary Orient, w: The Politics of Vision. Essays on Nineteenth–century Art and Society, Harper & Row, New York 1989, s. 44; E. Said, Orientalizm, przeł. W. Kalinowski, PIW, Warszawa 1991, s. 37.
[4] C. Bacchi, J. Jose, Historicising Sexual Harassment, „Women’s History Review” 1994, t. 3, nr 2, s. 264.
[5] H. Aspinall, The Fetishization and Objectification of the Female Body in Victorian Culture, Brighton Online Journal. http://arts.brighton.ac.uk/study/literature/brightonline/issue-number-two/thefetishization-and-objectification-of-the-female-body-in-victorian-culture (dostęp: 2012).
[6] A. Gromkowska-Melosik, Ciało, moda i tożsamość kobiety epoki wiktoriańskiej – dyskursy piękna i przemocy, „Kultura-Społeczeństwo-Edukacja” 2012, nr 2, s. 18.
[7] A. Furnham, V. Swami, Mutual and Partaken Bliss. An introduction to the Science of Bodily Beauty, w: The Body Beautiful. Evolutionary and Socio-cultural Perspectives, red. A. Furnham, V. Swami, Palgrave, New York 2007, s. 5.
[8] A. Fallon, Culture in the Mirror. Sociocultural Determinants of Body Image, w: Body Images. Development, Deviance, and Change, red. T. Cash, T. Pruzinsky, The Guilford Press, New York 1990, s. 82.
[9] M. Morag, Doctoring Beauty. The Medical Control of Women’s Toilettes in France, 1750–1820, „Medical History” 2005, t. 49, nr 3, s. 353.
[10] A.L. Montz, Dressing for England. Fashion and nationalism in victorian novels (dissertation) 2008, s. 3; M. Foucault, Historia seksualności, przeł. B. Banasiak, K. Matuszewski, T. Komendant , „Czytelnik”, Warszawa 1995, s. 29–30.
[11] J.P. Clark, The Business of Beauty. Gender and the Body in Modern London, Bloomsbury Visual Arts London 2020.
[12] K. Heath, Aging by the Book. The Emergence of Midlife in Victorian Britain, Suny Press, Albany 2009, s. 31.
[13] K. Peiss, On Beauty… and the History of Business, „Enterprise & Society” 2000, t. 1, nr 3, s. 491–492.
[14] J.P. Clark, „Clever ministrations”. Regenerative beauty at the fin de siècle, „Palgrave Communications” 2017, t. 3, nr 1, s. 1–13.
[15] M. Morag, Selling Beauty Cosmetics, Commerce, and French Society, 1750–1830, Johns Hopkins University Press, Baltimore 2009, s. 14.
[16] J.P. Clark, The Business of Beauty.., s.7.
[17] Tamże, s. 17.
[18] M.L. Stewart, For Health and Beauty. Physical Culture for Frenchwomen, 1880s–1930s, Johns Hopkins Unversity Press, Baltimore 2001, s. 13–14.
[19] C. Kelly, Refining Russia. Advice Literature, Polite Culture, and Gender from Catherine to Yeltsin, Oxford Iniversity Press, Oxford 2001, s. 176.
[20] B. Staffe, Piękność i zdrowie. Praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet, Gebethner i Wolff, Warszawa 1894, s. 8.
[21] K. Heath, Aging by the Book…, s. 10.
[22] G. Vigarello, Historia urody, przeł. M. Falski, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2011, s. 190–195.
[23] S. Breyer, Lekarz domowy, „Prawda”, Kraków 1911, s 143.
[24] B. Staffe, Piękność i zdrowie…, s. 190.
[25] G. Eknoyan, A History of Obesity, or How What Was Good Became Ugly and Then Bad, „Adv Chronic Kidney Diseases” 2006, nr 13 (4), s. 423.
[26] Wynalazek cold cream’u – powszechnie używanego do pielęgnacji twarzy i dłoni – przypisywano Galenowi. Popularny był już w XVIII w., a od połowy XIX w. był wytwarzany metodą przemysłową. Składał się z wosku pszczelego, oleju mineralnego bądź wazeliny, wody destylowanej, boraksu oraz substancji zapachowych. Po wyparowaniu wody zostawiał na skórze uczucie chłodu. V. Sherrow, For Appearance’ Sake. The Historical Encyclopedia of Good Looks, Beauty, and Grooming, Greenwood, Phoenix 2001.
[27] E. Trillat, Historia histerii, Ossolineum, Wrocław 1993.
[28] Tamże, s. 13.
[29] B. Staffe, Piękność i zdrowie…, s. 190.
[30] G. Vigarello, Historia urody…, s. 232.