Seksualność Masażystki
Iwona Misiak
Niemożliwe jest jednoznaczne zdefiniowanie orientacji i tożsamości psychoseksualnej Marii Jadwigi Strumff. Najodpowiedniejszym terminem prawdopodobnie byłby biseksualizm, lecz autorka pamiętnika wielokrotnie wspominała, że nie odczuwała pociągu do mężczyzn. Nie wiadomo, czy nie interesowała się nimi z powodu niesatysfakcjonującego pożycia z mężem. Dość dokładnie opisała Hipolita Strumffa. Uważała, że miał przyjemną powierzchowność, niekonfliktowe usposobienie, ale jego małżeńskie praktyki seksualne były brutalne, egoistyczne i od początku pozbawione zalotnej finezji. Z kolei jej intymne kontakty z osobami tej samej płci wskazywałyby na preferencje homoseksualne – była postrzegana przez siebie i pacjentki jako ta, która nie ma „w sobie nic kobiecego”. Natomiast powroty do męża, którego kochała, mimo że opuścił ją i dzieci po swoim bankructwie, zaprzeczają lesbianizmowi Strumff, choć miała dwa dłuższe i wiele krótszych związków z kobietami
Wydaje się, że niektóre doświadczenia erotyczne, tożsamości i orientacje psychoseksualne nie powinny być zamykane w schemacie aktualnie uzewnętrznianego pożądania ani definiowane według realizowanego w danym czasie scenariusza gwałtownych uczuć. W przypadku Strumff plastyczność miłosnego i cielesnego pragnienia jest potwierdzeniem zmiennej, subtelnie skomplikowanej kwestii obejmującej bi-, homo- i heteroseksualność. Aby ominąć pułapkę podziałów i kategoryzacji, należałoby podkreślić transformacyjną moc pożądania, płynną orientację seksualną oraz rozległy zakres tożsamości płciowej, zwracając jednocześnie uwagę na historyczny aspekt jej pamiętnika pisanego na przełomie XIX i XX wieku, kiedy większość współczesnych pojęć nie funkcjonowała w przestrzeni publicznej ani prywatnej.
Teza o plastycznej seksualności i samoświadomości autorki pozwala wyjść poza ścisłe binarności. Ten rodzaj giętkości jest bowiem bezustannym przeobrażaniem się i różnicowaniem, a nie odgrywaniem jednej roli w określonym czasie, co generuje powstawanie spolaryzowanych schematów postaw psychoseksualnych uwikłanych w klisze płci społeczno-kulturowych czy biologicznych. Pojęcie plastyczności ujawnia metamorfozy emocjonalne i erotyczne, jakie mogą pojawiać się w życiu.
Samookreślenia Strumff dotyczące jej psychoseksualności można traktować także jako próby porzucenia norm obyczajowych, genderowych, dotyczących sekretów alkowy, czyli społeczną i osobistą emancypację. Zgodnie z klimatem epoki autorka dystansowała się do ówczesnych konwencji kobiecości i pisała, że ma „naturę męzką” i od młodości nie chciała być ujarzmioną żoną ani bierną matką. Wspominała, że była odludkiem: „…od ludzi uciekałam, nie miałam w sobie nic kobiecego, ubrać się było dla mnie karą”; „Od dziecinnych lat nie miałam w sobie nic kobiecego, nie zajmowały mnie żadne robótki, miałam i mam igłowstręt”; „Zawsze miałam myśli poważne, kształciłam się, rozwijałam umysł, żadna inna myśl nie zajmowała mnie nigdy, nie znałam różnicy płci, a raczej nie widziałam żadnej różnicy między kobietą a mężczyzną”.
Strumff idealizowała seks i miłość lesbijską: „Miłość kobieca jest inna, ma więcej ideału”. Sądziła jednak, że w takim związku jest „coś nienaturalnego”, gdyż cielesna fascynacja – seks i bliskość kobiet nie mogą „się zakończyć uwieńczeniem dzieła”, tj. spłodzeniem potomstwa. Podkreślała w zapiskach, że przedkłada poezję, malarstwo i naukę nad ziemską namiętność, chyba dlatego jej pierwsza pacjentka, naga i piękna „jak marmurowa statua”, wywołała w niej estetyczny i erotyczny zachwyt. Potępiała pozamałżeńskie romanse, seks w zamian za korzyści lub uprawiany jedynie dla chwilowej satysfakcji. Z czasem złagodziła osądy moralne, gdyż stała się powiernicą pacjentów i pacjentek. Nawiązywała też romanse z różnymi kobietami, które nie były wierne ani jej, ani swoim partnerom. Potem jednocześnie miała dwie kochanki-pacjentki, ale pozostawały one w związkach z mężczyznami, co jej niezbyt odpowiadało.
Masażystka wpisuje się w wyobrażenie „trzeciej płci”, nie identyfikuje się ani jako kobieta ani mężczyzna; według współczesnej nomenklatury – jest osobą niebinarną. Jednak nieustannie zastanawiała się, jak najprecyzyjniej scharakteryzować samą siebie. Nie jest to wyłącznie wynikiem heteroseksualnych stylizacji jej autowizerunku, który jest w znacznej mierze homoseksualny. Strumff poddawała badaniom własną podmiotowość, w czym pomagało jej analizowanie typów kobiet wśród swoich pacjentek. Niektóre z nich uwodziła, inne wzbudzały w niej tylko zachwyt. Lubiła decydować – przyjmować lub odrzucać ich awanse. Jednocześnie nie przestawała przyglądać się mężczyznom. Nie chciała romansować z nimi, gdyż wcześniej stwierdziła, że obrzydła jej fizyczna miłość z mężem, któremu też się przypatrywała. Nawet po tym, jak ją zostawił, trzykrotnie zgodziła się na kontakt seksualny („z litości nie zawsze byłam dla niego okrutną”). Po latach, kiedy poznała mechanizmy zalotów, wypróbowała je, aby rozkochać męża w sobie. Autorka w pamiętniku zapisywała także opinie, jakie inni mieli na jej temat: podobno miała „oczy, które kuszą” i „elektryczność w ręku”, „niebezpieczną dla kobiet i mężczyzn”.
Gorączka analizowania potęgowała w Strumff odczucie, że jest „inna od otoczenia”. Nie bez powodu nazywano ją „filozofem” i „oryginałem”. Poczucie wyobcowania było zapewne rezultatem przyjętej postawy pilnej obserwatorki studiującej życie i ludzi. Jej pasje poznawcze, duchowe, sensualne i seksualne przekształcały się. Jednak ona zawsze starała się być szczera w swych działaniach. Zapał autorki do naturalistycznego czy socjologicznego pisania niekiedy gasł. Wtedy przez chwilę wyraźniej widać wrażliwość Strumff.
Wspominała, że kiedyś na dworcu dyskretnie przyglądała się scenie rodzinnego pożegnania jednej ze swoich ulubionych i najbardziej olśniewających pacjentek z wyższej sfery. Poczuła się „jak biedny kochanek” bez żadnych praw, mimo że wcześniej mogła swobodnie dotykać jej ciała. Przygnębiona stwierdziła, że widzi tę kobietę po raz ostatni i nigdy jej nie zapomni.