„Niewiasta ma rodzić mężczyzn, ale…”

Barbara Stępniak

 

„Niewiasta ma rodzić mężczyzn, ale nigdy nie powinna zabijać ich!”[1] – te słowa wypowiedziała Mirza – służąca Judyty w tragedii Friedricha Hebbla z 1841 roku. W tle odwieczne pytanie o rolę kobiety w świecie. Dramaturg, uważany za mizoginicznego demaskatora, zmienił starotestamentowy pierwowzór, portretując „nową” Judytę – zabijającą wskutek urażonej dumy. Zabijającą wskutek gwałtu. W odpowiedzi na krzywdę, której doświadczyła. Powraca kwestia znana od początku dziejów ludzkości – dlaczego ofiara czasami zabija? A jeśli jest to ofiara-kobieta?

Hans Mayer w monografii Odmieńcy w części poświęconej kobietom wnikliwie analizuje archetyp Judyty. Twierdzi, że: „Zachwyt i strach miała budzić konkluzja tej historii: kobieta z mieczem i zdobyczną głową mężczyzny, czyli wroga.”[2] Ona nie jest już bezbronna. Potrafi zwyciężać. Co to zmienia w patriarchalnym świecie? Według autora Odmieńców: „Oznacza to: Judyta działa w sposób, który nie przystaje do jej stanu i płci. Jej czyn jest «niekobiecy».”[3] Mayer zwraca uwagę na pewną uniwersalność tej historii: „Skandal Judyty, który jak każdy skandal dostarcza obserwatorom uciechy, nie ma nic wspólnego z religią ani z narodową tożsamością; dlatego każda kobieta może się w nim rozpoznać. Monstrualny nie jest jego aspekt społeczny, lecz płciowy, przekazywany przez legendę jako tabu.”[4] Kim staje się ta zabijająca kobieta w świecie zdominowanym przez mężczyzn? Powtarzając za autorem Odmieńców: „Judyta jest aktorką jednego jedynego czynu, wymierzonego przeciw jednemu przeciwnikowi i ofierze zarazem. I właśnie przez to staje się potworem. Nawet jeśli jej czyn może oddziaływać budująco i bywa wykorzystywany w celach pedagogicznych, ona sama pozostaje obcym, niezrozumiałym, nieludzkim paradoksem: wdowa – a czysta, kobieta – a kat.”[5] Ta, która miała rodzić synów, odważa się być katem zabijającym mężczyznę…

Dobiega końca Belle Époque. Jest początek XX wieku, który przynosi wiele zmian: w Rosji w 1905 roku wybucha pierwsza rewolucja robotnicza, w Anglii sufrażystki walczą o swoje prawa, coraz wyraźniej słychać też głos Polek. Amerykański badacz Robert Blobaum opowiada, jak rewolucja wpłynęła na społeczną pozycję kobiet: „W 1908 i 1909 roku można obserwować szczyt aktywności ruchu kobiecego. […] Warszawa i inne miasta się feminizują, kobiety zaczynają być widoczne. Oczywiście kobiety cierpią nędzę na skutek zapaści ekonomicznej, ale zaczynają funkcjonować na stanowiskach publicznych. Kobiety konsumentki i kobiety cierpiące wojenną nędzę są obsługiwane przez inne kobiety prowadzące jadłodajnie czy schroniska.”[6] Pamiętnik masażystki to „wycinek” z tej rzeczywistości. Głos kobiety i – o kobietach. Profesor Blobaum docenia ich rolę w życiu społecznym i politycznym w tych „trudnych czasach”: „Jasne, Piłsudski zasługuje na pomnik, ale gdzieś obok niego powinny znaleźć się pomniki tych kobiet, które uratowały dziesiątki tysięcy ludzi od śmierci głodowej.”[7]

Zaczyna się nowe stulecie. Prasa co i raz dostarcza informacji o nieszczęśliwych wypadkach, samobójstwach czy morderstwach, które, rzecz jasna, budzą najwięcej emocji. Początki medycyny sądowej na świecie sięgają XVIII wieku. Rozwija się kryminalistyka. Powstała daktyloskopia – metoda polegająca na ujawnianiu śladów linii papilarnych przy użyciu specjalnych proszków, która jest stosowana od lat 90. XIX wieku. „Po rozbiorach na ziemiach polskich wprowadzono kodeksy państw zaborczych. […] Stosunkowo najlepsze warunki dla rozwoju medycyny sądowej powstały w zaborze austriackim.”[8] Leon Wachholz wniósł duży wkład w rozwój polskiej kryminalistyki. Dowodził, że za popełnienie przestępstwa odpowiadają zarówno czynniki bio-patologiczne, jak i środowisko społeczne. Na początku XX wieku było to bardzo nowatorskie. W 1910 roku „Gazeta Sądowa Warszawska” boleje nad sytuacją polskich sądów: „Żałować należy, że nie będzie stenograficznego[9] sprawozdania, jak to bywa na wielkich i ważnych rozprawach na szerokim świecie, które to stenogramy stają się następnie podstawą do prac naukowych […]”[10].

Jedna z pierwszych trucicielek uwiecznionych w literaturze starożytnego Rzymu – Lukusta[11] pozbyła się męża – tyrana i alkoholika. To też pierwsza „propagatorka” wspierania prześladowanych kobiet, chętnie rozdająca im za darmo swe mikstury. W XVII-wiecznym Rzymie istniała nawet szkoła, którą otworzyła kolejna zawodowa trucicielka Hieronyma La Spara[12] – uczyła kobiety, jak… skutecznie truć mężów.

Na początku XX wieku Maria Jadwiga Strumff w pamiętniku kreśli miniatury trzech kobiet-zbrodniarek. Ona, też kobieta i świadek epoki, idzie jednak o krok dalej – nie obarcza ich ślepo winą, ale próbuje dać odpowiedź na pytanie, dlaczego do tego doszło. Wszystkie trzy zostały oskarżone o zamordowanie męża lub kochanka. Procesy sądowe toczyły się w latach 1908–1910. Warszawska masażystka kusi się o stworzenie rysu portretu psychologicznego każdej z nich. Już Krasiński w 1831 roku w listach do angielskiego poety Henryka Reeve’a wieścił przyszłość kobiety: „Nie trzeba jej już będzie wspierającego ramienia mężczyzny, ale i dla jego serca przestanie być bóstwem; mocna, muskularna i namiętna z równą łatwością będzie zabijać i rodzić.”[13] Co na to Jadwiga Strumff?

Maria (Mura) Mikołajewna Tarnowska[14] – to morderczyni, której nazwisko pojawia się we wspomnieniach masażystki jako pierwsze. Jej życiorys przeplatają legendy i fakty historyczne, cytowane przez ówczesną prasę. Wyszła za mąż za hrabię Wasyla Tarnowskiego, u boku którego wiodła luksusowe życie. Małżonek podobno zabierał temperamentną żonę do domu uciech, gdzie spędzali czas na wspólnych zabawach. W 1910 roku trzydziestoletnia wówczas hrabina Tarnowska z Kijowa została oskarżona przez sąd w Wenecji o zlecenie zabójstwa swego kochanka. Miała to zrobić w 1907 roku. Ponoć rozkochiwała mężczyzn i zmuszała ich do ślepego posłuszeństwa. Powodzenie w kierowaniu nimi tłumaczono jej bezpruderyjnością i urodą. Damie zarzucano przywiązanie do luksusu i dużej liczby kochanków. Najpierw nawiązała romans ze szwagrem Piotrem Tarnowskim, którego namówiła do spisania testamentu i samobójstwa, dziedzicząc po nim jego majątek wraz z mężem. Ten schemat powieliła ponoć trzynaście razy. Jednego z kochanków, hrabię Tołstoja, śmiertelnie postrzelił jej mąż. Baron Władimir Stahl popełnił samobójstwo. Kolejną ofiarą był Borżewski, który zginął postrzelony przez jej małżonka. W końcu postanowiła rozwieść się z mężem Wasilijem Tarnowskim. Pomagał jej w tym adwokat Donat Pryłukow, który szybko straciwszy dla niej głowę, opuścił żonę i dzieci, przy okazji kradnąc powierzone mu pieniądze przez klientów. Uciekli, podróżowali, zatrzymali się we Włoszech. Kolejnym wielbicielem wdzięków damy stał się dobrze sytuowany hrabia Paweł Komarowski. Wprawdzie nie udowodniono Tarnowskiej otrucia jego żony Emilii, ale kobieta zmarła, gdy hrabina pojawiła się w ich domu, by wesprzeć opieką chorą Komarowską. Później ukochany przedstawił jej swojego znajomego Nikołaja Naumowa, który również uległ jej urokowi. Hrabina łatwo przekonała go o tym, że Komarowski ją obraził, lecz… zdążył zabezpieczyć finansowo. Naumow w obronie jej honoru postrzelił go 8 września 1907 roku. Komarowski zmarł w szpitalu. Naumowa zatrzymano w Weronie we Włoszech. Wskutek jego zeznań Tarnowska, Pryłukow i pokojówka Perrier zostali zatrzymani w Wiedniu, gdy hrabina próbowała spieniężyć polisę ubezpieczeniową Komarowskiego. Śledztwo trwało prawie trzy lata. Proces zaczął się 4 marca 1910 roku. Podczas zeznań jeden z biegłych sądowych miał zakochać się w niej i przekonywać, że popełniła zbrodnię w wyniku choroby. Prasa szybko nadała Tarnowskiej przydomek „Czarny Anioł”. Tej historii przyglądał się cały świat, w 1910 roku proces śledził włoski „L’illustration” i amerykański „The New York Times”. Relację ze słynnego procesu hrabiny Tarnowskiej 26 marca 1910 roku zamieścił „Nasz Kraj. Tygodnik Ilustrowany” w artykule zatytułowanym Rosyjski dramat pod włoskim niebem. Gazeta ze swadą stwierdziła, że oskarżona to „Kobieta z instynktami tygrysicy, mężczyźni bez woli, bez hartu, charakteru”[15]. Tygodnik relacjonował: „Tarnowska z krwią najzimniejszą w świecie opisuje tortury fizyczne kochankom swoim zadawane. Drobnostki… przestrzelenie jednemu ręki, bo sam tego zażądał, gaszenie drugiemu papierosów na dłoni, tatuowanie trzeciemu na ręce monogramu[16] i zalewanie krwawiącej rany… wodą kolońską…”[17]. „Dziennik Białostocki” po dwudziestu trzech latach wrócił do tych wydarzeń – w artykule Wielkie procesy kobiet. Demoniczna hrabina Mura Tarnowska przedstawiał ją jako tę, która umiała zrobić z mężczyzn pokornych służących: „Każdy, kto się w niej zakochał, stawał się jej niewolnikiem bez woli i charakteru”[18]. Pewna nuta antagonizmu męsko-kobiecego pobrzmiewa w pamiętniku warszawskiej Masażystki. Jednak według niej to kobieta reprezentuje „wyższe” wartości, mężczyzna z kolei odpowiada za te najniższe instynkty i sprowadzanie partnerki na złą drogę.

Maria Strumff usprawiedliwia przestępczynię Tarnowską, czytając prasowe doniesienia o „krwawej” hrabinie, szuka przyczyn tych wydarzeń. W pamiętniku zastanawia się nad rozgoryczeniem życiem młodej żony – Marii Tarnowskiej. Wprawdzie para małżonków uciekła z domu i wzięła ślub z miłości wbrew decyzji rodziców, jednak chyba w inny sposób wyobrażała sobie wspólną przyszłość. Aranżowane małżeństwa były normą społeczną, jednak zazwyczaj unieszczęśliwiały zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Wspólne noce często rozczarowywały młode dziewczęta. Przyzwyczajona do życia w luksusie Maria Tarnowska ukończyła Instytut dla Szlachetnie Urodzonych Panien. Jej absolwentki uważano za wystarczająco dojrzałe do zawarcia małżeństwa. Jednak warszawska Masażystka w pamiętniku podkreśla jej nieprzygotowanie do dorosłego życia: „Tarnowska, 16letnie dziecko dostaje hulakę, który Ją prawdopodobnie tak zdeprawował, że Ją sam popchnął na drogę prostytucji. Ta obojętność dla Niej Jej męża wzbudza w niej uczucie zemsty na wszystkich mężczyzn i sprowadza zanik serca”. Ów „zanik serca” odczuwała też Strumff, wspominając reakcję na list męża z informacją o chorobie i prośbą o przyjazd: „Nie spieszyłam się, wiadomość ta nie wzruszyła mnie ani na chwilę, a na gromy rzucane na mnie, że niemam serca, odpowiedziałam, że cała moja młodość i życie zmarnowane zlodowaciały serce, kto temu co to sprawił, rozumem się teraz rządzę”. Warszawska Masażystka w pewien sposób utożsamia się z Tarnowską, która zabijała w „białych rękawiczkach”. Łączy je nienawiść do mężczyzny, który miał być dobry, a zamiast tego – rani: „Tak jak się prędko przebacza temu którego się kochało, tak i czuję się chęć zemsty”. Autorka pamiętnika wyraźnie obdarza Tarnowską empatią. Maria Strumff również doświadczyła męskiej obojętności: „Po wyczerpaniu wszystkich uciech świata, chce się mieć żonę dla wygody, ale ja nie należę do tych głupich istot co ślepo przywiązane są do mężów i bez nich obyć się nie mogą”. I wciąż pamięta krzywdę jej wyrządzoną: „Natychmiast po odjeździe jego, poszłam do jego pokoju, i jeżeli nie zkamieniałam nie umarłam od razu to że więcej człowiek jest w stanie przetrzymać jak się zdaje. […] Wpadłam w dziką rozpacz, widząc się opuszczoną z trojgiem a 4 tem in spe dziećmi, i bez funduszów do życia. Siostra dopiero przejrzała papiery i znalazła listy objaśniające, że wyjeżdża zupełnie, inaczej zrobić nie mógł. Cierpień moich opisać nie mogę, tego nikt pojąć nie może kto tego sam nie odczuł. […] Gdyby nie siostra, była bym się zagłodziła. Wszystko możebne zrobiłam by nie dać życiu dziecka, bez Ojca i nie mając środków wychowania go, nic nie pomogło, bałam się, że się urodzi ślepy, bo cały ten czas płakałam […] było to dziecko moje, był jest i będzie wyłącznie moim, bo ma lat 21 a Ojca nie zna”.

Jadwiga Strumff doszukuje się przyczyn skutkowo-przyczynowych dwóch patologii: prostytucji i przestępczości. I właśnie tym zjawiskom w tym okresie musimy się bliżej przyjrzeć. Na kartach pamiętnika autorka tłumaczy: „Kobiet złych niema, są to wyjątki, złemi ich robi życie. Jedne biorą się do pracy i w tej zagłuszają swe zawody życiowe inne zawiedzione puszczają się, również by w sobie zagłuszyć ten ból pierwszego zawodu miłosnego”. Tak zwany handel żywym towarem to złożone zjawisko, na które składały się między innymi: masowe migracje, zmiany miejsca zamieszkania kobiet, bieda i przede wszystkim panika moralna. Oczywiście, były dziewczęta, które zmuszano do prostytucji wbrew ich woli, ale duża grupa wiedziała, w jakim celu wyjeżdża, wśród nich sporo już wcześniej utrzymywało się z tej profesji. Powstawały publikacje, w których wprost pisano: „licznemi ofiarami handlarzy żywym towarem były nasze analfabetki, a nazwa «polacca» w Argentynie była synonimem prostytutki.”[19] Alicja Urbanik-Kopeć w książce Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich pokazuje ten proceder jako wielowymiarowe zjawisko społeczne – przede wszystkim zależne od systemu prawnego i opieki zdrowotnej. Przyczyny prostytucji były różne: „Praca seksualna mogła być wyborem, przymusem lub czymś pomiędzy. Stosunek do niej – zarówno samych pracownic, jak i klientów oraz postronnych świadków – bardzo wiele mówi o pozycji społecznej kobiet w XIX wieku. Ze względu na ogrom wzbudzanych emocji pokazuje jak w soczewce linię napięć dzielących społeczeństwo: napięć płciowych i napięć klasowych. Ta książka to opowieść o ochronie zdrowia, prawie małżeńskim, pracy zawodowej kobiet, systemie opieki społecznej w dobie emancypacji kobiet. To historia społecznego konstruowania pojęcia niebezpiecznej kobiecej seksualności, szczególnie seksualności pracującej proletariuszki. Od kobiety swobodnie władającej własnym ciałem bardziej niebezpieczna jest bowiem tylko kobieta, która nie potrzebuje tradycyjnej rodziny patriarchalnej do zapewnienia sobie środków do życia. To także opowieść o hipokryzji konserwatywnego społeczeństwa klasowego.”[20] Stworzony system społeczny warunkowały czynniki ekonomiczne. Był on nieprzyjazny wszystkim kobietom, a wobec pracownic seksualnych wręcz opresyjny, często skazywał je na takie zajęcie i jednocześnie za to potępiał. System zdrowotny wymagał od nich regularnych badań (ale nigdy od ich klientów), policja kontrolowała je i karała. Młode kobiety stawały się ofiarami wywożenia przez zorganizowane grupy przestępcze do pracy seksualnej do Ameryki Południowej i Stanów Zjednoczonych.

Pod koniec XIX wieku zaczęto organizować pomoc dla ofiar handlu ludźmi. Tworzono organizacje, które na przykład dbały o to, by emigrantki nie podróżowały samotnie do nowego kraju, tylko w towarzystwie specjalnych opiekunek. Początek XX stulecia przyniósł ożywienie publicznej debaty na temat przyczyn i skutków prostytucji. Elita narodowa, od dziennikarzy po lekarzy, dostrzegała kryzys i wpływ tej sytuacji na przyszłość narodu. Prasa coraz bardziej otwarcie mówiła o walce z tym procederem. Wzmożone zainteresowanie prostytucją wynikało z rozwoju eugeniki społecznej i ruchów czystościowych, a z drugiej strony – z rozwoju ruchu kobiecego. Dodatkowy kontekst to socjalizm. Lekarz Stanisław Kelles-Krauz na przykładzie pracownic fabrycznych tłumaczył, że: „Pracownica ma dwie drogi do wyboru: nędzę lub sprzedawanie swego ciała. Wybiera zwykle tę ostatnią i wstępuje też do szeregu prostytutek.”[21] W 1905 roku na łamach „Prawdy” głoszono konieczność pomocy prostytutkom[22] i przede wszystkim zmianę mentalności społeczeństwa, społeczeństwa wciąż mającego głos decydujący, czyli mężczyzn: „Naszym zadaniem powinno być usunięcie brudu z naszych domów, sprowadzenie na właściwe tory opinii, aby piętnowała nie ofiarę, lecz krzywdziciela, wreszcie wychowanie nowego pokolenia, które by w kobiecie widziało – obywatelkę, towarzyszkę pracy, matkę, siostrę i żonę – lecz nie narzędzie rozkoszy.”[23] Maria Strumff, matka wychowująca synów, potwierdza tę opinię w swym pamiętniku: „Mając same doświadczenie z życia powinnyśmy chować naszych synów tak, by w kobiecie widzieli i szanowali człowieka; tacy będą prawdziwymi towarzyszami życia, nie tylko mężami. […] abym ja miała to przeświadczenie, że ja swego syna nie chowam tak, by kobietę uważał za narzędzie rozkoszy, bo i służącą moją musi uszanować jako człowieka, a nie widzieć w niej samicy”. Strumff współczuła prostytutkom i była gotowa ich bronić: „My znowu nie możemy potępiać kokot, nie jedna, kiedy opowiada swoje życie, wzbudza raczej litość jak pogardę […] nie odwracajmy się od tych ofiar społeczeństwa, które są nieszczęśliwemi, a ztarajmy się pojąć warunki ich wychowania otoczenia i litujmy się nad niemi. […] one już są zprzedawane, albo wypuszczane na zarobek i nie wiedzą, że źle robią, bo ich otoczenie to samo robi, dopiero potem kiedy są starsze, widzą zwój upadek i wiedzą że źle robią, że na świecie są inni ludzie, ale już zapóźno im się cofać”.

Keely Stauter-Halsted[24] analizuje ten proceder w specyficznych warunkach imperialnego zniewolenia, zwraca uwagę na wieloklasowość społeczeństwa polskiego i odrębną sytuację każdej kobiety w zależności od pochodzenia i zamożności rodziny. W prasie podkreślano ich niezwykle trudne położenie. Przeważała narracja, że przyczyną prostytucji kobiet jest nędza lub choroba psychiczna. W rzeczywistości wykorzystywano tę medialną debatę dla konkretnych celów: „Ludzie, a głównie mężczyźni, pisząc o prostytucji, nie dostrzegali w swoich dyskusjach jednostek i podmiotów, a jedynie użyteczną figurę retoryczną. Zarówno twórcy, jak i odbiorcy dyskursu traktowali pracę seksualną jak kod dyscyplinowania i wykluczania. Prostytutki jawne były okazją do opowieści z morałem, narzędziem do rozkręcania nastrojów antysemickich albo sposobem na krytykę systemu społecznego i politycznego. Prostytutki niejawne, których bano się daleko bardziej, niż nimi pogardzano, pełniły funkcję odstraszającą. Każda samodzielna dziewczyna z proletariatu mogła się nią stać, a każda kobieta z klasy wyższej mogła stracić przez nią męża i synów.”[25] Prasa nie pokazuje tego zjawiska w realnym świetle. Pamiętnik Masażystki stanowi bardziej wnikliwe źródło epoki – autorka portretuje różne „typy” prostytutek – od zamężnych pań z wysokich sfer do półświatka. Ona widzi jednostkę. Zauważa różnorodność ich motywacji, wynikającą z pochodzenia i sytuacji życiowej, ale też z wartości moralnych. Czasem gardzi i kpi, czasem współczuje i broni, ale na pewno jej świadectwo obnaża hipokryzję ludzi z różnych warstw społecznych, czego często brakowało ówczesnej prasie.

Marguerite[26] – Francuzka, kolejna zleceniodawczyni morderstwa, o której pisze Jadwiga Strumff, była żoną malarza, ale też „damą do towarzystwa”, z którą mieli spotykać się najważniejsi dostojnicy ówczesnej Francji. Plotkowano o nagłej śmierci prezydenta Francji – Felixa Faure’a, który miał w 1899 roku umrzeć na zawał serca przyłapany z nią in flagranti. Jej mąż nie miał nic przeciwko podwójnemu życiu małżonki i chętnie czerpał korzyści finansowe. W 1908 roku madame de Steinheil miała prawie czterdzieści lat. Tego roku w nocy z 30 na 31 maja w ich paryskiej wilii odkryto zwłoki malarza i jego teściowej. Lokaj usłyszał wołanie przywiązanej do łóżka Małgorzaty Steinheilowej. Twierdziła, że zabójcami były cztery osoby, które wtargnęły w nocy do domu. Tłumaczyła morderstwo napadem rabunkowym. Mąż i matka kobiety zostali uduszeni. Jej wyjaśnienia wydały się podejrzane, nie zgadzały się pewne fakty, na przykład więzy, którymi rzekomo ją skrępowano, wyglądały na zbyt luźne. Madame de Steinheil stanęła przed sądem 3 listopada 1908 roku. Prokuratora twierdziła, że kobieta związała się z bogatym właścicielem dóbr i chciała pozbyć się męża. W tym celu wynajęła płatnych zabójców. Proces trwał kilkanaście dni. Światowa prasa relacjonowała jego przebieg ze szczegółami. Nie brakowało głosów obwiniających kobiety-zbrodniarki-kurtyzany. Włoski psychiatra i kryminolog Cesare Lombroso uważał, że pod względem moralnym nie ma różnicy między tak zwaną kurtyzaną z wielkiego świata czy zwykłą ulicznicą. Według niego wszystkie umieją używać histerii i kłamstw dla własnych celów oraz mają talent do manipulacji. Twierdził też, że każda z nich jest zdolna do tego, by zabić. W książce Kobieta jako zbrodniarka i prostytutka opublikowanej po raz pierwszy we Włoszech w 1893 roku Lombroso próbował dowieść, że każda kobieta lekkich obyczajów jest przestępczynią: „Pod względem psychologicznym prostytutka okazuje się zbrodniarką urodzoną”[27]. Tłumaczył, że kobieca skłonność do oddawania swojego ciała i morderstwa są ze sobą nierozerwalnie związane: „zbrodniarki odznaczają się wzmożonem czuciem płciowem, – jeszcze jedną więc cechą, zbliżającą je do mężczyzn. Ztąd to u wszystkich tych kobiet między innymi występkami nie brak nigdy prostytucji. Zmysłowość ta stanowi zazwyczaj jądro, dokoła którego grupują się inne cechy.”[28] Czy każda prostytutka jest przestępczynią, jak twierdzi słynny kryminolog? Jadwiga Strumff nie obwinia mężobójczyni z Francji. Ona współczuje jej towarzysza życia: „mąż marna istota, bez woli, bez charakteru”.

Następną skandalistkę zapowiem słowami „Gazety Sądowej Warszawskiej”: „Nie tylko Paryż ma monopol na panie Steinheil.”[29] W Krakowie też je znajdziemy. „Kurjer Poranny” również dostrzegł podobieństwa w zachowaniu kolejnej bohaterki do paryskiej zbrodniarki, pisał, że Polka: „stosuje w swojej obronie wszystkie sposoby z głośnych procesów kryminalnych czasów ostatnich, która kopiuje Steinheilową i powtarza dosłownie jej wykrzykniki i jej manierę argumentowania, która od Eulenburga[30] nauczyła się oddziaływania na sędziów budzeniem litości dla swego złego stanu zdrowia, uzupełnia cały ten arsenał własnemi pierworzędnemi pomysłami, obliczonemi na nastrój specyficznie krakowskiej atmosfery.”[31]

Janina Borowska[32] – to właśnie kolejna z kobiet przedstawionych w pamiętniku. W styczniu 1910 roku ówczesna prasa skrupulatnie relacjonowała i publikowała zdjęcia z kolejnych dni codwutygodniowych przesłuchań podczas rozpraw sądowych. Rzecz dzieje się w miejscu, które uchodzi za najbardziej postępowe na ziemiach polskich pod względem rozwoju sądownictwa – w Galicji, w Krakowie. Studentkę Janinę Borowską oskarżono o zastrzelenie adwokata Włodzimierza Lewickiego. Kobieta twierdziła, że jej kochanek zginął śmiercią samobójczą. Tę znajomość poprzedziły wcześniejsze wydarzenia, które stały się ważnym tłem dla wyjaśnienia morderstwa. W 1908 roku redaktor dziennika „Naprzód”, Emil Haecker, oskarżył Janinę Borowską o bycie carską agentką. Wtedy kobieta go pozwała. Jej obrony z własnej woli podjął się Włodzimierz Lewicki. Późniejsza analiza tego wątku wskazywała na to, że chciał w ten sposób odwrócić uwagę opinii publicznej od jego wcześniejszego skandalicznego zachowania wobec redaktora innego pisma „Nowiny”. Obrońca wygrał proces i oczyścił Borowską z zarzutów. Romans tych dwojga zaczął się w 1908 roku, podczas tej batalii sądowej. Adwokat był w separacji z ówczesną żoną, a mąż i dziecko Borowskiej mieszkali we Lwowie. Treść aktu oskarżenia brzmiała: „Janinę Borowską zastano wczesnym rankiem d. 5 Czerwca 1909 r., około godz. 4-tej, sam na sam z dogorywającym Lewickim  w jego mieszkaniu przy ul. Sławkowskiej l. 28 w sypialni. Lewicki leżał na podłodze z przestrzeloną prawą skronią […] Nie było także nigdzie broni, z której padł strzał raniący śmiertelnie Lewickiego. Ten stan rzeczy zastał słuchacz medycyny Władysław Kuryluk, gdy zjawił się z pogotowiem ratunkowem, wezwany telefonicznie przez Janinę Borowską […] Janina Borowska […] dawała zmienne wyjaśnienia. Kurylukowi oświadczyła, że Lewicki zastrzelił się, że po strzale był zupełnie przytomny, siedział razem z nią na szezlągu[33], rozmawiał, całował ją po rękach, prosił o przebaczenie a także o to, aby popaliła niektóre listy.”[34] Dalej w dokumencie postawiono pytania: „Dlaczego Janina Borowska zgłosiła się o pomoc lekarską dla Lewickiego tak późno? Sama podaje, że strzał nastąpił o godz. 3 w nocy, wygląd guza zaobserwowany koło godz. 4, uprawniałby do przepuszczenia, że stało się to jeszcze wcześniej. Janina Borowska jest rygorozantką[35] medycyny […] Pistolet Browninga[36], z którego padł strzał, ukryła Borowska za stanikiem i wydała go dopiero w kilka godzin potem w dyrekcji policji.”[37] Prasa skrupulatnie zamieszczała sprawozdania z przesłuchiwania świadków i oskarżonej. „Nowości Ilustrowane” tak relacjonowały tę sprawę: „Ś. p. Lewicki bowiem zapoznawszy się bliżej z p. Tyszkiewiczową, powziął zamiar poślubienia jej […] Jasną jest też rzeczą, że w czasie tym musiały pójść w kąt inne miłostki Lewickiego, a między temi i Borowska.”[38]„Kurier Poranny” notował: „Pytania przewodniczącego, mające na celu ustalenie niemoralnego prowadzenia się Borowskiej i w ogóle chaosu w jej życiu płciowem, wywołują oburzenie obwinionej i histeryczne protesty.”[39] I ówczesna prasa, i adwokat Ludwik Szalay, i wreszcie Jadwiga Strumff podkreślały inteligencję oskarżonej. Zwracano też uwagę na urażoną dumę kobiety odrzuconej przez kochanka. Według „Nowości Ilustrowanych”: „Borowska była indywidualnością zbyt silną, by mogła biernie znieść tego rodzaju obelgę. Sponiewieranie jej uczuć, może szczerych i serdecznych, wywołało w tej chorej duszy reakcyę bardzo silną.”[40]

Większa część opinii publicznej była przekonana o jej winie. Głównie kobiety, zwłaszcza te sympatyzujące z ruchem emancypacyjnym, broniły Borowskiej, w tym Jadwiga Strumff, która w swoim pamiętniku pisze wprost: „Borowskiej jako kobiecie inteligentnej niezwyczajnie nie może wystarczyć jej mąż, który jest człowiekiem bez charakteru i niżej od niej stoi umysłowo, nie możemy również obwiniać jej w zabójstwie, grała tu rolę zazdrość i obrona Jej własnego honoru”. Strumff wini mężczyznę, który okazał się nie wystarczająco dobrym i inteligentnym partnerem, aby stworzyć trwały związek. Ich małżeństwo widziane oczami autorki pamiętnika było nieudane i niedopasowane. Borowska idealnie wpisuje się w schemat stworzony przez Marię Strumff: „Kobieta myśląca, inteligentna, nie poddająca się miłości, a trzeźwo patrząca na wszystko, rozumiejąca, posiadająca godność własną, rzadko kiedy bywa szczęśliwą w małżeńskiem pożyciu”. To zdanie właściwie zgodne jest z tym, jak ona sama opisuje własne doświadczenia i jak definiuje umysłowość w pamiętniku. Nie bez znaczenia jest życiorys samej autorki pamiętnika, która, z jednej strony, wspomina o rozczarowaniu własnym małżeństwem, o naiwności młodej dziewczyny i utraconej wierze w miłość. Jednak jej uczucia do męża nie są oczywiste. Strumff miała do niego stosunek ambiwalentny. Wprawdzie pamiętała, że zostawił ją samą z dziećmi, w ciąży z kolejnym, bez żadnych środków do życia, ale z drugiej strony doceniała na przykład jego opiekę nad nią, gdy zachorowała. Czasami ta relacja przypominała jakiś rodzaj gry między nimi. Na pewno jej spojrzenie na mężczyzn nie było w pełni obiektywne i w pewien sposób odzwierciedlało jej doświadczenia. Warszawska Masażystka, opisując swoje małżeństwo, pewnie bez wahania powtórzyłaby za Zapolską: „W moich białych szatach dziewczęcych zstępowałam do grobu, który mi kopała ręka złączona przed ołtarzem z moją dłonią na wieki.”[41] Bohaterka noweli Na koniec sami tymi słowami skarży się ma świeżo poślubionego małżonka, dla którego posag okazał się najważniejszy.

Maria Strumff w pamiętniku zadaje pytanie: „Dlaczego Tarnowska, Steinhalowa Borowska są na ławie oskarżonych, czy to ich wina?” Butnie i natychmiastowo odpowiada: „nie”. Czyja to wina? Według Masażystki – „ich mężów”. Tłumaczy, że: „Gdyby te kobiety miały za towarzyszy ludzi nie były by popełniły zbrodniczych czynów, jedno cierpią w sobie, drugie nie chcą, nie mogą, kwestya temperamentu”. Maria Podraza-Kwiatkowska wymienia powody tych nieudanych relacji, które niejednokrotnie doprowadzają do tragedii. Pisze, że tak się dzieje „głównie z winy mężów: żenią się późno, prowadzą do ślubu swobodne życie erotyczne, nierzadko z kobietami lekkich obyczajów. Przyzwyczajeni do takiej poligamii, powracają do niej – po krótkim okresie wierności małżeńskiej – doprowadzając zrozpaczone żony do nerwic, wszelkiego rodzaju chorób, czasem – do zdrady małżeńskiej, a nawet do samobójstwa i zbrodni. Mężczyźni są w tym świecie faworyzowani nie tylko przez zwyczaj i obyczaj; także – przez prawo.”[42] Podraza-Kwiatkowska pisze dalej: „Interpretacje tej skłonności do zabijania mogą być rozmaite: łącząc Erosa ze śmiercią osiąga się, tak ważny w tym nurcie, rozpraszający nudę «dreszcz» nowości; manifestuje się swoją autorską (kobiecą!) odwagę i zrywa się z ideałem ckliwej i uległej niewolnicy; uczestniczy się w kreacji – powszechnego wówczas w literaturze – typu kobiety-modliszki. Uważna lektura podsuwa jeszcze jedną interpretację: jest to częściowo świadoma i wyrażona wprost, częściowo podświadoma, chęć zemsty. Zemsty za pułapkę natury, za konsekwencje swojej płci, swojego statusu samicy, o którym stale kobiecie przypominają, do którego starają się ją ograniczyć męscy partnerzy; czasem – samym tylko swoim istnieniem i budzeniem żądzy. Zemsty również za poligamiczne skłonności mężczyzny, akceptowane przez ówczesną obyczajowość. I wreszcie – zemsty za opłakany społeczny status ówczesnej kobiety; ten status, który wyłania się z realistycznych powieści i nowel, a także z pism feministycznych działaczek.”[43] Sensacyjny proces Janiny Borowskiej skończył się 29 stycznia 1910 roku. Czy była to typowa crimes passionels?

Przebieg spraw sądowych Steinhalowej i Borowskiej skłoniły znaną działaczkę Paulinę Kuczalską-Reinschmit do głębszej refleksji nad sytuacją Polek oskarżonych o przestępstwo i zmuszonych do odnalezienia się w konfrontacji z przewodniczącymi trybunału, którymi, rzecz jasna, mogli być tylko mężczyźni. Publicystka w artykule Kobiety które zabijają, opublikowanym w „Sterze” w lutym 1910 roku, niepochlebnie wypowiadała się o adwokacie Błonarowiczu, który pełnił funkcję przewodniczącego trybunału, nadradcy rozprawy, podczas procesu Janiny Borowskiej: „Pan prezes sądu nie umiał zachować bezstronności – bo oskarżoną przysłaniała mu cudzołożnica – winna ukamieniowania. Wszakże i obrońcy Borowskiej patrzyli na oskarżoną przez pryzmat płci”[44]. Słynna „Sterniczka” Kuczalska-Reinschmit zwracała uwagę na nierówne traktowanie kobiet i mężczyzn, którzy łamali prawo, obnażając tym samym niewydolność systemu, pisała o konieczności wprowadzenia zmian w sądownictwie: „gdy kobiety dojdą nareszcie do udziału w prawodawstwie i wymierzania sprawiedliwości sięgną one głębiej do jądra rzeczy i będą karać nie symptomaty, lecz przyczyny – nie ślepy miecz, czy kulę, ale rękę – która kulę włożyła.”[45] Kuczalska podkreślała konieczność dogłębnego badania przyczyn, które doprowadziły do aktu przestępczości. Rola psychiki jest istotna. Doświadczenia życiowe. Przeżyte traumy. Cierpienie, często niezawinione. Prawo kobiet do głosowania redaktorka „Steru” łączyła nierozerwalnie z ich czynnym udziałem w reformie sądownictwa: „pracujemy wytrwale nad przygotowaniem opinji publicznej i utorowaniem kobietom drogi do urny wyborczej by w przyszłości nie było kobiet, które zabijają!”[46]

Filozof Otto Weininger w książce opublikowanej w 1903 roku Płeć i charakter głosi mizoginiczne hasła: „kobieta najwyżej stojąca stoi jeszcze nieskończenie niżej od najniżej stojącego mężczyzny.”[47] Autor analizuje różnice między mężczyznami i kobietami, bada ludzką seksualność oraz wypowiada tezę, że: „W akcie spółkowania tkwi najgłębsze poniżenie, w miłości najwyższe wyniesienie kobiety. Że kobieta domaga się spółkowania a nie miłości, świadczy to, że chce być poniżona, a nie wywyższona. Ostateczną przeciwniczką emancypacyi kobiet jest kobieta.”[48] W zakończeniu swej książki samozwańczy geniusz, eksplorujący tematykę męskości i kobiecości, zapyta retorycznie: „Czy kobieta stanie pod znakiem idei moralnej, pod znakiem idei ludzkości? To jedynie bowiem byłoby emancypacyą kobiet.”[49] Odpowiedź może być tylko jedna – jest to niemożliwe. Autor tych paszkwili twierdzi, że: „Kobieta […] jest amoralna, tak jak jest alogiczna. Wszelkie istnienie atoli jest istnieniem moralnem i logicznem. Kobieta zatem nie istnieje. Kobieta jest kłamliwa. Zwierzę nie ma wprawdzie również realności metafizycznej, tak jak istotna kobieta; ale nie umie mówić, a więc nie kłamie. Aby módz mówić prawdę, trzeba czemś być; gdyż prawda dotyczy bytu, a z bytem ten tylko pozostaje w pewnym stosunku, kto sam czemś jest.”[50]

Przy okazji warto zastanowić się nad definicjami kobiecości i męskości. Czy można je zmieścić w jakichś ramach? W Drugiej płci francuska pisarka Simone de Beauvoir twierdzi, że nie. Według niej kobieta: „Jest bóstwem, ale i służebnicą, źródłem życia, ale i potęgą ciemności; jest pierwotnym milczeniem prawdy, ale również gadatliwą sztucznością, kłamstwem. Jest uzdrowicielką i czarownicą, zdobyczą i zgubą mężczyzny: jest wszystkim, czym mężczyzna nie jest, a czym pragnie być, jest jego zaprzeczeniem i racją bytu jednocześnie.”[51] Autorka przekonuje, że mężczyźni skrycie uważają kobiety za przedstawicielki „drugiej płci”, a to nie oznacza nic więcej niż kategorię ludzi podrzędną tej pierwszej. Zderzenie tych dwóch pierwiastków według de Beauvoir oznacza, że: „najmizerniejszy samiec uważa się w obliczu kobiet za półboga. […] Wszyscy ci, którzy cierpią na kompleks niższości, znajdują tu cudowny lek: nikt nie jest bardziej arogancki, agresywny i pogardliwy wobec kobiet niż mężczyzna niepewny swej męskości.”[52]

Pierwsza fala ruchu emancypacyjnego przypada na koniec wieku XVIII, XIX i początek XX. Druga połowa XIX wieku, 80–90 lata – największy rozwój. I… męski świat zaczyna się bać. Bać się wyzwolenia kobiety. Bać się jej wolności. Też jej wolności seksualnej.

Czy można powtórzyć za dramaturgiem Stanisławem Przybyszewskim, że „Kobieta jest urodzoną zbrodniarką”? Autor ustami bohatera Ruszczyca mówi: „ale kobieta – wiesz, to inny rodzaj człowieka – my mężczyźni jej psychologji nie znamy – zupełnie nie – my się ustawicznie mylimy, bo sądzimy kobiety na podstawie naszej własnej psychologji – ha, ha, ha – ten stary Adam w mężczyźnie zawsze głupi, och jak on głupi… My nie znamy kobiety… Trudno! Kobieta jest urodzoną zbrodniarką… Ojcowie kościoła to wiedzieli… Tertulian nazywa ją wrotami piekła – co? – wrota piekła – bajeczny aforyzm. Św. Anzelm mówi, że jest, że jest łaźnią szatańską, w której diabeł dusze mężczyzn kąpie – ha, ha, ha…”[53] Przybyszewski dopowiada, że: „Kobieta opanowała ten piekielny kult szatana. Ona jest jego najwierniejszą sprzymierzeniczką. I szatan ukochał kobietę. Bo szatan kocha zło, kocha kobietę, tę wieczną podstawę zła, rodzicielkę zbrodni, ferment wiecznych przemian.”[54] Masażystka nie wini Marii Tarnowskiej za przestępstwo, ale otaczające ją środowisko, w którym musi egzystować: „Piękna kobieta ponieważ ją natura wyróżniła i świat psuje, traci serce”. Czy ocena kobiet-zbrodniarek uwieczniona na kartach pamiętnika przez Marię Strumff jest zbyt łagodna? Niesprawiedliwa? Broni kobiet, bo nienawidzi mężczyzn? Chyba najważniejsze, co chce przekazać to to, że jedno „zło” rodzi kolejne „zło”. Jedna patologia prowadzi do rozwoju drugiej.

Czy sprawy tych morderstw zostały dostatecznie wyjaśnione? Jak potoczyły się losy oskarżonych kobiet?

Maria Tarnowska – skazana na osiem lat więzienia, najprawdopodobniej w areszcie spędziła tylko kilka miesięcy. Małgorzata Steinheil – uniewinniona. Janina Borowska – uniewinniona.

Narady w sprawie ogłoszenia wyroku słynnej paryżanki przedłużyły się do późnych godzin. W nocy o 2.00, 27 listopada 1908 roku, ogłoszono wyczekiwany werdykt: trzy głosy – winna, dziewięć – niewinna.

Wyrok w sprawie Janiny Borowskiej został odczytany 29 stycznia 1910 roku o 19.15. Rada przysięgłych, gremium (męskie!) liczące dwanaście osób jednogłośnie stwierdziło, że nie odpowiada ona za zaplanowane z zimną krwią morderstwo. Na pytanie, czy oskarżona jest winna nieumyślnego zabójstwa, sześciu przysięgłych odpowiedziało, że tak, sześciu – nie. Zapadł wyrok – ku uciesze głównie kobiet i oburzeniu mężczyzn. Do Borowskiej podeszła aktorka Irena Solska[55] z gratulacjami.

Pamiętnik podejmuje jeszcze jeden aspekt. Masażystka ilustruje tragizm ówczesnego życia kobiety, odbieranie jej prawa do indywidualizmu, decydowania o sobie czy autonomicznego istnienia, wręcz do człowieczeństwa. Definiuje podmiotowość, podrzędność, służalczość w związku. Wyraźnie wini płeć przeciwną: „Zauważyłam jeszcze, że mężczyźni uważają kobietę za swoją rzecz”. W jej pamiętniku pojawia się słowo: „niewolnica”. Uważa, że mężczyzna jest przekonany, że kobieta to „jest jego własność, tak sobie wyobraża w swojem pojęciu, niewolnica, która powinna tolerować wszystkie wybryki pana, ale buntować Jej się nie wolno”. Warszawska Masażystka szkicuje portret slave przełomu XIX i XX wieku. I to niewolnictwo przyjmuje różne oblicza. Jadwiga Strumff nie chciała „życia biernego […] żony i Matki, niewolnicy”. Tym samym słowem definiuje siebie też opisana w jej wspomnieniach młoda kobieta, trudniąca się nierządem od dziesiątego roku życia: „dziś mam 24 lat, a jestem tak strasznie zdenerwowaną, niewolnicą, dnia ani nocy niemam spokojnej, eksploatują mnie na każdym kroku. Przychodzą koleżanki biorą pieniądze […]”. Źle pojmowana miłość też czyni niewolnicą: „większa część jak się przekonałam kocha mężczyznę, który pobudził jej zmysły […] zna jego wady nie wierzy mu, a ginie za nim, dla czego? on ją upokarza, godność kobieca i duma człowieka podeptana, chce się uwolnić od Niej, a ona wszystko przyjmuje, aby ją nie opuścił, dla tego, że tak rozbudził jej zmysły, swojemi całusami i pieszczotami, a materyał był podatny, bo co u jednych sprawia obrzydzenie u drugich rozkosz, że ją przykuł tem do siebie i ma z niej niewolnicę […] miłość bez szacunku nic nie warta”. Hans Mayer w Odmieńcach, próbując tłumaczyć przyczyny owego kobiecego „niewolnictwa”, patrzy szerzej: „Społeczeństwo mieszczańskie XIX i XX wieku cofnęło się w rozwoju. Zasada konkurencji ekonomicznej zakładała nierówność przeciw egalitaryzmowi; podobnie jak mieszczańska cnota dumnie stawiająca czoło szlacheckiej nieobyczajności. Tymczasem, co najistotniejsze, zburzoną hierarchię feudalną trzeba było zastąpić nową, czyli mieszczańską i opartą na nierówności ekonomicznej: w ramach powszechnej równości wobec prawa. Zmieniła ona kobietę w pasożytniczą niewolnicę, która nie zarabia i nie powinna zarabiać pieniędzy.”[56] Słowa „niewola” nie bała się ani Maria Turzyma, ani Paulina Kuczalska-Reinschmit. Kolejna działaczka na rzecz praw kobiet Turzyma wołała w 1906 roku: „Teraz nadchodzi chwila, że kobieta musi zostać wyzwoloną z niewoli moralnej, duchowej i ekonomicznej, już nie tylko ze względu na jej dobro osobiste, ale ze względu na dobro mężczyzny i społeczeństwa.”[57] Kuczalska dodała: „Za nami przeszłość martwego snu. Wskazówka sprawiedliwej miary na zegarze wolności już dobiega godziny wyzwolenia. Kobieta głośnym protestem odrzuca niewolniczą bierność ślimaczego istnienia.”[58] Maria Podraza-Kwiatkowska napisała: „Niechęć do kobiety, przechodząca np. u Ottona Weiningera w denerwującą i śmieszną zarazem skrajność, miała rozmaite źródła, utrwalone przez długą tradycję. […] Ważną rolę odgrywało myślenie o kobiecie w kategoriach biologicznych, choć i zdobywający sobie coraz więcej zwolenników światopogląd idealistyczny, z jego niechęcią do materii i ciała, potrafił działać na niekorzyść kobiet. Ważne były uwarunkowania społeczne: kobieta stawała się konkurentką na rynku pracy. W rezultacie mizogini dewaluują kobietę: sobie przypisują sferę kultury, kobiecie – emisariuszce przyrody – sferę biologii, a zwłaszcza nie liczące się z niczym pragnienie przedłużenia gatunku. Oskarżają swoje partnerki o wiązanie ich, poprzez erotykę, z materią, a także im właśnie zarzucają, tak przez artystów nie lubiany, przymus stabilizacji. […] Dostojni panowie i marne niewolnice.”[59]

„Niewolnica” to też słowo często używane w odniesieniu do prostytutek, szczególnie przez abolicjonistów. Nazywano je „białymi niewolnicami”, by podkreślić, że ich los jest równie zły, jak los czarnych niewolników w Stanach Zjednoczonych. Miały być ofiarami handlu żywym towarem. W 1910 roku Stanisław Kijewski pisał w feministycznym „Sterze”: „Współczesna biała niewolnica, to biedna istota ludzka, pozbawiona godności, szacunku i wszelkich środków do uczciwego, normalnego życia. To ta nieszczęsna, pohańbiona prostytutka, o której się nie mówi w przyzwoitym towarzystwie, a która odepchnięta i wzgardzona rzuconą jest w niewolę”[60].

Odwieczna opozycja męskiej dominacji i kobiecej uległości może ulec zmianie. Ta, która jest niewolnicą, może odwrócić ten układ. Według Marii Komornickiej nowa serva sprawia, że: „Z nadwątlonych rąk panów berło przechodzi do wypoczętych niewolnic.”[61]

[1] F. Hebbel, Judyta. Tragedya w pięciu aktach, przeł. K. Irzykowski, W. Zukerkandel, Lwów–Złoczów 1908, s. 92.

[2] H. Mayer, Odmieńcy, przeł. A. Kryczyńska, „Muza”, Warszawa 2005, s. 35.

[3] Tamże, s. 40.

[4] Tamże, s. 76.

[5] Tamże, s. 76–77.

[6] Rok 1905 to początek nowoczesnej polityki. Z Robertem Blobaumem rozmawiają Wiktor Marzec i Kamil Piskała, w: Rewolucja 1905. Przewodnik Krytyki politycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013, s. 86.

[7] Tamże, s. 89.

[8] M. Dębicka, Początki opiniowania sądowo-lekarskiego na ziemiach polskich (do XVIII wieku), „Studia z Dziejów Państwa i Prawa Polskiego” 2019, t. 22, s. 59.

[9] Stenografia – metoda zapisu tekstu mówionego polegająca na szybkim, skróconym i symbolicznym notowaniu; stenogram traktowano jako dowód sądowy.

[10] „Gazeta Sądowa Warszawska” 1910, nr 4, s. 54.

[11] Lukusta (zm. 69) – pisał o niej: Publiusz Korneliusz Tacyt, Roczniki, przeł. W. Okęcki, Kasa im. Mianowskiego, Warszawa 1930.

[12] Hieronyma La Spara – znawczyni i propagatorka arszeniku działająca w Rzymie w połowie XVII w. za czasów papieża Aleksandra VII.

[13] Z. Krasiński, Listy do Henryka Reeve, t. 1, List z 18 XII 1831 r., przeł. A. Olędzka-Frybesowa, PIW, Warszawa 1980, s. 638.

[14] Maria Tarnowska (1877–1949) – hrabina pochodząca z irlandzkiego rodu Mikołaja O’Rourke’a, osiadłego w Rosji w XVIII w.

[15] „Nasz Kraj. Tygodnik Ilustrowany” 1910, nr 91, s. 4.

[16] Monogram – znak graficzny składający się z jednej litery lub kilku, najczęściej z inicjałów, używanych jako forma podpisu lub znaku własności.

[17] Tamże.

[18] „Dziennik Białostocki” 1933, R. 11, nr 100, s. 5.

[19] A. Wróblewski, O prostytucyi i handlu kobietami, wydawca nieznany, Warszawa 1909, s. 2.

[20] A. Urbanik-Kopeć, Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2021, s. 7.

[21] S. Kelles-Krauz, Półśrodki, „Nowe Słowo” 1902, nr 19, s. 458.

[22] Obecnie stosuje się nazwę „pracownica seksualna”. W drugiej połowie XIX w. i na początku XX nie istniało to określenie. Używano słowa „prostytutka”. Konotacja tej nazwy była inna niż w czasach współczesnych, to znaczy neutralna, bez zabarwienia pejoratywnego. W eseju używam nomenklatury typowej dla omawianej epoki, czyli słowa „prostytutka”, określenie „pracownica seksualna” zachowuję tylko w cytatach.

[23] M. Bujno-Arct, Gdzie najwinniejsi, „Prawda. Tygodnik polityczny, społeczny i literacki” 1905, nr 22, s. 2.

[24] K. Stauter-Halsted, The Devil’s chain. Prostitution and social control in partitioned Poland, Cornell University Press, Ithaca–London 2015.

[25] A. Urbanik-Kopeć, Chodzić i uśmiechać się…, s. 141–142.

[26] Marguerite Steinheil (ok. 1869–1954) – francuska baronowa pochodząca z zamożnej rodziny, prowadziła w Paryżu salon odwiedzany przez ówczesne osobistości z kręgów politycznych i kulturalnych, żona malarza Adolphe’a Steinheila, zmarła w Anglii.

[27] C. Lombroso, G. Ferrero, Kobieta jako zbrodniarka i prostytutka. Studja antropologiczne poprzedzone biologją i psychologją kobiety normalnej. Z upoważnienia autorów tłomaczył Dr. J. Szenhak, H. Cohn, Warszawa 1895, s. 484.

[28] Tamże, s. 343.

[29] „Gazeta Sądowa Warszawska”…, s. 54.

[30] Filip Eulenburg (1847–1921) – książę, polityk, dyplomata w Cesarstwie Niemieckim; w 1908 roku został oskarżony o homoseksualizm i krzywoprzysięstwo, postępowanie zamknięto z powodu oświadczenia lekarzy o jego złym stanie zdrowia.

[31] „Kurier Poranny” 1910, R. 34, nr 23, s. 4.

[32] Janina Borowska (1879–1922) – z domu Klecan, słuchaczka studiów na Wydziale Lekarskim UJ, porównywano ją do postaci Ewy Pobratyńskiej z powieści Dzieje grzechu Stefana Żeromskiego, po procesie Borowska wyjechała do Ameryki, gdzie pracowała jako lekarka-położnik, zginęła śmiercią samobójczą przez otrucie.

[33] Szezląg (z fr., poprawnie szezlong) – rodzaj kanapy z oparciem z jednego, węższego boku, przypominający wyglądem „długie” krzesło.

[34] „Gazeta Sądowa Warszawska”…, s. 55.

[35] Rygorozant – osoba przygotowująca się do egzaminu doktorskiego na wyższej uczelni.

[36] Pistolet Browninga – produkowany od 1900 r. w Belgii, skonstruowany przez Amerykanina Johna Browninga (1855–1926).

[37] „Gazeta Sądowa Warszawska”…, s. 55–56.

[38] „Nowości Ilustrowane” 1910, nr 4, s. 4.

[39] „Kurier Poranny” 1910, nr 14, s. 3.

[40] „Nowości Ilustrowane”…, s. 4.

[41] G. Zapolska, Na koniec sami, w: Jeden dzień z życia róży, Instytut Literacki „Lektor”, Lwów 1923, s. 75.

[42] M. Podraza-Kwiatkowska, Młodopolska femina. Garść uwag, „Teksty Drugie” 1993, nr 4/5/6, s. 40.

[43] Tamże, s. 51.

[44] „Ster. Organ równouprawnienia kobiet polskich” 1910, nr 2, s. 51.

[45] Tamże, s. 56.

[46] Tamże, s. 57.

[47] O. Weininger, Płeć i charakter: rozbiór zasadniczy, przeł. O. Ortwin, L. Fiszer, Łódź–Warszawa–Lwów 1911, s. 400.

[48] Tamże, s. 449.

[49] Tamże, s. 463.

[50] Tamże, s. 378.

[51] S. de Beauvoir, Druga płeć, przeł. G. Mycielska, M. Leśniewska, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Warszawa 2003, s. 175.

[52] Tamże, s. 22.

[53] S. Przybyszewski, Złote runo. Dramat w 3 aktach, B. Połoniecki,  Lwów 1934, s. 23–33.

[54] Tenże, Synagoga szatana. Przyczynek do psychologii czarownicy, J. Fiszer, Warszawa 1902, s. 30.

[55] Irena Solska (1877–1958) – aktorka Teatru Miejskiego w Krakowie.

[56] H. Mayer, Odmieńcy, s.28–29.

[57] M. Turzyma, Wyzwalająca się kobieta, wydawca nieznany, Kraków 1906, s. 17.

[58] P. Kuczalska-Reinschmit, Kobiety polskie! Odezwa, w: Wyborcze prawa kobiet, Bibljoteka równouprawnienia kobiet, „Ster”, Warszawa 1907, s. 31.

[59] M. Podraza-Kwiatkowska, Młodopolska Femina…, s. 37–38.

[60] S. Kijewski, Z życia współczesnej niewolnicy, „Ster” 1910, nr 11–12, s. 364.

[61] M. Komornicka, Z księgi mądrości tymczasowej, „Chimera” 1904, t. 7, s. 340.