HISTORIA RODZINNA

PACJENTKI

HISTORIE MIŁOSNE

ŻYCIE WEWNĘTRZNE

HISTORIA RODZINNA

PACJENTKI

HISTORIE MIŁOSNE

ŻYCIE WEWNĘTRZNE

Zeszyt drugi

Badanie życia i ludzi.

Wychowana w dostatkach1, wypieszczona przez męża2, nie przygotowana do pracy, ani walki z życiem.
W małem mieście urodzona3 i tamże mieszkając, znałam tylko życie z tego co daje dobrego. Rodzice moi poważani, i prowadzący dom na wielką skalę, splendor ten spadał naturalnie i na mnie jako członka tego domu Zabawy podróże jednem słowem życie zamożnej panny na wydaniu.
Pomimo tego, zawsze rwałam się do jakiegoś życia samaistnego, natury dzikiej, porywczej, usposobienia męzkiego, pełna energii pragnąca czynu, a nie życia biernego (w małem mieście to wszystko niemożebne) żony i Matki, niewolnicy. Samowolna, nie dająca się ujarzmić, ale pomimo tego zanadto wypieszczona, by się odważyć na jakąś samodzielność. Od dziecinnych lat, nie miałam w sobie nic kobiecego, nie zajmowały mnie żadne robótki, miałam i mam igłowstręt. Bawiłam się jedynie zawsze z chłopcami w palanta, zbijanego etc. nigdy lalkami, widziałam się tak fizycznie upośledzoną od natury, że się zaliczyłam do płci brzydkiej. Zawsze miałam myśli poważne, kształciłam się, rozwijałam umysł, żadna inna myśl nie zajmowała mnie nigdy, nie znałam różnicy płci, raczej nie widziałam żadnej różnicy między kobietą a mężczyzną. W czasach

kiedy przetańczywszy noc całą wracałam do domu, czułam próżnię. Zajmowały mnie zbiory roślin, kamieni, badałam tajemnice przyrody. Byłam panną na wydaniu, i nie byłam. Czy się kiedy kochałam? wątpię jako pensjonarka, zajmował mnie jeden doktór, brzydki jak noc, nadzwyczaj inteligentny, miękkim głosem przemawiał do mnie, myślałam o nim przez pewien czas dzień i noc, ale zdaje mi się, że mnie pociągało do niego stanowisko i Warszawa. Czasem fakt na pozór mało znaczący rozstrzyga o losie człowieka. W mieście gdzie mieszkałam, bawiła p. X. świeżo upieczona gimnazistka u swego brata, na prowincyi panny są tak banalne, pierwsza intelligentka, którą spotkałam tak od razu mnie ujęła, że się zaprzyjaźniłyśmy tą serdeczną przyjaźnią jaka bywa w tym wieku. Czas tak mile z Nią spędziłam, że po jej odjeździe uczułam taką pustkę, że na drugi dzień zaraz pojechałam za nią do Warszawy. Pomimo tej przyjaźni jaką miałam dla Niej, złe instynkta a raczej to wychowanie burżujowskie jakie nam dają, a sami nie mamy jeszcze tej samodzielności myślenia przeważyły przyjaźń i sympatyą. Zaraz po przyjeździe do Warszawy. poszłam do Niej, a widząc na liście lokatorów: Ojciec Jej, Abram Faktor4, uprzedzenie kast, i myśl, że ja mam wejść do ludzi, którzy tak poślednie stanowisko zajmują w społeczeństwie, jakkolwiek 6 synów skończyło uniwersytet, którzy mnie będą razili mową, ruchami, ręka ma zadrżała nie mając odwagi dotknąć klamki, by wejść do ludzi nie równych mi urodzeniem i wychowaniem, dzisiaj nie zrobiła bym

tego, boby mnie obchodziła osoba, która odpowiada moim wymaganiom, nie zwracając uwagę na otoczenie, ale wtenczas jeszcze byłam pełną przesądów.
W tym czasie rodzina moja korzystając z mego pobytu w Warszawie, postanowiła mnie wydać za mąż, nie wiedziałam że kieruje nimi interes osobisty, a dowiedziałam się za późno. Nie chciałam wcale widzieć owego kupca na ten towar czyli mnie, wzbraniałam się całemi siłami, rozpaczałam, bo zawud jego mi się nie podobał, chciałam wyjść tylko za doktora. Pomimo mych protestów wprowadzili go. Najbliżsi tak wpływali na mnie, wszystko prywata była! oszołomili mnie, a próżną była zawsze, obiecując mi jedwabne życie w Warszawie, a ja w żadnym razie nie chciałam mieszkać w dziurach prowincyonalnych, że zgodziłam się go zobaczyć. Piękno na mnie zawsze działało, a był tak pięknym tak mnie kokietował, a przytem znałam swój nieugięty, samowolny i nie znoszący jarzma charakter, zdawało mi się że ten jest osobnik z którym się zgodzę. Po zaręczynach, dowiedziałam się, że machinacya moich zaręczyn, była interesem najbliższych, którzy myśleli, że majątek mój dostanie im się jakom wspólnikom a widząc, że nie będą mieli z tego żadnej korzyści zaczęli mnie usilnie odmawiać by zerwać, ale ambicya moja nie pozwalała na to, a zresztą przyciągał mnie do siebie, za co go chwilami nienawidziłam, czy to była miłość? wątpię, zapewne pociąg fizyczny o którym jeszcze nie wiedziałam. Nazajutrz po ślubie 5 wyjechaliśmy za granicę. Po ruszeniu pociągu wpadłam

w rozpacz, czułam się czyjąś własnością, rzewnymi łzami płakałam, czułam że coś tracę co się nigdy nie wróci.
Mój luby spał snem błogosławionych, co mnie jeszcze więcej rozgniewało, widząc jak on sobie z tego mało robi, że ma żonę. Całemi dniami byłam na ulicy, by uniknąć tego sam na sam, a mój mąż widząc me błagające zpojrzenia w hotelach zostawiał mnie w spokoju. Raz w Wiedniu wywołałam takę katastrofę, że myślałam że zwarjował, chciałam w nocy posłać po doktora, potem dowiedziałam się, że to mój upór był powodem, on o niczem nie wiedział co wyrabiał w śnie, a ja czuwałam do g. 2 w nocy ze strachu. Zaczęłam go od pierwszej chwili studjować, po małych szczegółach poznałam, że jest egoistą, a z niektórych wyrażeń poznawałam charakter, nie to co marzyłam —
Małżeńskie pożycie przejęło mnie strasznym wstrętem. —
Dzisiaj dopiero rozumiem to, że gdyby mi mniej okazywał tej fizycznej miłości jeśli się to nazywa, byłby może mnie zdobył, kochałam go nawet i bardzo ale zdaleka, ale kiedy widziałam ten wyraz oczów te obcesowe wzięcie się, pudełko cukierków co wieczór, co mnie poniżało, a po zkończonej miłości, jeśli to świństwo nazwiemy najlepszy sen, z obrzydzeniem odsuwałam się od niego i jego namiętnych uścisków, tem naturalnie nie mogłam go przywiązać do siebie. Po 2 miesiącach, rodzina moja zaalarmowana była smutkiem moim, podejrzywali nieszczęśliwe pożycie. A było to naturalne zmęczenie i zniechęcenie do tego życia czysto fizycznego, w którym niema nic poezyi, i to się ma nazywać miłością? Inaczej ją sobie wyobrażałam.

Rodzina męża mego tak odmiennie wychowana od mojej, że niepodobieństwem było nam się porozumieć, były ciągłe przykrości z tego powodu. Mąż mój lubił się bawić, życie w knajpach, ja nie, jakkolwiek nie byłam stworzoną na Matkę i żonę, ale gdyby mąż mój był innym może i we mnie były by się te uczucia wzbudziły. Moje lodowe obejście, pomimo wszelkich zalet nie przywiązywało go do mnie. Dzisiaj dopiero doszło do tego przekonania, że powinnam była grać komedyą i nie okazywać tego fizycznego, mąż mój zanadto czuł, że jestem bierną, to go odpychało odemnie i zapewne zaczął szukać innych przyjemności. Takie życie jednostajne, nie mogło mi wypełnić ciasnych ram życia domowego, zaczęłam się uczyć malować na porcelanie i wzięłam się do tego z zapałem. Charaktery nasze były wprost przeciwne, ale pomimo tego kochaliśmy się, raczej było coś co nas ciągnęło do siebie. Nie kłóciliśmy się nigdy, bo jak się pogniewaliśmy, nie rozmawialiśmy ze sobą, naturalnie, że mąż mnie zawsze przeprosił, bo ja tego bym nigdy nie uczyniła. Była chwila, że już byliśmy u rejenta podpisać rozwód, 5 tygodni nie znaliśmy się, a  jednak w ostatniej chwili, zawahał się, pokochaliśmy się znowu. Tak przeszło lat 6. Dzieci było troje6. Nie tylko w powieściach, ale i w życiu bywają chwile tragiczne. Po 7 latach pożycia, było to pewnego już nie pamiętam czy dzdżystego poranku, mąż mój bez żadnych wstępów powiedział mi: „jesteśmy zrujnowani” Widocznie jednak go kochałam, bo nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia, z całym spokojem odpowiedziałam, nie martw się, sprzedamy

wszystko, weźmiemy małe mieszkanie, ja się zastosuję do wszystkiego, ja co byłam przyzwyczajona całe życie do dobrobytu, by go nie martwić, mówiłam z całą swobodą bez najmniejszego żalu. Bez wymówki, że stracił cały mój majątek i nie zabezpieczył przyszłości dzieciom, byliśmy młodzi, przyszłość przed nami. Jest to wrażenie pierwszej chwili, ale kiedy przychodzi ta straszna rzeczywistość jak to boli, to wynoszenie każdego mebla, a to wszystko takie jeszcze nowe. Każdy mebel wyniesiony ściśnienie serca, łza w oku, zdaje się każdej chwili, że coś z mego ja znika. Mąż mój ponuro patrzał w przyszłość, byłam w szóstym miesiącu. Każde otworzenie drzwi zdawało mi się promykiem nadziei na przyszłość. Nie wiem czy to przyzwyczajenie, czy przywiązanie, czy dzieci łączą małżeństwo, ale ośm miesięcy oczekiwałam tej chwili by żyć jak najskromniej byle z nim. Otóż znowu pewnego wieczoru oznajmił mi, że ma wyjechać do Łodzi, całą noc nie wchodził, bojąc się by me łzy nie wstrzymały go od powziętego zamiaru, nad ranem kiedy odjeżdżał i ze łzami w oczach żegnał najstarszego syna7 zpojrzał na mnie tonącą we łzach i błagał by mu nie odbierać odwagi. Natychmiast po odjeździe jego, poszłam do jego pokoju, i jeżeli nie zkamieniałam nie umarłam od razu to że więcej człowiek jest w stanie przetrzymać jak się zdaje. Szafy puste. Wpadłam w dziką rozpacz, widząc się opuszczoną z trojgiem a 4 tem in spe dziećmi8, i bez funduszów do życia. Siostra9dopiero przejrzała papiery i znalazła listy objaśniające, że wyjeżdża zupełnie, inaczej zrobić nie mógł. Cierpień moich opisać nie mogę, tego nikt pojąć nie może kto tego sam nie odczuł. Nie rozłącza-

liśmy się z sobą nigdy. W kilka dni potem dostałam list z Hamburga. Gdyby nie siostra, była bym się zagłodziła. Wszystko możebne zrobiłam by nie dać życiu dziecka10, bez Ojca i nie mając środków wychowania go, nic nie pomogło, bałam się, że się urodzi ślepy, bo cały ten czas płakałam, miał fistułę11. A jednak, że był ogromnie brzydki, pierwsze dziecko, które prawdziwie kochałam, widząc ofiarę chwili zapomnienia Ojca sierotę, było to dziecko moje, był jest i będzie wyłącznie moim, bo ma lat 21 a Ojca nie zna, pociecha jedyna mego złamanego życia. Zmiana 5 pokoi na 2 tak podziałała na mnie, że wstydziłam się pokazywać na ulicy, zdawało mi się, że ludzie inaczej na mnie patrzą do dzisiaj dnia robi mi przykrość widzieć dawnych znajomych, zerwałam z przeszłością, nigdy o niej nie myślę, zdaje mi się, że jej nigdy nie było, to był sen, wmawiam sobie, zapierając się własnego ja, czuję się dumną, że pracuję! Wieczorami sen mi ulatywał z powiek, brakowało mi tego, który mnie psuł jak dziecko, szanował i uznawał moją wyższość nad innemi kobietami, dla mnie to starczy za miłość, bo szacunek u mnie to najpierwsze. Cały rok siedziałam z założonemi rękoma jak po pogrzebie12, uciekałam przed ludźmi, życiem, odwracałam się od małżeństw, bo mi to zprawiało ból patrzeć na nich. Materjalnie względnie źle mi nie było. Matka13 odejmując sobie od ust utrzymywała mnie, ja potrafiłam się zastosować do wszystkiego. Rok pracowałam nad sobą by zapomnieć i nigdy nie wspominałam o tem co mnie boli, i miłość była pogrzebana już na zawsze. Przyszła reakcya, powiedziałam sobie jestem człowiekiem, trzeba się wziąść do pracy.

I wzięłam się, zaczęłam także palić. Dwa lata nie miałam wiadomości od męża. Przypadkowo się go odnalazło. Po 4 latach zaczął pisywać listy pełne czułości i przysyłać pieniądze, tęsknota go taka opanowała, że mnie koniecznie wzywał do Krakowa14, dla mnie już nie istniał i jechać nie chciałam, na usilne prośby mej Matki pojechałam. W Krakowie zjawił się dzień wcześniej jak zamierzał, cały drżący, ja martwa, na mnie już piękność nie działała, chociaż był tak pięknym jak kiedy go poznałam. Moja obojętność zmroziła jego zapał; nikt by nie uwierzył, że trzy dni przepędziliśmy bez bliższego zbliżenia się, pożegnaliśmy czule i rozstali. Znowu rok milczenia. Wrażenia, jakiego doznałam pewnego dnia otrzymawszy telegram od mego męża „Przyjeżdżam” opisać trudno. Wrócił do mnie nie mężem ale kochankiem, pożerał mnie wzrokiem tak, że bałam się sama z nim zostawać w domu, oprócz mnie świat nie istniał dla niego, ja byłam jego życiem, jego światem, nie odstępował mnie ani na chwilę. Te miodowe miesiące trwały półtora roku, nie z mojej strony, bo tylko z litości nie zawsze byłam dla niego okrutną. Matka moja umarła15. Znowu pomimo mych prośb wyjechał. Zostałam bez żadnych funduszów, miałam odebrać po Matce pewną sumkę, ale na razie zostałam bez rubla. Przeciwności wywołują u mnie energię. Postanowiłam pracować i utrzymać dom cały. Kilka lat temu uczyłam się massażu. Z całym zapałem oddałam się pracy, przezwyciężyłam wstręt do wszystkiego co brzydkie i obrzydliwe, czekałam chwili wejścia do szpitala, upatrywałam brudnych dziadów i baby, a najszczęśliwszą chwilą w moim życiu była ta, kiedy krawiec

odzyskał władzę w ręku i tak mi dziękował. Cieszyłam się nadzieją, że będę mogła ulżyć cierpiącym, zapominałam o tem że robię to dla chleba. Pewien doktór poradził mi, żeby zająć się massażem kosmetycznym i manicure. Siostry moje 16 były ogromnie przeciwne temu zajęciu, musiałam wbrew ich woli, a zatem bez żadnych środków wyrobić sobie patent, a na ogłoszenia zasłonić obrączkę17. Zawód któremu się oddałam wymagał śmiałości pewności siebie. Niskiego wzrostu, niepozorna, wprowadzić nowość w Warszawie i być przygotowaną na śpilki doktorów. Chorych trzeba zabawiać by zapomnieli co im dolega, ale ja miałam być ze zdrowymi, trzeba mieć tę ogładę towarzyską, umieć mówić o niczem. —
Dawno uciekałam od ludzi, nie lubiłam tych banalnych rozmów. Zaczęłam się wprawiać, poszło mi to nader łatwo, Dzisiaj nie zdaje mi się, że kiedyś tego nie potrafiłam. Pierwsze pacjentki odmawiałam sama, bo byłam tak niepewną siebie. Pierwszym moim pacjentem był oficer, odmówiłam go sama, ale potem dowiedziałam się od służącej, że się pytał gdzie mój mąż i przyszedł w innym celu. Pierwszą moją pacjentką, był to massaż leczniczy z polecenia doktora, była młodziutka mężatka. Nie poszłam z drżeniem serca, bo takie pacjentki miałam już dawniej, ale wszedłszy do hotelu, zobaczyłam na łóżku pacjentkę leżącą tak jak ją Bóg stworzył, była jak najcudowniejsza marmurowa statua, stanęłam jak wryta z podziwu i zapomniałam po co przyszłam.

Trudno pojąć człowiekowi nie przyzwyczajonemu do pracy i do zarabiania jak się pogodzić z jej warunkami. Każdy wzięty rubel palił mi rękę, dzisiaj przyzwyczaiłam się już do tego, ale potrzeba było do tego przyzwyczajenia najmniej dwóch lat. Wzięłam się do pracy z całym zapałem, zaczęłam studjować, bo nie szło mi o sam zarobek, ale o rezultat mojej pracy, sprowadzałam książki, specjalne pisma. Po kilku latach przekonałam się, że ludzie lubią blagę, zniechęciło mnie to i stałam się rzemieślnikiem. Nie umiem schylać czoła, płaszczyć się, schlebiać, wyrzec się swojej godności, to też zamiast wybić się, przy nizkiej konkurencyi, która te zalety posiada, po kilkunastu latach zginęłam. Walka o byt, piekło Dantego niczem, w domu, ruina i nędza sprowadzona przez synów18, doprowadziła mnie do rozpaczy. Teraz jestem automatem żyjącym z dnia na dzień, drżąc o jutro co będzie dalej? Chwilami chciała bym się życia pozbawić, ale niemam odwagi, w obec tych biednych dzieci, a jednak, brak środków życia zmusi mnie do tego. Pomimo usilnej walki wytrwać nie mogę. Nigdy nie pewna siebie, pomimo gruntownej znajomości przedmiotu. Po czterech latach praktyki obserwując zawsze każdą osobę, która do mnie przyszła, badając jej charakter i pobudki, które ją do mnie sprowadziły, spisuję niektóre ciekawsze typy. Doszłam do takiej wprawy w poznawaniu ludzi, że się prawie nigdy nie mylę. Teorya bez praktyki jest niczem. Kiedy pierwszy raz miałam pójść do obcego domu, straszne uczucia mną miotały, dzisiaj idę śmiało, wiem, że mnie będą oglądać jak dzikiego zwierza, a służba nazwie „ta pani”.
Wyrzekłam się swego ja, tradycyi, przeszłości, ale to w teoryi, przerażała mnie sama myśl, że mi może ktoś ubliżyć!
Wyrobiłam w sobie odwagę, a ręce i nogi mi drżały. Wezwaną byłam zaraz po ogłoszeniu do p. … nazwisko na berg przerażało mnie, znałam jedynie żydów z książek i opowiadania, wyobrażałam sobie jej państwo „ja płacę”. Zaczem weszłam na schody od perfum duszno. Eleganckie mieszkanie. Sypialny pokój

kokieteryjnie urządzony, półcień, na łóżku w eleganckim peniuarze mała kobietka, rumiana, typ vulgaire19. Wbrew memu oczekiwaniu bardzo uprzejma, bo Jej się zdaje, że ja bywam w całej arystokracyi, co mi zaraz nadmieniła, ledwo zdążyłam się ogłosić, nie mogłam zaprzeczyć, otóż to była pierwsza nauka blagi, gdybym była chciała z niej korzystać, więc naturalnie i na nią splendor spadał, mogła powiedzieć „u mnie bywa ta która bywa u całej arystokracyi. Żywe to było i wesołe. Ta mi opowiadała ciągle o swoich flirtach, zapewne czytała, że wielkie damy tak robią, nie chciała być gorszą od nich. Pierwszy krok zrobiony, już byłam pewną siebie. Myślałam że trzeba być piękną, a przynajmniej chociaż ładną, albo lubić kokietowanie, a ja żadnej z tych zalet nie posiadając dużo miałam nieprzyjemności, jedynem moim nieszczęściem było, chociaż miałam lat dwadzieścia kilka, że nikt niechciał wierzyć, że jestem mężatką. Otóż bywałam u jednej żony professora, tam mieszkał student, pani ta mi mówiła, że on nigdy na kobiety nie patrzy, wszystko mi było jedno, bo jakkolwiek, zwykle mi otwierał, nie wiedziałam nawet jak wyglądał. Raz wychodząc stamtąd znalazłam w żakiecie pewną fotografję z przypiskami, oburzyło mnie to ogromnie. Przyszedłszy nazajutrz do tej pani zrobiłam Jej uwagę na niestosowne zachowanie się owego młodzieńca. Po zbadaniu sprawy, pokazało się że ów Don Juan zaczepił mnie bo myślał że to panna. Dziwiłam się że Pani ta osoba inteligentna z uśmiechem tłumaczy człowieka również inteligentnego, że panna czyli kobieta pracująca nie dając do tego powodów, naraża się na takie zachowanie. Naturalnie, że się obrazili, i nazajutrz dostałam bilecik, by więcej nie przyjść. W parę miesięcy dowiaduję się, że ów student odezwał się o mnie w męzkiem towarzystwie wymieniając moje nazwisko, w jakich stosunkach ja się z nim znajduję. Dla formy nie chciałam tego […]

napisałam list do owej pani, że jeżeli ten Pan to nie odwoła w towarzystwie w którem mówił to go sądownie oskarżę i podobno odmówił. Oto zemsta szlachetna młodzieńca, że się nie chciało jego amorów. Przyszła mi refleksya czy kobieta brzydka, i nie młodziutka, jeżeli chce pracować, zawsze musi być narażoną na nieprzyjemności tego rodzaju. A jednak tyle razy mi się zdarzało, różne propozycye i jeżeli nie upadłam to nie moja zasługa, tylko, że niemam pociągu na moje szczęście do mężczyzn. Ci co znają ludzi z salonu nie znają życia, inni w sypialni, inni jeszcze w interesie. P. X. przyszła do mnie, znaja Ją z widzenia, i wiedziałam że jest zamożną i należy do dobrego towarzystwa, dama ta wracała trzy razy targując, nareszcie Jej powiedziałam, że to nie Żelazna Brama20, no i zgodziła się na moją cenę. Kiedy poszłam do Niej była tak przykra w obejściu i niegrzeczna, że Jej również powiedziałam niegrzeczność, a w towarzystwie zapewne słodka jak miód. Pewnego razu przygotowała mi cukierki i przepraszała, że się tak ze mną obchodziła, ale nie wiedziała, dopiero się teraz dowiedziała kto ja jestem. Więc trzeba dopiero wiedzieć kto kogo rodził by wiedzieć jak się z nim obchodzić, a ja właśnie chcę być szanowaną dla siebie samej, bo to nie jest zasługą, że jestem córką moich rodziców, którzy byli znani i szanowani. W pierwszym roku mego zajęcia była u mnie chwila psychiczna, zerwałam z rodziną ze światem, oprócz o zajęciu nie myślałam o niczem. Wróciwszy do domu dowiedziałam się że jakaś b. elegancka dama była po mnie. Idę nazajutrz, wchodzę do sypialni, uroczo, kwiatów pełno, woń odurzająca, w łóżku leży młoda kobieta z papierosem w ustach, cała w lokach, matinka21 elegancka, papieros w ustach, w drugim pokoju druga również młoda mniej ładna ale wesoła, śmiechy, żarty, wywnioskowałam, że dwie siostry, mężczyzny,

ani śladu, byłam tak jeszcze niedoświadczoną, że zdawało mi się że to dwie kokoty, ale wychodząc zpojrzałam, na drzwiach inżynier, wywnioskowałam sobie z różnych danych że ta kobieta źle żyje z mężem, w czem jak się później okazało nie omyliłam się. Z siostrą pani rozmawiałam zawsze i wesoło na samą Panią domu nie zwracałam uwagi. Kobiety lubią być uwielbiane bez różnicy płci wyznania i narodowości. Raz zapytała mi się: co o mnie myślisz, „żeś gąska” ta parsknęłam śmiechem, przypatrz mi się może Ci się spodobam i porozmawiaj ze mną. Czem ja na nią działałam, jakie pobudki nią kierowały, trudno mi było wtenczas sądzić, bo nie wiedziałam o żadnych sportach, żadnych potrzeb fizycznych nie odczuwałam nigdy, wtenczas weszła mi w drogę nawskroś popsuta kobieta, która mi wyrządziła wiele złego. Zaczęła mnie kokietować w najokropniejszy sposób, w końcu oświadczając mi się, że się we mnie zakochała. Zbywałam żartem, mówiłam, że chodzę do Niej tylko dla chleba i tak było w istocie, zapewniałam ją nawet słowem, że jeżeli będzie tak dalej postępować, to pomimo tego więcej nie przyjdę, ani niechęć moja, ani protesty, nic nie pomagało, a nie mogłam pozwolić sobie na ten zbytek odrzucać zarobek. Tak mnie w końcu skokietowała, swojemi pieszczotami, że traciłam na nią materialnie tracąc klijentellę i siedząc u niej co za egoizm, dopiero potem się spostrzegłam, tak mnie kochała, wiedziała, że muszę zarabiać, a cieszyła się, że poświęcam wszystko dla Niej. Czy można się dziwić mężczyźnie jak się dostanie w ręce takiej syreny, że traci zdrowie i pieniądze. Nie można potępiać mężczyzny, który wpadnie w taką sieć, a raczej go żałować. Doprowadziła mnie do takiego stanu zdenerwowania, że miałam kompletne zawroty głowy. Ciągłe obsypywanie mnie kwiatami najrzadszemi w zimie, listy pełne tchnień miłosnych, historye o jakich się

Bogom nie śniło, dla mnie to było du grecque22 trudno opisać wszystko, dosyć że dopięła swego celu, nie wiem kto by się oparł takiej miłości tak uroczej sylfidy, dosyć że nolens volens23 pokochałam ją tak jak nikogo w życiu i kochać już tak nie będę, po Niej nawet nie umiem lubić nikogo, czy ona miała ten wyjątkowy charme24, czy te jedyne usta umiały tak całować, ale drugiej takiej nie spotkałam. Trwało to lat 5. Nareszcie przejrzałam, że moralnie zepsuta, zdeprawowana do najwyższego stopnia, pozbawiona zasad moralnych i religijnych, nauczyła mnie wszystkiego złego o czem w życiu nie miałam pojęcia. W stosunku naszym było coś nienaturalnego, była to szczera przyjaźń, ale i prawdziwa miłość, która nie mogła się zakończyć uwieńczeniem dzieła, dla braku środków. Jest to prawdziwie miłość idealna, ale taka miłość rujnuje. Nie widziałam Jej 8 miesięcy wywietrzała mi z głowy, po pierwszym uściśnieniu ręki miłość się wzmogła, doszła do najwyższej potęgi, chciałam się otrząsnąć z tego nie mogłam, zanadto nademną panowała. Zrywałam ciągle, zawsze mnie przebłagała. W tym samym czasie przyszła do mnie pewnego wieczoru, ładna młoda kobieta i widząc że palę papieros, zwróciła mi uwagę, że to niezdrowo, odpowiedziałam szorstko, że widzi mnie pierwszy raz i dba o moje zdrowie, mam naturę męzką a kobietom podoba się jak je traktować tak. Nazajutrz będąc u Niej dowiedziałam się, że jest aktorką, wesoła cięta, zaczęła mi opowiadać, że ma starego męża a ja wyglądam jak chłopiec, będę jej młodym mężem, znowu odezwała się moja natura męzka, zaczęłam patrzeć na moją ukochaną bez okularów i kiedy z całym cynizmem wyznała mi, że ma kochanka, taki wstręt mnie przejął, bo ją miałam za flirtowniczkę, ale nigdy za upadłą kobietę, przyszłam do domu zdjęłam ze ściany fotografiję jej jedyną, którą miała i mnie dała, malowaną na porcelanie potłukłam

na drobne kawałki z listem w którym napisałam, że widząc istotę pozbawioną zasad, obłudną, poznawszy że byłam dla Niej narzędziem zmysłów, namiętności bez granic, a po za tem jest zerem egoistką, że u niej niema nic świętego, zwyczajna kokota odesłałam, nadmieniając, że zrywam znajomość. Po tem spotykałyśmy się jeszcze od czasu do czasu, ale inaczej. Co prawda były to jednak czasami najmilsze chwile w mem życiu, ona mnie na prawdę kochała szalenie, pomimo swego egoizmu dała mi dowód, że raz kiedy napisałam że pójść do niej nie mogę, przyleciała w szlafroku z płaczem czem mi może dopomódz. Długo jej zapomnieć nie mogłam. Dziś gdybym ją zobaczyła, zapewne była by mi obojętną. Pod Jej wpływem zaczęłam się inaczej zapatrywać na świat i ludzi na ich błędy i słabostki. Lekkim kobietom darowywałam ich kochanków, usprawiedliwiałam je i nawet broniłam. Dziwne są kobiety, które mają starych mężów albo lekkie, mają jakiś nieprzezwyciężony pociąg do kobiet, które tak ja nie mają w sobie nic kobiecego. Otóż aktorka o której wspomniałam także mi się oświadczała ciągle oświadczała z miłością, ale raz miałam dosyć —
Takich wypadków miałam kilka podziwiałam naturę ludzką np. byłam u młodej 18 letniej panny, która wiem że się puszczała, zaczęła mnie kokietować. Udawałam, że nie rozumiem. Przyszła do mnie i wprost oświadczyła że pragnie miłości kobiecej chciałam Jej zawołać syna zaproponowałam, po kilku niefortunnych próbach przestała u mnie bywać. Bywała u mnie pewna dama codzień, raz robi mi alarm z uśmiechem że zdrada, bo drzwi zamknięte na klucz, oburzyło mnie bo ani mi się śniło, powiedziałam Jej, że ma pewno starego męża, zdziwiła się że zgadłam, była bardzo piękna, ale również się obraziła i przestała chodzić, tak kobiety szukają wrażeń.

Raz przyszły do mnie dwie szykowne angielki, Matka z córką, obydwie wysokie czarno ubrane z dobrej sfery towarzyskiej. Po udzieleniu rady położyły mi 25 kop. powiedziałam im, że albo biorę za poradę albo nie, były tak uszczęśliwione, że mi podziękowały mi, pieniądze schowały i raz jeszcze wróciły z sieni zapytać się o coś, kobiece skąpstwo. Pyszne są matki albo żony w stosunku do obcych kobiet. Massowałam rękę jakiemuś Panu, on był stary, ona młoda, przy pierwszem massażu assystowała żona, zapewne chciała się przekonać czy ich, tj. nas można samych pozostawiać o mnie być zazdrosną, drugiego dnia widziałam małą dziewczynkę, myślałam, że to przypadkowe, ale powtarzało się to codzień pilnowała pod pozorem, że kurz ściera. W innym miejscu massowałam starego, który był wstrętny w obejściu, chciał, żebym mu zapinała bieliznę, żona również pilnowała, kiedy powiedziałam, że to do mnie nie należy, obraziła się i odprawiła mnie. Przyszła do mnie pewna dama, która nie chciała usiąść na krześle, bo Jej się zdawało że Jej to ubliży. U siebie bardzo grzeczna i gościnna, miała syna 18letniego, który czasami przy śniadaniu rozmawiał ze mną. Dostałam admonicyą, że syn jej jak ja mam przyjść nie wychodzi z domu, ubawiło mnie to szczerze. Po roku praktyki nabrałam doświadczenia i zaczęłam być ostrożniejszą w robieniu znajomości i podejrzliwą względem ludzi. Pewnego popołudnia przychodzi do mnie śliczny chłopiec, elegancki, znany w świecie artysta, o którego kobiety się biły, przedstawia mi się i zaczyna ze mną flirtować, odrazu go zdemaskowałam, żeby się nie stawał śmiesznym ze mną, bo to szkoda czasu,

że bywam razem z Jego Ojcem w towarzystwie, stokrotnie mnie przepraszał, i taki który ma tyle pięknych i młodych byle zpudnica nie może zapomnieć, że jest mężczyzną. Zjawia się u mnie w grubej żałobie dama, znana w świecie literackim, pewna siebie, okazując mi szczęście że przyszła, że przyszła, i patrząc jakie wrażenie zrobi na mnie wyjawienie Jej nazwiska, jakkolwiek zrobiło na mnie, udała że mnie to nic nie obchodzi, i powiedziałam, że dzisiaj więcej mówić nie mogę, bo niemam czasu. Kobieta ta tak jak jest znana w świecie naukowym również jest znana z złych obyczajów. Z początku, starałam się tylko odrobić swoje i po za tem nie mieć żadnej z nią styczności, ale nie taki straszy djabeł jak go malują. Przyzwoitem i eleganckim obejściem, wykształceniem i intelligencyą potrafiła mnie tak ująć, że przekładałam Jej towarzystwo, od towarzystwa najmoralniejszych kobiet. Codzienna obcowanie z nią przez rok cały było tylko z korzyścią dla mnie, nauczyła mnie poznawać ludzi, doskonały psycholog. Błędne przekonanie, że takie towarzystwo demoralizuje, raczej kształci, tem się różni od dam wielkiego świata, że nigdy nie używa żadnych dwuznaczników, ani nie prowadzi rozmów erotycznych. Zwykle rozmowa nasza była zprawozdaniem z przeczytanych książek, o sztuce itp. Kobieta ta by mogła być przykładem dla niejednej która ją obgaduje, pracowita jak rzadko. Nigdy nie siedzi z założonemi rękoma. Rano g. 9. w łóżku obłożona pismami. Pończochy sama sobie ceruje i nie wyjdzie, by nie zeszyć rękawiczek jak to wiele dam robi.

Przychodzi do mnie panna lat ? _ trudno oznaczyć, może mieć 30 albo mniej, albo więcej, wykrygowana przesadzona, siedzi godzinami, nie płaci nigdy, ja bywam księdzem i lekarzem, wszyscy mi się zwierzają ze swoich bólów nie tylko fizycznych, ale i moralnych, zaczyna mi opowiadać jakie wrażenie robi na nią mężczyzna, gestykuluje, mówiąc skacze do mnie, jak jej zaprzeczę chcę się rzucać na mnie, ale ja się nie boję, trzymam ją wzrokiem, otóż radzi mi się czy ma iść na utrzymanie do pewnego jegomościa, bo bez mężczyzny żyć nie może, zrobiłam Jej uwagę, że musi się w takim razie wyrzec zamążpójścia, zastanowiło ją to, chodziła jakiś czas, wywnętrzała mi się, naturalnie darmo, poznałam, że biedna histeryczka trzeba i takim ulżyć. Przychodzi jakaś damula z kuferkiem i prosi koniecznie żeby Jej twarz wymassować, nie chciałam się zgodzić, nie pytając się o pozwolenie usiadła przy toalecie rozczesała się, na usilne prośby wymasowałam Ją, odchodząc powiedziała mi, że jak drugi raz przyjdzie to mi zapłaci, służąca miała racyę, że zamiast iść do cukierni czekać na pociąg wolała darmo, naturalnie że ją w życiu więcej nie widziałam, a jak by to wyglądało ordynarnie, gdyby się upomnieć o zapłatę z góry, wiele razy mnie oszukano! Parweniusze to straszna klassa, gdzie poszłam … od ostatnich i na tem się kończyło. Najmilszy stosunek jest z rossyanami, są delikatni otwarci, serdeczni i gościnni, nie wiem czy dla nas polaków, ale arystokracya rossyjska jest uprzedzająco uprzejma. Pół świat to najnieszczęśliwsze istoty, tak smutne zawsze. Bywałam u jednej hiszpanki, cudownie piękna ale

taka blada szansonistka25, zaraz opowiadają kto jest jej ami ale taka zamyślona, smętna, marzeniem Jej było wrócić do kraju i tam wyjść za mąż, bo ma narzeczonego. Przychodzę do szansonistki, francuzka, takie to wiotkie jak gałęź, blade, śliczna buzia, ale kości i zkóra, nerwowa boli Jej nie można dotknąć. Utrzymanka księcia A. Gdyby to była polka nie zpojrzał by, bo buzia jak obrazek Greuza26, ale to pewna dziewczyna uliczna paryzka, ta ręka bez paznogci, z pokłótemi palcami od szycia. Spojrzawszy na tę dziewczynę żal mi się jej zrobiło, tyle było smutku w Jej twarzy, pytam Jej się czy jej mam mówić pani, ona mi mówi, że jest demoiselle au coude27. Powiedziałam Jej żebym jej sto rózg kazała dać, „ach nawróć mnie pani klęknę przed Panią, co ja mam robić: nic nie umiem, od 10 roku życia robię la noce28, opiekun mój zrobiwszy to zawiózł mnie do Paryża i pozostawił na bruku, dziś mam 24 lat, a jestem tak strasznie zdenerwowaną, niewolnicą, dnia ani nocy niemam spokojnej, eksploatują mnie na każdym kroku. Przychodzą koleżanki biorą pieniądze, biedne istoty na prawdę robią wrażenie ofiar, grzeszą ci je potępiają, nie wiedzą jakie warunki życia one miały, że mają takie potworne życia, serce one mają złote, i szacunek ogromny dla porządnych kobiet. Nasz półświat jest inny, pełen cynizmu, wyrafinowany. Tamta biedaczka zapewne w Paryżu chodziła po ulicach, tutaj bielizna koronkowa, matinki, komfort, taka nikła, skromna, nie umiała się zastosować do tej roli. Jedną tylko znałam mądrą. Wezwano mnie do Bristolu do p. S. wiedziałam że to była tutaj sławna z brylantów i koni znana kurtyzana.

Jeszcze nie byłam pewną czy to ona, niepozorna, maleńka, nawet nie ładna w przepysznym peniuarze różowym panna służąca z nią, cała służba nazywa ją jaśnie pani, jakie to nizkie, wiedzą kto ona jest, ale im imponuje rubel, ale jak zaczęła ze mną rozmawiać i powiedziała że jej służąca małpa taka, wiedziałam że się nie omyliłam, dałam Jej do zrozumienia że wiem kto ona jest i pytałam Jej jakim zposobem doszła do tego czem jest, odpowiedziała mi: rozumem, ja nie chodzę do gabinetów, a przyjmuję u siebie, jestem zawsze trzeźwą, a te bydlęta można wycisnąć jak gąbkę, a potem się puszcza, jedna mądra.
Przyszła raz do mnie kobieta niemłoda z jakimś dziwnie błędnym wzrokiem, łapała mnie chwilami, aż jej się bałam, otóż opowiadała mi że była żoną gubernatora w Syberyi, ale trzy czy 4 razy w życiu miała stosunki z mężem, dopiero jak przyjechała do kraju dowiedziała się, że to tak rzadko nigdzie się nie odbywa i ztąd rozpacz po utraconym raju. Jakaś kobiecina przyszła, która chciała się od stóp do głów odświeżyć, godzinę ją złuchałam, ale ponieważ na to wszystko już było za późno, bo ja kwiat zwiędnie i listki opadną na to nie można nic poradzić, żeby ją nie dotknąć wszystko znalazłam u Niej w najlepszym porządku, za dobre słowo chciała mi koniecznie zapłacić, no ale naturalnie nie przyjęłam. Był czas, że byłam ogromnie zajętą. Przyszedłszy do domu zastałam adres do p. G. Pojechałam nazajutrz w pałac na Krakowskiem przedmieściu, byłam pewną, że ten pan wzywa mnie do swojej żony. Otwiera mi groom29, kawalerskie mieszkanie

Wychodzi śliczny student, Mademoiselle êtes vous manicure?30 nie wiem dlaczego, ale wszyscy biorą mnie za francuzkę, nawet francuzki, które bywały u mnie zauważyły, że mam typ francuzki. Młodzieniec ów zaraz zdjął mundur i włożył surdut odwróciłam się, udałam, że nie widzę, jakie to przykre takie nie poszanowanie kobiety, ale nie wiedziałam, że idę do kawalera cofnąć się nie mogłam, prude31 także śmiesznie byłoby udawać, paliły mnie dwuznaczne uśmieszki grooma, godzinę wytrzymałam ogniową próbę, ale kiedy mi zapłacił, powiedziałam, że mniej wezmę od Niego, ale proszę by przychodził do mnie. Tego samego wieczoru pod jakimś pretekstem zjawił się u mnie student jakiś, po rozmowie poznałam że przysłany na zwiady przez tamtego. I taki śliczny i bogaty chłopiec który by nie jedną uszczęśliwił, gdyby się na nią zpojrzał, probował byle gdzie. Długo go trzymałam w mniemaniu, że jestem panną, co go to obchodziło, płacił mi dobrze, zaprzyjaźniliśmy się, taki elegancki dobrze wychowany, mówił, że jestem doskonałą kozerką32 i lubi palące kobiety, ale bał by się z taką ożenić. Uważał mnie za Doktora, opowiadał mi wszystkie swoje przygody, chłopiec miał lat 22 a był tak ztrasznie zdeprawowany. W dwa lata potem przyszedł do mnie po skończeniu uniwersytetu, oznajmić mi że się żeni. Biedna ta żona, pewno wybrał gąskę. Wezwano mnie do żony doktora, ja znałam tę panią dawniej, ale ona nie wiedziała kto ja jestem, po dwóch miesiącach, zawiązała się między nami serdeczna przyjaźń, która trwała lat 11 tj. do jej śmierci. Przyjaźń, ale nie zdawkowa, dzieci nasze również się znały i kochały. Kobieta ta żyła w zbytkach, mąż pozornie, czy rzeczywiście, nie wiem, otaczał ją taką miłością jak rzadko, synów już miała dorosłych, cieszyłam się, że natrafiłam na porządną kobietę, bo jak zaczęłam poznawać ludzi, porządnych kobiet w znaczeniu moralnem jest mało.

Otóż byłam jeszcze bardzo naiwną w doświadczeniu życiowem, ale zaczęłam sobie zadawać pytania dlaczego się niektóre kobiety upiększają? jedne z kokieteryi, inne dla mężów te są najrozsądniejsze i te są prawdziwie uczciwe kobiety ale tych najmniej rozumnych. Po bieliźnie także można poznać kobietę, no ale jakkolwiek ta nosiła jedwabne garniturki pod spodem, myślałam że z elegancyi. Zadawałam sobie pytanie dla czego ta się upiększa? śliczna kobieta, pełna życia oczy świecące jak u młodej panienki.Otóż raz pewna pacjentka zapytała mi się czy bywam u Dr … która ma taki wspaniały buduar? rzeczywiście był niezwyczajny, ściany obite materyałem sufit z materyi niebieskiej, cały plisowany, na wiszącej lampie gołąbki, wypchane, kominek po którym pięły się węże, gady, palmy w  półcieniu, półkanapki, jednem słowem cacko. Pacjentka ta zaczęła się śmiać, mówiąc mi, że kochankiem D-wej jest telegrafista, wymieniając imie i nazwisko tak mnie to oburzyło, że powiedziałam każdy po sobie sądzi, zawołała męża, który to potwierdził, o naiwności, natychmiast pojechałam do d-wej oburzając się na niegodziwość ludzką co o niej mówią, powiedziała mi spokojnie to nie prawda, ale ja zaczęłam teraz badać, przypomniało mi się że raz mnie prosiła mnie o miejsce dla młodego człowieka, tego samego, by nikomu nie mówić bo mogą sobie co pomyśleć, wówczas jakoś mi dziwnem zdawało, ale teraz zrozumiałam, ciągłe jej tajemnicze wyjazdy potwierdziły niby niegodziwość ludzką. Kobieta starsza mając kochanka, jest straszną, każdej młodszej zazdrości, podejrzywa Ją, rzuca kalomnię33, dopuszcza się czynów zbrodniczych, by nie stracić ukochanego, jeżeli się młoda spojrzy na niego, w najlepszej istocie wyrabia się charakter

okrutny, mściwy, podejrzliwy, nie wierzący nikomu, bo wiecznie sama kłamie by zmylić czujność domowych. A jednak ja tej kobiety potępić nie mogę, a raczej żałowałam ją, przy jej dostatkach, była tak nieszczęśliwą, zależną od synów, którzy ją za nic nie mieli, bo wiedzieli o tem, żyjąca w wiecznem kłamstwie. Wielu fałszywym przyjaciołom musiała się za to okupywać, wiele razy chciała się targnąć na życie, kiedy jej kochanek miał się żenić, ona go kochała miłością prawdziwą, bo kiedy chciał się żenić, do nóg padła matce tej panny, że to ona go kocha, a on zdaje się był na jej utrzymaniu, to była jego miłość. Ta kobieta wiecznie była w długach kłopotach zmartwieniach, mogąc żyć bez troski. Ta miłość ją zgubiła, a jednak w najcięższej chorobie tylko mówiła o nim i chciała go widzieć. Przez tyle lat naszej znajomości udawałam, że o niczem nie wiem, i ona nigdy ze mną o tem nie mówiła, bojąc się widać bym nie straciła dla Niej szacunku. Kiedy się tak pomyliłam przekonałam się, że ze świecą trzeba szukać porządnych kobiet, więcej się teraz dziwię jak kobieta jest uczciwa niż nieuczciwa. Są i amatorki kwaśnych jabłek34, ale niema na nich amatorów. Wezwano mnie do pewnej właścicielki domu, była tak strasznie chuda, że bałam się jej dotknąć, wiek między 30–40 wtajemniczyła mnie zaraz w swoje życie, że niedawno wyszła za mąż po raz drugi, mąż zbił ją pierwszej nocy, bo się napocił namęczył bez skutku, on dowodzi że jej wina, ona że jego, a ona rozpacza, że ona to tak lubi, że jej bez tego tak tęschno, a mąż ją więcej nie chce i chce rozwodu. Zazdrość u kobiet bywa szalona. Jednego razu przyszły do mnie dwie przyjaciółki umówić się o cenę i godzinę, miały razem u mnie bywać. Nazajutrz przyszła jedna z nich prosząc mnie

by nie mówić przyjaciółce, że ona bywa u mnie. Drugi raz prosiłam jedną z moich pacjentek, by mi powiedziała nazwę perfum, które używa, bo jedna Pani chce sobie kupić takich „po co ona ma mieć te co ja” odrzekła i nie powiedziała. Przyjeżdżał do mnie pewien pan, jak mówił o kilka mil od Warszawy, dawał mi zawsze rady, raz mi przywiózł narzędzia paryzkie do manicure, ale żeby o tem nikomu nie mówić, dziwnem mi się zdawało przyjąć od nieznajomego człowieka, powiedziałam, że powiem właśnie wszystkim, bo tak mało jest dających, i dziwnem mi się to wydało trzymać to w tajemnicy; jednocześnie przyjeżdżała do mnie jakaś pani, zaraz jej powiedziałam o tem. Wychodzę siedzą razem w dorożce, dowiedziałam się że to małżeństwo; czy to zakłóciło ich spokój, nie wiem dosyć że ich więcej u siebie nie widziałam. Mieć do czynienia z dobrze wychowanymi ludźmi to się jest zawsze mniej obrażonym jak z gminem. Przyszedł do mnie stary jakiś …, by mu massować nogę, ale nie wiedziałam że to tylko pretekst, bo nie byłam jeszcze w takim wypadku. Kiedy zaczęłam massowanie w okamgnieniu rozebrał się do koszuli; i gdyby nie moja siła, byłby wykonał ruch moją rękę zgodny z kodeksem, ale nie moralnym, natychmiast wyszłam z pokoju i przeczekałam póki się ten pan przypuszczalnie mógł ubrać i kazałam go wyprowadzić służącej. Wtenczas byłam rzeczywiście wściekłą, że człowiek który mnie nie zna w życiu nie widział, na pewniaka idzie, że zapłaci i zabawi się. W dwa miesiące potem, służąca powiada mi, że jakiś pan jest w kuchni, który ma do mnie interes, było to wieczorem, kazałam wejść frontem, patrzę ten łotr bezczelny, nie zraził się ośmielił się przyjść raz jeszcze, myśląc, że się uda, albo że się wtenczas droczyłam, zachowałam zimną krew, udałam jakbym go w życiu

pierwszy raz widziała, i najspokojniej dałam mu adres doktora do którego ma się udać, bo ja mężczyzn nie massuję. Naumyślnie byłam się zapytać doktora, mówił mi że to są, zpecjaliści od masażystek taki do niego nie pójdzie. Świat teatralny jest najweselszy, to są jedyne kobiety, które są po za teatrem naturalnemi, wesołe, szczere, otwarte, serdeczne i gościnne. Większa część żon przychodzi w sekrecie przed mężami, czasem wychodzi tragedya, czasem komedya i ta pani, która zatraciła swoje nazwisko jest nieraz w przykrem położeniu; nazwisko moje, zapewne tają przed służbą, bo się boją, że jest zanadto kompromitujące. Jedna dama przychodziły, do mnie na massaż twarzy, dwie jej siostry, nawiasem mówiąc, nazywały ją głupią, bo się obydwie puszczały, a ona nie miała żadnej awanture, otóż raz mąż jej wpadł do mnie, zastał ją u mnie i zrobił awanturę, wyrzuciłam ich oboje za drzwi, bo ja nie robiłam tego w sekrecie i miałam pozwolenie urzędu lekarskiego. Żony umieją zmylić czujność mężów, w parę dni potem ta dama się znowu zjawiła, wżaden sposób nie chciałam przyjąć, ale przepraszała mnie i prosiła, że mąż już nie przyjdzie, bo nie wiedział i chodziła, chodziła a on pewno jej wierzył, że więcej do mnie nie przyjdzie. Byłam wezwaną do pewnej żony lekarza rosyjskiego, jest to praktyka nie bardzo wesoła, bo nie brałam pieniędzy, massowałam jej siostrę. Na drugi dzień prosiła mnie doktorowa by przyjść rano, bo mąż wyjedzie, a nie chce, by on o tem wiedział. Wchodzą obydwie, rumienią się, mięszają, doktór jest, była sytuacja tak komiczna, nareszcie doktór dowiedział się o co idzie i sam pomagał mi do przyrządzenia maski. Oszukiwać mężów

umieją panie znakomicie. Przyjechała jakaś pani z mężem z Nissy. Mieszkali w Europie Umowa było wobec obojga o massowanie brzucha, on zwykle siadał około okna, ja massowałam ją w łóżku za parawanem. Zaraz na drugi dzień umówiła się ze mną o massaż twarzy, a przed nazywało się to brzuchem. Już to kobiety zawsze kręcą, nigdy wprost nie powiedzą po co przyszły, albo niby dla kogoś, targują się jak za Żelazną Bramą35, a ja spokojnie słucham i nigdy nic nie opuszczam. Albo trafiam w słabą stronę, może Pani jest pracującą, wtedy już się przestaje targować. Często oszukują i nie dopłacają. Pod tym względem daleko przyjemniejszy jest stosunek z mężczyznami, nigdy się nie pytają aż po zkończeniu, a często więcej płacą jak się zażąda. Pochodzi to pewno z tego, że kobiety same nie zarabiają i z natury są oszczędniejsze, na rzeczy których nie widać na nich, bo naprzykład na puder nie żałują. Jakiś czas bywała u mnie kobieta b. elegancka z dobrej sfery, dobrego wzrostu, ogromnej tuszy, zawsze elegancko ubrana, jednem słowem grande dame36. Jednego dnia przyszła do mnie i widziałam że słabnie, pytam Jej się czy czasem nie z głodu, bo kobiety często bywają zagłodzone, dowiedziałam się że nic nie miała w ustach (była g. 2 pp) jeszcze nic nie miała, ofiara szyku, chciała zchudnąć. Po kilku latach zjawia się u mnie ta sama dama, robiła wrażenie warjatki, nie uczesana, na głowie chustki i opowiada mi, że miała narzeczonego, i raz zobaczyła, że koło kącików ust robią jej się zmarszczki, nawet trudno to dostrzedz, bo twarz pełna, otóż od tego czasu nie pokazała się narzeczonemu i chciała się powiesić, jeżeli doktór jej tego nie usunie, na prośby syna sławny chirurg K. podjął się tej operacji, naturalnie zmarszczki nie usunął, a szramę zrobił około nosa. Dwa lata jeździła za granicę, kosztowało ją ta

folie de beaute37 8 tys. rubli i jedyną nadzieję miała we mnie, naturalnie nie mogłam ją łudzić, wyszła ze spuszczoną głową. Widocznie to wiek przejściowy, wywołał. Dwa laty już biedna nie śpi. Obiecywała mnie Bóg wie co za leczenie, ale czyż mogłam korzystać z jej warjacji, może ktoś mniej skrupulatny, by to zrobił jak się przekonałam.
Przyszła do mnie jedna panienka z Pragi38 obsypana cała krostami, mówiła, że się leczy od lat kilku, lekarstwa ją massę kosztowały, jeździła do Częstochowy, różne cudowne środki jej dają nic nie pomaga, ale jeżeli ją wyleczę, całe życie mi będzie wdzięczną, na to się nigdy nie liczy. Posłałam ją do doktora, by jej dał lekarstwo wewnętrzne, a po kilku miesiącach, ani krosteczki nie zostały, tylko naturalnie w miejscach gdzie były krosty cera nie była czysta jeszcze, jakby sine plamki, otóż po skończonej kuracji, robiła mi wymówki, że ma nie czystą cerę, o krostach zapomniała, wdzięczność ludzka, na to się nie liczy, tylko ma się własne wewnętrzne zadowolenie.
Przychodził do mnie bardzo elegancki, dobrze wychowany pan, tuberoza w butonierce, siedział najmniej z godzinę, przychodził dwa razy na tydzień, więcej niż tego wymagała potrzeba, ciągle mi mówił, że szuka kogoś do współki, nie wiedziałam co to wyrażenie znaczy, nie był już tak młody, chociaż bardzo się mógł podobać, wyśmiewał razem ze mną błędy arystokracyi, ale nie wiedziałam, kto jest? radziłam mu by się ożenił z pewną bankierową wdową żydówką, wtenczas dopiero błękitna krew się odezwała, chociaż to był żart z mojej strony. Na drugi dzień, przyszedł pewien dygnitarz rosyjski, polecony mi przez księcia wymienił nazwisko, powiedziałam, że takiego nie znam, zmięszałam się ogromnie, ale książe już się więcej nigdy u mnie nie zjawił.

W praktyce mojej dowiedziałam się, że mam oczy które kuszą o czem nigdy nie wiedziałam, bo mnie to nie obchodziło i elektryczności tyle w ręku, że przy dotknięciu byłam niebezpieczną dla kobiet i mężczyzn. Z tego powodu nieraz miałam przykrości. Jedna bardzo przyzwoita kobieta, naturalnie wdowa, kiedy ją massowałam, cała się czerwieniła i łapała mnie za nogę. Aktorka jedna jak raz u niej byłam wieczorem, o mało mnie nie zadusiła, że mam w sobie coś męzkiego, „jestem do dyspozycyi Pani powiedziała „cóż kiedy niemam zpodni odpowiedziałam. Również druga aktorka raz podstępem mnie zwabiła i zamknęła mnie na klucz, że mnie nie puści na noc do domu, aż jej zagroziłam awanturą, żeby się wydostać do domu, dla mnie one wszystkie obojętne były, bo raz tylko jedna mnie potrafiła zkokietować.
Miłość kobieca jest inna, ma więcej ideału.
Zawezwano mnie do p. K dziwiło mnie że wszedłszy, nie zastałam jak zwykle bywa Matki a córkę. W salonie nieład, chociaż elegancko urządzone, miednica wyszczerbiona, panna piękna kobieta lat około dwudziestu kilku, imponująca postawa, szatyna, pieszczocha, ciągle mnie łapała za ręce, pieściła się w mowie, mówiła, że chce wstąpić do Teatru, odmawiałam ją że tyle pokus, szkoda jej, ale ciągle nie wiedziałam kto ona jest? do jakiej sfery towarzyskiej należy, nikogo nigdy, oprócz niej w domu nie widywałam, nawet służącej, a że nigdy nie miałam zwyczaju wyjawiania nazwisk swoich pacjentów, nie mogłam się od nikogo dowiedzieć. Raz zadała mi pytanie, na które wahałam się odpowiedzieć tak idealnie skromnie wydającej się pannie, chodziła do szkoły dramatycznej.

Wstała i w traicznej postawie dobitnie powiedziała „Schylam czoło przed cnotami, ale nią nie jestem”. Stanęłam jak posąg i bez słowa wyszłam, ale dostałam zawrotu w głowie, szumu w uszach, podobnie za całego odezwania się i tak otwartego przyznania się do grzechów nie słyszałam, dzisiaj, pochwaliłabym ją za to, wtenczas zrobiło to na mnie za wielkie wrażenie, jeszcze byłam za czysta za mało obcowałam z kobietami w ogóle bo w towarzystwie dużo jest również takich, tylko nie przyznają się do tego. Mnie się zdawało, że tak nieczysta istota mnie się tak poufale dotykała, to mnie coś z tego ubyło. Wrażenie było takie silne, że nie mogłam wrócić do domu, aby z tego się otrząsnąć poszłam Nowym Światem, zpotkałam brata39, zwierzyłam mu się z tem, szczerze się ze mnie wyśmiał, że to znana kokota i czuję się zapewne obrażoną o to że ją nie wiedziałam. Na drugi dzień kiedy do Niej przyszłam, znalazłam się w kłopotliwem położeniu, byłam grzeczną, ale widocznie inną, bo zastałam bilecik od Niej, że przerywa kuracyą. Tak trzeba zatracić swoje ja zupełnie i umieć panować nad sobą, żeby nie stracić klijentelli, ale czy to możebne, jak się wie, być w poufałym stosunku z kokotą, grzeczną tak, ale nie każdej to wystarcza. Wezwano mnie raz do pewnej rossyanki. Kiedy weszłam zdumienie moje nie miało granic. W Warszawie takich mieszkań się nie spotyka. Jakieś drewniane komórki, niby dwa pokoiki, niby poddasze, drzwi zamykają się na haczyki, chociaż to Marsz. ul.40 bieda na każdym kroku, nieład, wszystko pêle mêle41, sypialny jakoś upstrzony, dzieci pełnią funkcyą służącej, sama pani młoda

razi w tem środowisku elegancyą stroju. Intrygowała mnie dla czego ta kobieta się upiększa? W kilka dni potem, jak każda nie pytana opowiada o sobie, mówi mi że pomimo że to zabronione, jest rządcą trzech domów. Kwestya rozwiązana. Kobieta ta odejmuje sobie od ust by utrzymać świeżość cery, byt swój okupuje sprzedaniem swego ciała, ten fakt chyba można tem tłumaczyć że bieda Ją do tego zmusza. Cały półświat upada z miłości, zwykle mając lat 16 każda mi tak opowiada kocha się uwodziciel obiecuje się żenić, wierząc uwodzicielom upadają potem co pozostaje tym biednym dziewczętom, c’est le premier pas qui coûte42, puszczają się następnie z przyzwyczajenia do tego życia fizycznego. Czyż je można potępiać? Ofiary zepsutej młodzieży, która dla zaspokojenia chwilowej przyjemności, nie pomni o tem, że unieszczęśliwia swoją ofiarę na całe życie, ale ją potem jeszcze potępia i pogardza nią. Są i tacy przyszedł do mnie młody dragon43, kocha się w Polce i wmawia sobie że ma jakieś braki żeby mu usunąć, na moje argumenty przeczące przystaje pod warunkiem, że mu dam jakiś złoik kosmetyku, bo inaczej wyjść odemnie nie może, po wzięciu kremu był uszczęśliwiony, w jakim celu to zrobił dla czego przyszedł, nie wiem? Albo jakiś młody człowiek zjawia się u mnie że ma parę wągrów, żeby mu je zniszczyć, płaci za trzy wizyty z góry i po pierwszej wizycie więcej nie przyszedł. Są i takie osobniki. Pewna dama już nie młoda, przyszła do mnie, że mi zajmie pół godziny czasu i da mi 2 rss jeżeli jej postawię

djagnozę dobrą co jej jest w nogę, bo jeździła po zagranicach każdy lekarz stawia inną djagnozę, co Jej zależało na tem niewiem, widocznie nie miała co robić z czasem i pieniędzmi. Kobieta zwykle dużo mówi, ja mam zwyczaj cierpliwie słuchać. Z opowiadania Jej dowiedziałam się jakie przypuszczają choroby, łatwo mi było z mojej własnej praktyki zrobić djagnozę, położyła mi z ukontentowaniem 3 rss, że trafiłam w Jej myśl. Więcej takich ludzi, którzy tak suto opłacają swoje urojenia! Głupota ludzka niema granic dochodzi do zenitu.
Nieprzyjemność z pacjentem i znowu refleksya, że uczciwością daleko nie zajdę, dla mężczyzn nie trzeba być młodą i ładną, ale tylko temi drogami można coś zrobić. Niemam za złe innym, nie poczytuję sobie za zasługę, bo niemam tego fizycznego pociągu, który nazywają miłością, ale ten jedyny mógł by mnie naprowadzić na złą drogę, ale pieniądz nigdy! Rubel w tej chwili to majątek, ale dla rubla miałabym robić źle, to w takim razie mogła bym i oszukiwać, bo wszystko jaki to zarobek niegodziwy, tembardziej stracić to co jest jedynym skarbem kobiety, szacunek ludzki, i nie módz się śmiało zpojrzeć w oczy własnym dzieciom, zwierzęcej skłonności nigdy nie miałam, ale mężczyźni zupełnie tego nie rozumieją, szczególniej mężatkę mogącą się bez nich obejść. W początkach mojej praktyki polecono mnie pewno powadze lekarskiej. Zajął się mną tak szczerze i serdecznie, przypisywałam to zajęciem się tej nowej gałezi sztuki lekarskiej, przysyłał książki, służącej szczegółowo się o mnie wypytywał, myślał, że jestem panną, ona go pozostawiła w błędzie znajome moje i jego śmiały się ze mnie, że nie wiem w jakim celu bywa, kiedy przyszedł do dom mnie obejście jego było tak dziwne, a moje również, bo wiedziałam jaki

cel jego odwiedzin, tembardziej, że byłam sama jedna w domu, i w tej chwili jak dzieci weszły pozwoliłam im wejść do pokoju, co nigdy naturalnie nie miała miejsca. Zmięszał się wyszedł, na drugi dzień dostałam list żegnam, przyjacielem zostaje na zawsze, zajęcia nie pozwalają mu przyjść, ale kiedy go potem widziałam, udał, że mnie nie zna. Panowie są tak zarozumieli, że jak nieudaje im się co postanowią albo się mszczą, albo się obrażają. Listy dostawałam z różnemi propozycyami i głupiemi pytaniami. Jeden naprzykład pisał, że chce się uczyć massażu praktycznie w wieczornych godzinach, co to miało znaczyć do dzisiaj dnia nie wiem. Raz znowu dostałam list od pewnego zbankrutowanego, jak pisał młodego człowieka, który opisywał swoje zalety, i mnie jako mającej tyle znajomości, żeby mu wyszukiwać jako starszą kobietę – do której chce iść na utrzymanie, podawał swoje warunki i t d i dał mi randkę w Świdrze, najgorzej mnie rozgniewał koniec gdzie pisał, „nasz znak chustka przy ustach jak byśmy na prawdę znali i jak bym się czemś podobnem trudniła, w pierwszej chwili byłam tak oburzoną, że chciałam list odesłać do prokuratora, ale mnie odradzono, posłałam kuzyna, i rzeczywiście jakiś młody godzinę chodził po trotuarze i za każdą wchodzącą kobietą przystawał w oknie mleczarni. Postęp czasu równo uprawnienie. To było jeszcze delikatnie, bo jeden wprost mi powiedział z miłym uśmiechem, że kobiety palące są namiętne itp. madrygały, aż go doprowadziłam do porządku. Jeszcze inny wezwał mnie do siebie, ale pod warunkiem, że będę bywać u niego o g. 7 rano. Tak trzeba być przygotowanym na wszystko, i tak umieć odpowiadać, by nie dać poznać, iż się jest obrażonym. Damy znowu wchodzą z kpinkami niby, niby dla żartu, bo się wstydzą, aż się im powie grzeczną niegrzeczność. Jedną np. zdaje się,

hr. … poznałam po liberyi strzelca, młoda panienka wpadła jak bomba, zażądała czegoś zapłaciła i uciekła, było to jakby jakiś zakład, albo ciekawość. Jakże się niektóre kobiety zmieniają, kiedy czują, że młodość odbiega. Przyszła do mnie dama z najwyższej sfery rosyjskiej, ale polka, pomimo przepychu i zbytku jaki u niej panował, nie raził ją zkromny apartamencik, zwykle przychodziła zama po mnie, słodka, skromna, anielskiej dobroci, u siebie w domu również gościnna, jednem słowem typ Matki żony. W trzy lata potem przyszła do mnie ta sama anielska postać, ale jakaś inna, dzisiaj Jej cała myśl skierowana ku temu by się podobać, nawet gors muszę sztucznie utrzymać w dawnej świeżości, biedna, chce te parę lat ostatniej młodości jak najdroższy skarb oszczędzić. Ogromną sympatyę miała dla Polaków i jakkolwiek dzieci nawet nie umiały po polsku, wychowane jak dzikie, ona nie czuła się u siebie, że wyszła za rosjanina. Znowu kilka lat potem zjawiła się u mnie, przyjechawszy do Warszawy, znowu inna kobieta, było to w czasie wojny japońskiej, stała się taką patryjotką rosyjską, wyraz twarzy ostry, i uniosła się mówiąc o rezultacie wojny tj. o wzięciu Portu Artura „Mucha porwała się na słonia” z najwyższem oburzeniem. Pokazało się, że ta mucha była silniejsza od słonia. Pewnego razu przyszła do mnie dama z towarzystwa, przysłana do mnie przez jednego z sławnych dentystów, kobieta około lat 60. prawdopodobnie sobie z niej zakpił. Ze sfery arystokratycznej, zwykle przychodziła z panną służącą. Wygląd miała ropuchy, w kapelusiku słomianym bébé44 twarz poorana czasem jak włoski orzech, może i więcej lat miała, oczy jak królik, włosy, o ile mi się zdaje peruka, i brwi jasno rudawe, naturalnie farbowane, jednem słowem sztuczna maska nic naturalnego, stara wiedźma i ta

chce ludzi oszukiwać, mówiąc, że to chwilowe fałdy twarzy, arystokracya nazywa zmarszczki fałdami, może i trafnie, ze zmartwienia ma zamiar się podobać i wyjść za mąż, tylko ma kłopot, bo żaden mężczyzna jej się nie podoba, każdy by się pewno czuł nieszczęśliwy gdyby jej się podobał nawet za te wysokie summy, które wraz z sercem swym oferuje. Lustra musi mieć fałszywe, i zapomniała dodawania. Są nieubłagane prawa natury od których nikt się uchylić nie zdoła, trzeba im się godnie poddać. Kiedy mam się jej dotknąć, czuję straszne obrzydzenie, cała wysmarowana, lepiąca się, ma we mnie jedną wiarę, nie idzie mi już o zarobienie kilku rubli, bo tak zarabiać to nie satysfakacya, niema się żadnego zadowolenia wewnętrznego, a nawet pewien wstręt do tego, ale czyż można Jej wprost brutalnie powiedzieć w oczy, że za późno, jak by to ona przyjęła? uważała by mnie za źle wychowaną. Prawdy ludziom nie można mówić, zyskała bym sobie wroga, który by głosił o mojej nieumiejętności. Zastosowałam środki te same jak dla innych, ona uszczęśliwiona uczyła się na pamięć, i kazała powtarzać swej towarzyszce, w razie jak ona zapomni, żeby ta pamiętała. Męża miała w domu warjatów, widocznie ztała się omyłka, zamiast ją zamknęli jego, czekała aż on umrze, by wyjść za drugiego, dla tego chciała być piękną i młodą, z jakim naiwnym pięknym uśmieszkiem ona to mówiła, w swej wyobraźni widziała się znowu nie w zimowych latach a wiosennych. Jej z tem dobrze było, żyła nadzieją. Pewna wieczoru weszła do mnie pewna arystokratka wiekowa, te są jeszcze z dawnych czasów, którym się zdaje, że robią zaszczyt progowi, który przejdą, była taką impertynentką i niegrzeczną, że tylko wiek Jej powstrzymał mnie, że nie zadzwoniłam na służącą, by jej wskazać gdzie są drzwi. Czyż ci ludzie myślą, że są z innej gliny zlepieni? dla tego że mają 9 lub 11 pałek w koronie, zasługi ich antenatów.

Czy się prosiłam o ten zaszczyt przyjścia do mnie? Czy te formy stworzone przez ludzi wpływają na koniec naszego istnienia? Czy ta różnica urodzenia majątku ochrania nas po śmierci, od gnieżdżenia się robactwa w naszych mózgach, tak w arystokratyczne jak plebejuszowskie ciała jeden robak toczy w ziemi. Mam słabość do ludzi dobrze urodzonych, ale z wychowaniem należnem temu urodzeniu, bo po wychowaniu poznać kto go rodził. Czem że się będzie w takim razie różnił od parweniusza, którego właśnie brak tego wychowania, i po tem go zawsze poznać. Sam pieniądz nie wystarcza, jeśli osobnik jest surowy i niema tego od kolebki wpojone, jak mówić chodzić, jeść itp.Pewnego razu zjawia się u mnie kobieta młoda, dystyngowana, wykwintnych manier, typ arystokratki, włosy krucze, oczy szafirowe, matowa cera, głos […] dźwięczny, jednem słowem cudowna kobieta. Jaki wzrost, jaka postawa! Zamawia wieczorne godziny. Zwykle wesoła, dowcipna, opowiada o swych sukcesach, niby żartem że flirtuje, żeby jej sprowadzić starego fabrykanta X. za którego mi da […] 1000 ru., naturalnie, że brałam to za żart, bo Co gdyby to było prawdą tak z takim cynizmem tego o sobie nie mówi. Raz prosiłam o zdjęcie stanika, było to koniecznem do leczenia, w żaden sposób tego wieczoru nie chciała, uderzyło mnie to dla czego, przypuszczałam że ma jakiś defekt, bo kobiety są ogromnie próżne. Otóż raz przyszła do mnie hr … cudownie piękna jak statua, pod pozorem, że ma jakieś plamy na ciele, ale więcej z ciekawości, powiedziałam że muszę zobaczyć opierała się ogromnie i nie dziwię się, bo szkaradne miała ciało, chuda, żółto czarne. Ale wróćmy do tamtej. Otóż że bielizna miała zwyczajną, widocznie miała wolny ten wieczór, ale śpilką zapięta koszulę i cały czar prysnął. Poznaje się porządek po dessous45. Gdyby ona była pracującą

można by ją było wytłomaczyć, że w ostatniej chwili guziczek się urwał, spieszyła się, ale tak. Kobiety są ogromnie złośliwe mściwe, nie mogła mi tego darować, i z uśmiechem mi powiedziała „pani się także puszczała, powiedziałam jej na to, że drzwi otwarte, znowu się uśmiechając rzekła to żart, ja zaś ze złości massując jej rękę tak ją waliłam, że o mało krew nie trysnęła, ona ani drgnęła, a był to także podstęp i złośliwy z jej strony. Nazajutrz poszłam do mego znajomego doktora, którego ona także znała by się zapytać kto ona jest i jaka jest. Naturalnie musiał być dyskretnym, ale dawał mi do zrozumienia, że to co ja biorę za żart to prawda jest to była nauczycielka, żona agenta handlowego, i dodał śmiejąc się, że wprost odemnie poszła wczoraj wieczorem, do Niego, by mu pokazać jak jej ręka wygląda po moim massażu, on znając jej złośliwy charakter wyśmiał się z tego. Kobieta ta z takim wyrafinowanym cynizmem, ma dziecko, które kocha nad życie, męża, który pracuje ciężko Zimna jak lód sprzedaje swoje ciało z zimną krwią dla fatałaszków. O ile mi się jednak zdaje mąż wie o tem i proteguje to, może się mylę, ale takie na mnie wrażenie zrobiło ich pożycie. Potem prosi mnie by chodzić do Niej, wygląda wspaniale, biały peniuar kaszmirowy, w mieszkaniu elegancko urządzone, ale porządek, nie myliłam się, podają śniadanie, obrus w ażury różnej wielkości, brzydziłam się jeść, bo jak brudno musi być w kuchni. Otóż dama ta nie myślała płacić, a wiem że mąż dawał jej codzień dla mnie pieniądze. Wiem, że na taki charakter liczyć nie można, pierwszy raz w mojej praktyce, upomniałam się listownie o pieniądze, ponieważ

kuracya się skończyła, a owa dama nie zjawiła się więcej. Dwa miesiące kołatałam napróżno, dostawałam impertynenckie listy, że śmiem się upominać. Postawiłam ultimatum, że jeśli się nie zgodzi na zapłacenie ratami, to napisze do męża jej, który jej te pieniądze już dał jak ona mi sama mówiła, a ona pewno niemi zapchała inne długi, których jej pewnie nie brakowało. To podziałało przysłała mi połowę. Takie kobiety są bezczelne i bez ambicji. W jakiś czas potem, wpada wieczorem i daje mi resztę, i wprowadza swego niby kuzynka, który zapewne jej dał te pieniądze. Pan ten myślał że zapewne jest w maison de passe46, znalazł się tak impertynencko, że mu powiedziałam niegrzeczność, z drugiej strony nie można mu się dziwić, bo mu pewnie u mnie naznaczyła randkę, mówił do Niej językiem, jakiego nigdy jeszcze nie słyszałam. Ale widząc, że się zanadto posunęła na drugi dzień przyszła się usprawiedliwić, że kuzynek jej ze wsi, prosiłam Ją, żeby mi więcej tak źle wychowanych kuzynków nie zprowadzała. To typ femme de monde47, która na patelni Sans Souci48 otoczona złotą młodzieżą świeci zewnętrznym blichtrem. W tak pięknem ciele tak brzydka i czarna dusza. Po tych przejściach stała się moim wrogiem, najgłówniej o to że nie chciałam u sibie randek urządzać, nawet próbowała mi psuć opinję, ale trafiła na mego klijenta, który jej charakter dobrze znał. Od trzech lat było moim marzeniem być u pewnej arystokratki hr. …, o której krążyły różne legendy. Ciekawość mną powodowała. Przypadek, a raczej moją wolą skierowany, zrządził, że zostałam wezwaną do Niej. Z bijącym sercem poszłam do Niej będąc uprzedzoną, że jest najdumniejszą w całej Warszawie. Wezwanie było na g. 8 r. Deszcz, śnieg, prawie ciemno, na dworze ślizgawica, że trudno się przez podwórze do pałacu dostać.

Sypialnia prześliczna, w półcieniu, olbrzymia, w kąciku łoże zasunięte kotarami. W pościeli eleganckiej, jedyną kołderką przykryta leży hrabianka. Obrazów świętych pełno na ścianie maleńki rewolwer na stoliku nocnym, na kominku mile drzewo trzaska, dywan tłumi odgłos kroków. Hr. mierzy mnie od stóp do głów, mars na czole, oznaka dumy, surowy egzamin, który doskonale wytrzymałam. Kobieta nie młoda, ale tak cudownie zbudowana, że nie zdarzyło mi się widzieć, a widziałam dużo, mogłaby jej pozazdrościć form nie jedna panienka 16letnia. Leniwa w ruchach, typ kobiety lubieżnej, której to jest celem życia. Tyle temperamentu posiada, że kiedy siedziałam przy Niej przez kołdrę ciało moje było jakby przy najgorętszym piecu. Wkrótce lody się przełamały, mars znikł z czoła, taka słodka kobieta, wrodzonej dobroci, raz jej powiedziałam, gdybym była mężczyzną już by pani pięciu minut nie była panną (od kiedy już nią nie była) szkoda, że pani nie kawaler, a kiedy jej powiedziałam, że całe niebo nas od siebie dzieli, to nie odpowiedziała_ Jej słodycz obejścia taka dobroć i naturalność, delikatność, takiej nigdy i u nikogo nie znalazłam przez czas całej mojej praktyki, prosiła by się nie męczyć, odpoczywać, stołeczek pod nogi kazała mi przystawiać, z przyjemnością do Niej chodziłam, a po 5 tygodniach z prawdziwym żalem Ją pożegnałam, to prawdziwy typ damy dworu. Pisać o wszystkich typach można by zapisać tomy, ale zaczem się weźmie człowiek do pisania po takiem zmęczeniu to i zapomni. Dama pewna, która znana z filantropii i dobrych uczynków i może w gruncie jest dobra, bo mi okazywała tę dobroć, dogadzając mi zawsze, obsypując prezentami i proponując mi w najdelikatniejszy sposób, czy mi nie może czem pomódz, i jakkolwiek cały świat o tem głosi jaka ona

dobra, w moim przekonaniu, jednem wyrażeniem zdradziła się, że ta filantropja pochodzi z próżności, a nie z serca. Miała swoich biednych, którzy dostawali tygodniową pensyę, ona ich nigdy naturalnie nie widziała, wypłacała jej zarządzająca, o ile by biednego mniej upokarzało, gdyby dostała z dobrem słowem od samej ofiarodawczyni, nie czuła by tej poniżającej jałmużny. Ludzie bogaci nie wiedzą, że biednych stać na dumę. Przed świętami, kiedy zarządzająca prosiła, owej filantropki, by coś więcej przeznaczyła nad zwykłą normę dla pewnej rodziny którą stale utrzymywała, by mięso mogli jeść w święta, odezwała się: biedni mięsa nie jedzą” śmiejąc się; to ma być filantropka. Ona nie czuła, że tem słowem zdemaskowała się przedemną i jak nizko upadła w mych oczach. Nie wsalonie ludzi się poznaje. Kiedy się bywam tak często jak ja w jakim domu, staje się domową i ludzie nie maskują się, tembardziej, że wiedzą, że ja nigdy nazwisk nie wymawiam, ani nie opowiadam co się gdzie dzieje, znając moją dyskrecyą, nie krępują się, albo może mnie mają za tak głupią, że ja się nie liczę, co mi daje lepszą sposobność do poznania ludzi. Ztej roli biernej nigdy nie wychodzę – dowiaduję się wszystkiego odemnie ani o mnie nikt nic. Pewnego razu zjawia się u mnie dama okazałej tuszy, imponującej postawy, rr mówi z francuzka jak wszystkie wychowanki z Sacré Coeur, otóż zamawia mnie do siebie do 3 osób, żeby jej zmoderować49 cerę, było to w czasie kiedy kilka osób mnie oszukało, wprost więc powiedziałam, że mówi się trzy, a będzie dwie, dama ta nadzwyczaj dobrze wychowana, zdziwiła się, że się nie boję odstręczyć ją swoją rubasznością, ale zmięszała się i powiedziała, że przeczułam bo dama prosi do siebie i brata, kiedy kobiety mają straszną wadę, co mnie

obchodzi do kogo idę, mają długi język, gdyby mniej mówiły, mniej głupstw by wychodziło z ich ust, mniej by się kompromitowały, bo nie naprowadzały by na domysły i tym sposobem na to co chcą ukryć. Przychodzę nazajutrz, elegancko urządzone pełno portretów w sali antenatów, starożytności, pani domu w eleganckim peniuarze, wyperfumowana, coquette50, kiedy zjawia się ten mniemany brat, elegancki parvenu51, dewizka gruba złota na dwie strony, akcent czysto narodowy, raził mnie w tym domu czysto szlacheckim. Gdyby nie była powiedziała mój brat, nie było by to zwróciło może mojej uwagi. Jej bezczelność rozgniewała mnie i powiedziałam jej wprost po wyjściu jego że to żyd. Tłumaczyła mi mąż jej kuzynki krewny. Zaintrygowało mnie to i zaczęłam się dowiedzieć kto on jest. Otóż dowiedziałam się, że to bogaty piwowar dzietny i żonaty. Ona miała również dorastające córka i starego męża, który mało zarabiał, bo majątek stracili. Jak oni się urządzali tego nie rozumiem. Pozory niby były zachowane, bo zwykle jak przychodził, prowadziła go do tego męża który zawsze był wówczas nieobecnym. Udawałam naturalnie, że się niczego nie domyślam, chociaż on zdaje się tem chełpił się i chciał by był się nią popisać. Czasami brałam ją na próbę, i najniewinniej w świecie chwaliłam mu piękne kobiety, wywoływałam w Niej taką zazdrość, że była by się rzuciła na nas oboje. Kiedy miał wchodzić oblewała się cała pachnidłami. On był z nią sans gêne52 i przypuszczał, że ja wiem jaki ich stosunek łączy. Dama ta wiecznie oburzona na niemoralność kobiet, dla mnie była z całą przyjaźnią, nawet mi robiła dużo dobrego, ale się do niej przekonać nie mogłam. Nie mogę tego pojąć jak się można puszczać z człowiekiem, tak nisko stojącym

wobec Niej, różniącym się rażąco wychowaniem przekonaniami – robi to prawdopodobnie dla mamony, nie z miłości, a na pozór zdaje się być w nim zakochaną. Ostrożność dobrej reputacyi każe jej nie brać kochanka ze swojej sfery, bo by się to zawsze kiedyś wydało, a ktoby podejrzywał widząc u Niej tego zbogaconego żyda, że to jej kochanek. Każdy sobie radzi jak może. Wydatki dużo dochodów mało, czyż to tak wielka rzecz użyczyć trochę swego ciała, a miała go dosyć, kiedy mu to robi przyjemność, a jej przyjemność materyalną. Prawdopodobnie nie pierwszy to wybraniec. Za młodych czasów można było wybierać. Potrzeba jest matką wynalazków. Na zapytanie pewnej damy, jak się urządza w obec sługi z kochankiem, zostawiając go u siebie na noc; z zimną krwią odpowiedziała mi, że on wychodzi wieczorem, a służąca ma nakazane nie budzić Pani rano, która swój pokój zamyka na klucz. Adonis wraca, o g. 11 adonis wychodzi, a stróż nawet nie wie, że miał w nocy niezameldowanego lokatora. Po licznych doświadczeniach w mej praktyce doszłam do wniosku, że kobiety, szczególniej blondynki są ogromnie namiętne, każde dotknięcie ręką zprawia im dreszcze fizyczne, i chciwe są takich wrażeń. Niezwyczajnie ciekawy typ zjawił się u mnie russkiej żydówki. Kobieta ordynarna, z gminu, gwałtem chce być piękną – a podobieństwo jej do małpy, jak dwóch rodzonych sióstr. Skąpa do potęgi, kombinuje, kalkuluje, aby tanio, ale na to wydaje. Wskazówki dawane jej przezemnie do owej piękności powtarza kilkakrotnie, wyucza się ich na pamięć, po za tem nic mówić nie umie, czy nie chce. Celu w jakim to robi z takim zapałem by być piękną, trudno mi było dociec w obec jej milczenia, w tej klasie w takie rzeczy nie wierzę. Wiek trudno oznaczyć, mogła mieć tak 30 jak 40, albo

jakaś maniaczka, albo wdowa mająca pójść za mąż, albo jej przedsiębiorstwo wymaga dobrego wyglądu. O przeciętnych matkach i żonach niema co wspominać, bo niema zmian w ich życiu, zawsze ta sama jednostajność. Żony, wogóle kobiety się dziwią, że mężowie nie są im wierni. Porządne kobiety nie mają pojęcia, na jakie pokusy są wystawiani mężczyźni. Żadna porządna kobieta nie jest w stanie użyć tych powabów, jakie używają kokoty. Duma godność własna nie pozwala żadnej żonie tem trzymać męża, czem go trzyma kokota. My znowu nie możemy potępiać kokot, nie jedna, kiedy opowiada swoje życie, wzbudza raczej litość jak pogardę. Postawmy się na miejscu takiej istoty, czy my byłybyśmy lepszemi? Warunki naszego wychowania, od lat dziecinnych wszczepiane zasady moralności, uchraniają nas od tego, ale to nie jest nasza zasługa że jesteśmy porządnymi w takich warunkach, to jest naszym obowiązkiem, tak nie być złodziejem oszustem itp. nie odwracajmy się od tych ofiar społeczeństwa, które są nieszczęśliwemi, a ztarajmy się pojąć warunki ich wychowania otoczenia i litujmy się nad niemi. Kiedy my jesteśmy jeszcze zupełnie niewinnemi i nie mamy żadnych pokus, bo w towarzystwie szanują dzieci rodziców, one już są zprzedawane, albo wypuszczane na zarobek i nie wiedzą, że źle robią, bo ich otoczenie to samo robi, dopiero potem kiedy są starsze, widzą zwój upadek i wiedzą że źle robią, że na świecie są inni ludzie, ale już zapóźno im się cofać. Charakterystyka dwóch typów jednej rassy. Wezwano mnie na massaż na Ulicę Stojańską53 do córki żydowskiego rzeźnika. Schody ciemne, kuchnia ciemna, drzwi wszędzie pootwierane, pokój pierwszy do wszelakiego użytku, drugi mały

stół na nim gęś pieczona, kassa żelazna krzesełko i łóżko ot i wszystko. Na łóżku tem powleczonem w różnokolorowe łaty leży moja pacjentka, dziewczyna lat około ośm-nastu, rozczochrana, oczy ogromne czarne, blada, ręce pełne krwi tak jak przyszła z jatki, bielizna niebiesko szara, i tego ciała trzeba się dotykać. Dziewczyna leży jak posąg, nieruchoma, ani słowo z ust jej nie wyjdzie, apatyczna, jakby duch z niej uleciał, żadnego znaku życia. Zainteresowała mnie ta dziewczyna. Matka mi się skarżyła, że nic jeść nie chce, ani wychodzić, machinalnie tylko wykonywa czynności w jatce. Nigdy oprócz nas dwóch, tam nikogo nie było. Raz przyszła bratowa, wzięłam ją do drugiego pokoju i powiedziałam jej, że dziewczyna jest zakochana, i wydają ją pewno za mąż wbrew jej woli, owa bratowa robi tajemniczą minę, widać bała się, nie zaprzecza nie potwierdza. Matka owej nieszczęśliwej dziewczyny, dowiedziawszy się o moich przypuszczeniach, wpada „Niech pani wypluje to brzydkie słowo, i głośno z zamachem sama to wykonywa „my porządni ludzie”_
To ciemnota dziewczyna, schnie niknie, ma już zapewne inne pojęcie o życiu, w ich zaś pojęciu, porządnym ludziom powinno wystarczać stać w jatce, siekać mięso, wyjść za mąż za człowieka, do którego może ma wstręt, wyrzec się osobistego szczęścia, iść utorowaną drogą jak jej Matka, mieć dzieci, gnić w tym brudzie, ach od tej pościeli jak czuć strasznie było, Bóg wie wiele pokoleń ją podlewało, ale żelazna kassa jest to grunt. Z jakim ja obrzydzeniem ztamtąd wychodziłam, po umyciu rąk, takiego koloru ręcznika także codzień się nie widuje, kładłam specjalne rękawiczki, bo się brzydziłam własnych rąk i natychmiast po powrocie do domu myłam ręce_
I to się także nazywa życiem. U nich to co niby jest najidealniejszego, najszlachetniejszego, miłość jest grzechem! Przeciwstawienie zupełnie tego gdzie niema kassy żelaznej

ale jakież inne życie. Wezwano mnie do żony oficjalisty. Wchodzę do maleńkiej kuchenki, ale czystość olśniewa, pokoik wesoły, czysto. Schludnie pacjentka w kaftaniku białym i takiej spódnicy lśniącej białości, dzieci biało czyściutko, spokojne, jakaś dziwna przyjemność ogarnia, widząc ludzi mających takie małe zasoby, a może i biedę, a spokój i radość na twarzach, ci ludzie żyją inaczej, mają w sobie pewne ideały, nie pieniądz jest ich celem życia a środkiem tylko by módz żyć. Życie można tylko znać jak się jest pracującym, jest to nadzwyczaj ciekawe, nie zawsze przyjemne co prawda, ale ma się dużo wrażeń. Wezwano mnie do jakiejś żydówki do hotelu na Nalewkach54. Hotel żydowski nie jest to co my rozumiemy pod mianem hotelu. Wchodzi się przez kuchnię, odrazu wchodzi się jak na jarmark, krzyk gwar, brudno, swąd. Każdy wchodzi jakby to była ulica, nikt na nikogo nie zważa, różni przekupnie się kręcą, głośno wywołują rodzaj towaru. Jest się oszołomionym, dopiero wyszedłszy na ulicę, czuje się człowiek sobą i oddycha powietrzem nie zakażonem. Pewna żydówka, elegancka kupcowa zamawia mnie do siebie na dwa miesiące. Jakkolwiek było to na Bednarskiej ulicy55, i meble aksamitne, ale w stołowo sypialnym, na stole brudne skarpetki, włosy, śpilki podwójne, grzebienie jednem słowem trudno sobie wyobrazić ten skład brudów kto tego nie widział, łóżko, w odcienie pościel, resztki po dzieciach, ona biała leży, ale bielizna wpasy szarawo niebieskie, pacjentka kaszle pełną piersią kaszlem obrzydliwym żołądkowym, zapach zemdleć można stojąc przy niej. Dama ta miała pasye częstować mnie winem lub kawą. Spojrzawszy na ten stół trzeba się było obrócić, a cóż dopiero na nim jeść, ona to uważała za antysemityzm z mej strony, że u niej nie jem. Po miesiącu zrobiło jej

się lepiej, to specjalnie żydowskie, dziwiła się po co się właściwie leczy, bo była zupełnie zdrową i wcale nawet nie kasłałam. Przy wyjściu złapała mnie jej służąca, nawet żydówka, że jej pani oszustka, wyjeżdża i nie zapłaci mi. Rzeczywiście musiałam zagrozić jej adwokatem, i tylko połowę odzyskałam, wdychanie zatrutego powietrza stanowiło drugą część zapłaty. Czy człowiek żyjący w ciasnem kółku domowego otoczenia może mieć pojęcie o życiu i usposobieniu ludzi? Jakie myśli i uwagi nasuwają się, jak się ktoś obraca coraz to w innej sferze, jak poznaje ludzi, ich wady, pojęcia, sposób myślenia i życia. Posłała po mnie pewna finansistka, a raczej ja tak zrobiłam, że musiała po mnie posłać, bo wiedząc że mąż jej żyje z pewną baletnicą, byłam ciekawa ten typ poznać, a ciekawy i parweniuszka w najwyższem tego słowa znaczeniu. Chce być wielką damą ale wychowana w finansach łódzkich niemiecko żydowskich, cechy wielkiej damy na tamtym terenie może uchodzą, a u nas śmieszą. Dama owa każe mi na siebie czekać z pół godziny, nareszcie raczy wejść, maleńka niepozorna, ale tren większy od Niej, lokaj stoi wyfraczony ganté56, i co chwila pani go woła, by coś podał, chociaż to stoi tuż przy Niej, mnie, taki pusty śmiech porwał, że nie mogłam się wstrzymać. Zpojrzała na mnie zgorszona, tłomaczyłam się blaskiem słońca, który mi się rzuca w oczy, czyż to nie komiczne, mieć nogi i ręce bezwładne, dla tego że się ma dużo pieniędzy, prawdziwa arystokracya, sama się fatyguje, jak jej co potrzeba wziąść z sąsiedniego stolika. Koncert przy tem bezpłatny, dziecko w bieli, a jakie, rzuca się po ziemi, piszczy, dowód dobrego wychowania. Pomimo nadawania sobie tych tonów, pierwotny instynkt dama ta wielka zachowuje przy zapłacie targując się_
Jeszcze większą pańskość chciała mi pokazać, że mnie zamówiła

na oznaczony dzień, a kiedy przyszłam, lokaj mi powiedział, że Pani na spacerze, jej się zdaje, że to arystokratyczny sposób traktowania ludzi pracujących, a nie wie, że to brak wychowania. Jak można grać rolę wielkiej damy w mieście, w którem nas nie znają i naszej przeszłości. Raz wezwano mnie do pewnej damy, z nazwiska, nie poznałam do kogo idę, ale kiedy weszłam to również jest parvenue w innym rodzaju, wspaniała ta dama w peniuarze z ogromnym trenem, z góry mnie traktuje, ja w tej chwili wiedziałam z kim mam do czynienia, ale i ta dama przypatrzywszy mi się bliżej zapomniała o swojej roli i ucieszona powiedziała mi że mnie poznała_
Jest to jawnogrzesznica, która w małem mieście mieszkając była znana wszystkim ze złego prowadzenia. Przeniósłszy się do Warszawy, bez żadnych funduszów, potrafiła usidlić pewnego starca, wzięła się do pracy, i doszła do majątku i poważania ludzkiego. Jest to kobieta około 60 letnia, cała sztuczna, egoistka która się kocha sama w sobie, raz kazała mi podziwiać swoje kształty, mówiąc, że Ojciec mój57 który ją leczył, mówił Jej że jest zbudowana na obstalunek zapomina, że to było może przed 30 laty, a dziś patrząc na te wyschnięte figi i wstręt się ma. Ponieważ jest bardzo dobroczynna, utrzymuje młodego człowieka, a na wszystkie inne kobiety, powstaje jakie niemoralne. Raz doprowadziła mnie z tego powodu do takiej złości, że jej powiedziałam wprost co mówić o takich co młodymu człowiekowi dały 300 rs na ubranie w Wiedniu, uderzyć w stół nożyce się odezwą, powiedziała mi nie pytana, że p. X jest jej przyjacielem, ale by od kobiety nie przyjął.

Naturalnie na drugi dzień oznajmiła, że wyjeżdża, nie zmartwiłam się tem wcale, bo á conto przyjaźni wyśrubowała ze mnie pół ceny zwykłej. Przy tem nienawidzę tej baby. Dzisiaj prawie wycofałam się z praktyki i nie żałuję, z początku bezczynność nużyła mnie tyle lat przyzwyczajona byłam do pracy, do banalnych rozmów nie powiem, ale do lekkich, czem lepsze towarzystwo tem lżejsza rozmowa kto z kim żyje, kto z kim uciekł itp. tak że z porządnymi kobietami tj mówiącemi o dzieciach sługach itp. mówić już zupełnie nie umiem, poznawszy tak dokładnie ludzi, ich zwyczaje pojęcia, wycofałam się ze świata i oddałam się samotności. Otóż do czego doprowadziła mnie moja praktyka, a raczej dopomogła, do ułożenia własnego życia. W końcu 1904 r. zmartwienia mnie tak podkopały, że postanowiłam odebrać sobie życie. Widok dwojga młodszych dzieci moich58 krwawił mi serce, bo nie chciałam ich osierocić, bo one były dobre dla mnie, ale pocieszałam się tem, że Pan Bóg sierot nie opuści, a mam silną wolę ogromną, tak że i tę przeszkodę postanowiłam usunąć z sumienia. Dwa razy już w życiu z zimną krwią i spokojem zabierałam się do samobójstwa. Moja silna wola, robiła cuda, ze mnie, bo idąc raz do pacjentki na Chłodną ulicę z Wielkiej59, poczułam pierwszy raz w życiu silny zawrót głowy i chwianie się nóg, wsiąść do dorożki bałam się, tylko trzymając się bram doszłam do Chłodnej do doktora najpierw, znajomy mój dobry ów doktór przypuszczał że to zdenerwanie, dał mi brom60, to nic nie pomogło i pasując się z sobą, jak pijana poszłam do pacjentki. Dojechałam do domu i wprost zdążyłam upaść na łóżku, w głowie mi się kręciło, wszystko ze mną leciało,

służąca oznajmiła mi, że pewien pan przyszedł, pierwszy raz powiedziałam, nie mogę, bo do pracy w gorączce nawet chodziłam, ale służąca bardzo mnie lubiła, nie chciała mej straty, to pomogła mi się ubrać i z wesołym causerem61 rozmawiałam godzinę, pomimo, że mi się ciągle zdawało że z krzesła zlecę, ale pracę swoją uczciwie odrobiłam i znowu się położyłam. Wieczorem, co się nigdy nie zdarzało, przyszła jakaś pani i tak nalegała, że musiałam znowu się ubrać i z nią się umawiać. Pracującemu w fachu, który ma uzdrawiać chorych nie można mówić, że się jest chorym, bo tracą zaufanie. Raz znowu rano o g. 7 wstałam, co było potem nie wiem? Otrzeźwiłam się hukiem krzesła, które przewróciłam upadłszy na ziemię, i krzykiem przerażonych dzieci. Po godzinie, po tej katastrofie poszłam na Krakowskie Przedmieście62 do znajomych doktorstwa, ale silna wola nie pomagała, czułam że upadnę i zamiast się wziąść do zajęcia, powiedziałam że tracę przytomność, trzeźwili mnie eterem położyłam się tam i zapewne zpałam, w godzinę odwieźli mnie do domu, pomimo tego w domu zaraz przyjmowałam, a po godzinie przyjęcia jak nieżywa padałam na łóżko, nieraz tak bywało. Otóż owego dnia niby końca mego życia, położyłam się, do łóżka, niby chora, i nikt by się nie był domyślił do samego wieczora co mi jest, gdyby mnie nie była wydała służąca, że się pewno chcę zagłodzić, bo nic w ustach nie miałam cały dzień. Zrobił się alarm w domu, biedne dzieci poleciały po siostrę, po doktora. Kiedy przyszli, gwałtem zaczęli mnie karmić i postanowili, żebym wyjechała, bo jestem zanadto zdenerwowaną. Niema złego coby na dobre nie wyszło.

Doszłam do tej prawdy życiowej i że i dla siebie trochę żyć i o sobie pomyśleć. Sprzedałam prawie wszystkie meble, zostawiwszy sobie, najniezbędniejsze, zwinęłam dom, starsi chłopcy63 czas żeby mi już nie byli kulą u nogi i tylko tym sposobem pomyślą o sobie nie mając dachu nad głową, a młodsze64 umieściłam u przyjaciół. Gdzie jechać? żona naturalnie do męża, jakkolwiek wiedziałam, że nie czeka mnie miłe przyjęcie, a nie uprzedziłam go bojąc się że mi ucieknie, jakie straszne uczucia mną władały po sześciu latach nie widzenia, człowiek przyzwyczajony do kawalerskiego życia, ale od czegóż jest sakrament małżeństwa ma to dobre do siebie, że daje prawo żonie zawsze odwołać się do swoich praw. Byłam przygotowaną na wszystko, bo nie miałam innego punktu wyjścia, kiedy mną […] myśl, kiedy byłam mu oddaną nie umiał mnie ocenić i odjechał mnie, dzisiaj kiedy czuję dla niego pogardę i obojętność, komedyą zdobędę go i role zmienią się. Wstręt przejmuje na samą myśl podobnego działania, ale życie uczy. Z dobrych ludzi robi złych. Dla nadania sobie animuszu i pewności siebie, kilka dni zatrzymałam się u siostry65 w Krakowie, dojeżdżałam do Wiednia w cudowny wieczór zimowy, krajobraz wspaniały, cały Dunaj oświetlony światełkami odbijającymi się w wodzie, a dusza moja przepełniona smutkiem, tęsknotą po swoich czy ich jeszcze kiedy zobaczę? myślą jak mnie przyjmie mój pan i mąż, taki grom z nieba niespodziewany. Wiedeń g. 10ta to noc, ludzi już niema na ulicy, bramy pozamykane, gwara dorożkarzy, których nic a nic zrozumieć nie można, nareszcie zajeżdżam. Odźwierna pyta mnie ze zdziwieniem do kogo? zapewne wie że ten pan żonaty. Pukam, tam również zadziwienie, kto o takiej porze może dzwonić?

Słyszę przez lufcik, w drzwiach są ukryte lufciki, grobowy głos „Das is zyi mir”66. Drzwi się otwierają tableau67 do kinematografu, ach gdyby wtenczas kto był schwycił tę niemą scenę pełną grozy, moję minę złego chochlika i zdaje się że padnięcie trupem mego miłego. Aż nareszcie zdołał wypowiedzieć nie zawiadomiłaś mnie, odprowadzę Cię do hotelu. Byłam głodna zziębnięta prosiłam grzecznie o pozwolenie mi wypicia szklanki herbaty w cukierni. O g. 1 w nocy poszliśmy do hotelu, nie mówiliśmy do siebie nic, ale oczy nasze pełne były nienawiści, ja na pozór spokojna i drwiąca, on wściekły i bezradny, dopiero po jakimś czasie przyszedł do siebie, pocałowawszy mnie w rękę przeprosił, że się nie przywitał. Zostałam w hotelu sama w nieopalonym pokoju, spodziewałam się lepszego przyjęcia i nie na łóżku hotelowem, ale to mnie nie zraniło, to był prolog do tragikomedyi. Wszystkie złe uczucia które mną miotały, gdyby mnie był przyjął serdecznie byłyby pierzchły odrazu, ale złe wywywołuje złe. Tak jak się prędko przebacza temu którego się kochało, tak i czuję się chęć zemsty. Po takim zmęczeniu i emocjach zasnęłam snem kamiennym sprawiedliwych, wziął mnie w swoje objęcia Morfeusz co jest najprzyjemniejszem w życiu. Po całodziennej jeździe bo od 9 r. i nieprzespanej połowie nocy była bym tak spała i spała. Aż tu o 8ej r. słyszę stukanie do drzwi, mąż mój oburzony, że ja jeszcze śpię z rozkazem natychmiastowego wstania, nie mogłam głowy podnieść buntowało się we mnie wszystko, ale postanowiłam sobie odgrywać rolę dobrej i potulnej żony, prosiłam by się mój Pan odwrócił i siłą woli wstałam i ubrałam się_
Jawną uległością po trochu, po trochu, otoczyłam go

taką szaloną miłością, nauczyłam się od moich znajomych jaką bronią się walczy z mężczyznami, ale miałam do siebie taki wstręt pogardzałam sobą, czem się różniłam od prostytutki? tem że uprawniona prawem, wszak i ja to robiłam w interesie, wiedziałam że tem przywiążę go do siebie. Wstręt do miłości fizycznej czułam zawsze męża mego kochałam i poszłam jedynie dla tego za niego, ale nie umiał mnie zdobyć i wzbudzić zmysłów, bo brutalny sposób w jaki się do mnie wziął zabił odrazu miłość i wzbudził nieprzezwyciężony wstręt, poddawałam się biernie, ale wstręt jaki się czuje jak się to robi dla interesu, może ten tylko odczuć kto to sam doświadczał. Po kilku tygodniach stałam się niezbędną memu mężowi, jak cień wlókł się za mną, ja zaś cynicznie zapewniając go o swojej miłości, mówiłam, że utrzymanka żona dużo kosztuje, ale opłaci się, bo to co innego jak płatna […] Kłamstwu ludzie zawsze wierzą. Zachorowałam na silną influenzę68, nie wiem czy wyrzuty sumienia, czy na prawdę mój pan przywiązał się do mnie, ale żadna siostra miłosierdzia nie może być lepszą, spełniał przy mnie najniższe posługi.
Pomimo szalonych cierpień miałam zawsze uśmiech na ustach, tak okrutną znowu nie jestem, żeby się mścić, kiedy był dla mnie dobrym, i tak dosyć cierpiał, rozpaczał, bo się bał że umrę. Kiedy byłam rekonwalescentką, mój mąż zakochał się we mnie na dobre, zdawało mu się, że jest po ślubie dopiero, i już teraz wiedział jak postępować trzeba. Małżeństwo jak się długo nie widuje, to po widzeniu ma nowy urok, to coś nowego zupełnie. Pomimo tylu dowodów miłości, we mnie wszystko

wygasło, jakaś dziwna apatya mną owładnęła, wszyscy podziwiali jakiego mam idealnego męża, ironicznie uśmiechałam się, wiedziałam, że on najlepiej wie jakim był, a w obec obcych niech będzie ideałem, a ja tą niedobrą, która go opuszcza. Po 2 miesiącach pobytu czułam taką tęsknotę, która mnie na chwilę nie opuszczała, jakkolwiek tam mnie czekało wygodne życie i dostatek, a tutaj przeciwnie z bólem serca niby powiedziałam, że mam obowiązek dla syna69 i muszę wracać. Tutaj ciągnęła mnie prawdziwa miłość do syna, który mnie nie opuszczał w złej ani dobrej doli i kochał mnie prawdziwie. Po wyczerpaniu wszystkich uciech świata, chce się mieć żonę dla wygody, ale ja nie należę do tych głupich istot co ślepo przywiązane są do mężów i bez nich obyć się nie mogą, nie mówię od czasu do czasu, – tak – Przy samym wyjeździe zdradziłam się. kiedy byłam w wagonie taka radość była na mojej twarzy, że przykro się zrobiło memu mężowi, moją uciechę tłumaczyłam myślą o zobaczeniu dzieci. Po odjeździe moim dostawałam listy pełne czułości i rozpaczy, celu dopięłam, potem coraz rzadziej listy, co z oczów to z myśli. Ale ponieważ cnota bywa zawsze wynagradzana, w rok potem dostaję list i pieniądze przyjeżdżaj, bo jestem ciężko chory”. –
Nie spieszyłam się, wiadomość ta nie wzruszyła mnie ani na chwilę, a na gromy rzucane na mnie, że niemam serca, odpowiedziałam, że cała moja młodość i życie zmarnowane zlodowaciały serce, kto temu co to sprawił, rozumem się teraz rządzę.

Odpisałam najspokojniej że czekam na pieniądze, wystaram się o paszport i dopiero przyjadę. Myślałam, że to może bawił, nuż się rozmyśli. Była to prawda. Po tygodniu wyjechałam, podróż spędziłam bardzo wesoło, cóż kiedy serce nie czuje przymusić trudno. Dopiero kiedy o g. 7 r. znalazłam się w Wiedniu i zadzwoniłam do jego mieszkania, serce mi zadygotowało, ale nie z bólu, ze strachu. Dopiero na zapewnienie gospodyni, że pan żyje uspokoiłam się. Przebrawszy się tylko, nie czułam nawet zmęczenia podróży 17o godzinnej i nocy nie przespanej, poszłam na miasto. Nie pozwoliłam zawiadomić męża by mu sprawić niespodziankę. O g. 2 p. poszłam do szpitala, atmosfera, na mnie podziałała przygnębiająco, kiedy wybrany mój posłyszał głos mój, jak konający krzyknął „moja żona obcałowywał me ręce z taką wdzięcznością, w jego oczach tyle było prawdziwej miłości, tyle żalu, wyrzutu dla siebie samego, że w jednej chwili zapomniałam o wszystkiem, i uczułam pierwszy raz w życiu uczucie miłości, widząc go tak nieszczęśliwym biednym, zapomniałam o wszystkich krzywdach i z bólem serca patrzałam na tego biedaka, którego dopiero w tej chwili poczułam że kocham go. Był to mój tryumf po latach 17u, że uznał we mnie człowieka i kochał mnie prawdziwie nie jako samicę, ale późno chociaż, ale się tego doczekałam. Wina nie jego wprawdzie to była, a wychowania. Kiedy przyjechałam, powiedzieli mi, że nie wiele mu się należy, rzeczywiście kości i zkóra, ale ja powiedziałam żądał mnie to go uzdrowię, i rzeczywiście widok mój uzdrowił go —
Po dwóch dniach pobytu odebrałam go ze szpitala do domu,

wiedziałam że mu brakuje tego ciepła rodzinnego, starania i obecność moja uzdrowi go. On był rekonwalescentem i słaby był bardzo, ale właściwie byłam ja, taki był dobry, tak mnie […], że kamienne serce musiałabym mieć, gdybym to nie oceniła i nie zapomniała o przeszłości. Puścić mnie od siebie nie chciał, ale po dwóch tygodniach musiałam jechać bo zbliżały się święta i wolałam je z dziećmi spędzić, i wiedziałam, że jak ta sielanka krótką będzie, będzie stalszą. Tym razem nie odgrywałam komedyi, byliśmy oboje szczerzy, było mi bardzo przykro wyjeżdżać. Idąc za mąż trzeba mieć pewne przygotowania mężczyzna powinien również być do tego przygotowanym. Pierwsze miesiące trawił mnie zawsze smutek, nie wiedziałam co to jest, mąż był dla mnie bardzo dobry, a ja uciekałam od niego. Czując do nich miłość, czułam zarazem ogromną nienawiść. Pożycie małżeńskie nie jest to co ja sobie wyobrażałam, złączenie dwóch towarzyszy wymiana myśli, poznanie wzajemne dusz i usposobień. Żona musi być kokietką względem męża, bo jedynie zmysłami może go utrzymać. Mając same doświadczenie z życia powinnyśmy chować naszych synów tak, by w kobiecie widzieli i szanowali człowieka; tacy będą prawdziwymi towarzyszami życia, nie tylko mężami. [ p o d p i s ]

Należę widać do tej płci trzeciej, bo uczucia macierzyństwa, nigdy nie zaznałam, kochałam swoje dzieci, ale nie doznałam nigdy tej radości o której tyle razy czytałam, jakie poczucia matkę czującą w swem łonie ruchy dziecka, pierwszy raz raczej dziwiło mnie i obserwowałam jak wszystkie inne objawy natury, które mnie zawsze zajmują. Dopiero po urodzeniu, ale to po urodzeniu a raczej z chwilą urodzenia ostatniego dziecka70, kochałam je zupełnie inaczej, dla tego, że Ojciec nie był obecnym i uważałam to dziecko jako moją wyłącznie własność, o której tylko ja będę myśleć i które ja sama tylko będę wychowywać. To jest rzeczywiście moje prawdziwe dziecko. Tyle się mówi i pisze o tej miłości, a mało kto umie kochać, kochać prawdziwie, większa część jak się przekonałam kocha mężczyznę, który pobudził jej zmysły lecz nie kocha człowieka, bo słyszałam nawet jedną narzeczoną, która w wybuchu uniesienia powiedziała „podły”, zna jego wady nie wierzy mu, a ginie za nim, dla czego? on ją upokarza, godność kobieca i duma człowieka podeptana, chce się uwolnić od Niej, a ona wszystko przyjmuje, aby ją nie opuścił, dla tego, że tak rozbudził jej zmysły, swojemi całusami i pieszczotami, a materyał był podatny, bo co u jednych sprawia obrzydzenie u drugich rozkosz, że ją przykuł tem do siebie i ma z niej niewolnicę, dla mnie jest to miłość, bo miłość bez szacunku nic nie warta. Kto niema obłudy w sobie i nie znosi jej z ludźmi obcować mu trudno. Musi się zasklepić w sobie. Z najlepszego człowieka ludzie robią złego i twardego. Bo jeżeli się komuś okaże dobroć, nie tylko, że nie okaże wdzięczności, której się się nie żąda, ale odpłaca czarną niewdzięcznością.
[nieczytelny podpis Marii Jadwigi Strumff]

I znowu rwie się ręka do pióra, bo z kim że podzielić swe myśli, tak mało osób je zrozumie, zawsze byłam inną od otoczenia, sama wśród ludzi, na balu czułam się jakąś smutną, jakieś myśli we mnie nurtowały, nieznane, porywy, cel życia jakiś, intuicyjnie czułam, że nie jestem człowiekiem, nazywano mnie filozofem, oryginałem, a to były te myśli które są dzisiaj, palącą kwestyą kobiecą. Słyszałam naokoło siebie głosy, że się zawcześnie urodziłam, a ja wiecznie analizowałam ludzi życie i nawet wparę godzin po ślubie skialpelem sondowałam to co się nazywa miłością i co to jest małżeństwo. I to życie zaciszne, domowe jakkolwiek przeplatane przyjemnościami tworzyło u mnie niezadowolenie i pustkę. Gospodarstwo i dziecko nie mogło mi wypełnić dnia i wzięłam się do nauki malowania na porcelanie, w to wlewałam całą swoją energię życiowę myśl i te godziny wtenczas były dla mnie najszczęśliwszemi, otoczenie moje i znajomi nie mogli tego zrozumieć, że mąż dziecko, zabawy teatr itp. Przyjemności nie zajmują mnie. Muszę mieć jakiś cel duchowy. I dzisiaj jedyną moją rozrywką malarstwo, wlewam w nie całą duszę, zapominam o wszystkiem, chociaż maluję inaczej jeżeli praca jest poświęcona osobie sympatycznej mi, nakazuje wtenczas swej woli, by to było wypełnione bez zarzutu, bo czuję, że i ta osoba potrafi odczuć, że ja swoją duszę w to włożyłam. Spotkałam jedną z moich dawno znajomych mi Pań, którą znałam jako młodą 15 lub 16letnią pensyonarką.

Była kokietką pełna życia, potem spotykałyśmy sie już jako Matki. Surowa, bez żadnej zalotności. Spotykam Ją teraz jako kobietę 51letnią. Żywa wesoła ponętna jeszcze, ta kobieta, która przeszła życie bez trosk dzisiaj zrozpaczona, że mąż jej, nawiasem mówiąc 61letni mężczyzna wstrętnie brzydki i nieprzyjemny oświadczył jej, że jest dla niego za stara. Otóż konsekwencya ta powiedziałam Jej, że wy nie staracie się być kokietkami względem mężów i że mężczyzna czyli Jej mąż zapomina, że dla innej on jest starcem i musi za tę miłość dobrze płacić. Wogóle mężczyźni licząc lata kobietom, myślą, że im w tym samym czasie lat nie przybywa, pod tym względem są wszyscy jednakowi. W tych dniach mówił mi jeden pan opowiadając o jednej niewieście, że przed 15 laty mogła mu się podobać, odpowiedziałam mu, że i on przed 15-oma laty inaczej wyglądał, o czem zdaje się zapomina. Żonaci ludzie, mają żonę na święta, sami bawią się ile im sił i pieniędzy starczy, zapominając, że i ta żona ma prawo do życia, i wtenczas, kiedy już są zużyci, a kobiety w pełni sił życia i chęci użycia, wracają do żon by mieć z nich wygodne pielęgniarki i nie rozumieją nawet ani nie pomyślą jaki bunt w tych opuszczonych wre żonach i że one rade by jeszcze żyć, a nie zasklepić się w ciepłym pokoju i we własnem życiu. Mężczyźni w domowem pożyciu dbają o porządek i estetykę, a jednak brak im tego zmysłu zupełnie.

Na tysiąc kobiet znajdzie się zaledwie jedna, która się zakocha w człowieku z ludu, bo przedewszystkiem wyrafinowana Jej estetyka nie pozwala Jej łączyć się z człowiekiem ordynarnym, źle ubranym, i wprost brzydzi się go, na tym punkcie mężczyźni ani się nie brzydzą ani nie są wybredni, byle brudna dziewczyna z ulicy, aby zpudniczka nie odstraszy od siebie najwikwintniejszego panicza. Ale to jest winą kobiet, bo znam Matki, a nawet siostry, które są rade gdy synowie ich lub bracia mają stosunek z ich służbą domową dowodząc, że tanio to i zdrowo. Pod tym względem, ze względów moralnych, nie pozwoliłam nigdy krzywdzić biednej dziewczyny i byłam jej opiekunką, nie tylko chroniłam od własnych synów, ale wpływałam moralnie na te biedne dziewczęta, by je uchronić od upadku, jest to rzecz trudna i nigdy mi się to nie udawało, ale w domu swoim nigdy bym na coś podobnego nie pozwoliła, pomimo że nasze słowa się odbijają o ścianę, bo jak mi jedna służąca powiedziała: „we mnie płynie krew nie woda” zamknie Pani drzwi, ucieknę oknem, naszym obowiązkiem jest strzec je od tego, przynajmniej nie pozwalać na to naszym synom w domu, trzymając się niby zasady jak niektóre panie Dulskie, nie mój syn to inny to zrobi, niech zrobi kto chce, abym ja miała to przeświadczenie, że ja swego syna nie chowam tak, by kobietę uważał za narzędzie rozkoszy, bo i służącą moją musi uszanować jako człowieka, a nie widzieć w niej samicy.

Kobiet złych niema, są to wyjątki, złemi ich robi życie. Jedne biorą się do pracy i w tej zagłuszają swe zawody życiowe inne zawiedzione puszczają się, również by w sobie zagłuszyć ten ból pierwszego zawodu miłosnego. Dla czego Tarnowska, Steinheilowa, Borowska71 są na ławie oskarżonych, czy to ich wina? nie ich mężów. Gdyby te kobiety miały za towarzyszy ludzi nie były by popełniły zbrodniczych czynów, jedno cierpią w sobie, drugie nie chcą, nie mogą, kwestya temperamentu. Tarnowska 16letnie dziecko dostaje hulakę, który Ją prawdopodobnie tak deprawował, że ją sam popchnął na drogę prostytucyi, ta obojętność dla Niej Jej męża wzbudza w Niej uczucie zemsty na wszystkich mężczyzn i sprowadza zanik serca. Piękna kobieta ponieważ ją natura wyróżniła i świat psuje traci serce. Steinhalowa, mąż marna istota, bez woli, bez charakteru. Borowskiej jako kobiecie inteligentnej niezwyczajnie nie może wystarczyć jej mąż, który jest człowiekiem bez charakteru i niżej od Niej stoi umysłowo, nie możemy również obwiniać Jej w zabójstwie, grała tu rolę zazdrość i obrona Jej własnego honoru. Zauważyłam jeszcze, że mężczyźni uważają kobietę za swoją rzecz, nawet gdy nie jest żoną a kochanką, a zdradzi ich zabijają gdy tymczasem oni tę samą żonę lub kochankę zdradzają i uważają że im wolno. Wolno Tobie wolno i mnie, kobieta jak prawdziwie kocha nigdy nie zdradzi czy to żona, czy kochanka, a mężczyzna żeby najwięcej kochał to dla byle spódniczki jak go zkokietuje, zdradzi najpiękniejszą najmłodszą i najlepszą żonę, a Ona mu zawsze przebacza, chociaż

w duszy nim pogardza i ten cień między niemi nieraz staje, ale z czasem nieraz zapomina o wszystkiem, mężczyzna nigdy nie zapomni i nie przebaczy, bo to jest jego własność, tak sobie wyobraża w swojem pojęciu, niewolnica, która powinna tolerować wszystkie wybryki pana, ale buntować Jej się nie wolno. To też najszczęśliwszemi żonami są gąski. Kobieta myśląca, inteligentna, nie poddająca się miłości, a trzeźwo patrząca na wszystko, rozumiejąca, posiadająca godność własną, rzadko kiedy bywa szczęśliwą w małżeńskiem pożyciu. —
Kobieta gdy kocha prawdziwie, zawsze przebacza, żeby Ją to najwięcej bólu kosztowało, bo kobiety miłość nie jest egoistyczna, kochając zapomina o sobie, mężczyzna kocha siebie i duma że jego zdradziła przez niego wybrana kobieta, ustępuje miłości. Oto weźmy przykład. Kilka lat temu opowiadał mi baron że pokochał młodą 17letnią dziewczynę, otoczył ją najczulszą miłością, pokazywał się z nią publicznie w teatrze na wyścigach itp. ku zgorszeniu znajomych, otoczył Ją zbytkiem przepychem. Dziewczyna ta nie była na wskroś zepsutą, bo mogła go oszukiwać i nie wiedział by o tem, ona jednak była uczciwą, bo po trzech latach padła mu do nóg płacząc „Janku wybacz mi ja się zakochałam w rotmistrzu” więc idź do niego rzekł. Kochał Ją szalenie przez trzy dni nie jadł nie spał chodził jak szalony. Po tygodniu znowu upadła do nóg baronowi „Janku ja się omyliłam on brutal bił mnie”, więc wróć do swoich apartamentów, dalej pensyę miesięczną 50 rss będę Ci płacił, ale pomiędzy nami wszystko skończone, Janku błagała choć raz na miesiąc mnie odwiedzaj ja Cię kocham, „nie” to ja odejdę zupełnie”, „dobrze zabierz sobie wszystko” ale i ona miała swoją dumę, która się kończy prostytucyą, a kto temu winien, czy ta dziewczyna która postąpiła szlachetnie z tym który Ją na

złą drogę wprowadził? nie to był krok rozpaczy z Jej strony. Odeszła w jednej sukni w której do niego przyszła i ta biedna Zosia podziwiana której tak zazdrościli, dzisiaj jest w największej biedzie i każdy się nią może ucieszyć za rubla. Tak się tworzy prostytucya. Pytałam się potem barona dla czego Ją odtrącił, kiedy Ją kocha „bo moja duma obrażona”. I nowa ofiara męzkiej dumy, która wczoraj umarła w szpitalu. P. S. mając lat 16 wyszła za mąż. Mąż jej hulaka pijak, a ona spała, rzeczywiście spała bo o g 3 wstawała i dusza Jej spała. W zeszłym roku mając lat 21, mąż wprowadził Ją na bal ładna elegancka, szykowna zwróciła uwagę dwóch młodzieńców. Ci Ją przebudzili z tego letargu, zapragnęłam miłości o której obydwaj ciągle Jej mówili i flirtowała z obydwoma i jeden z nich był szalenie zazdrosny i jednego dnia dopadłszy Ją na ulicy dał jej ultimatum, albo żeby z nim zaraz uciekła, albo Ją zabije, jedna Jej krótka odpowiedź „tak zaraz” powaliła Ją trupem na ziemię, i to męzka duma zabić cudzą żonę bo on Ją wybrał, a ona sobie nie umiała Jego cenić, i sąd go zapewnie uwolni, bo mężczyznom wolno bałamucić dwie i sześć naraz kobiet, ale kobietom nie wolno! Mężczyźni mówią, dobrze kokietce, ale co zrobić mężczyźnie, który łamie życie kobiety, wyjęta jest z pod praw ogólnych z dzieckiem również bezprawnym i pogardzani oboje przez ten głupi świat, zwany opinją, zamiast szanować kobietę, która ma odwagę wychować dziecko, nieraz odmawiając sobie pożywienia i powiedzieć przed światem, opuścił mnie kochanek, ojciec dziecka, ale ja jestem matką i nie zaprę go się. Szacunek taka kobieta wzbudza, bo ta kobieta, ani na chwilę nie pomyślała, że ten człowiek Ją nie kocha i niema zamiaru poślubić, a ona jest tylko zaspokojeniem Jego zmysłów, a ją porzuci potem jak brudną ścierkę, i pierwszy obrzuci kalomnią72 – z takiemi się nie żenią”.
W a r s z a w a
d. 9 / II 1899 r.
d. 31 / V 1904 r
d. 1908 roku.

1) Rodzicami Marii byli Stanisław (Salomon) Szancer i Emma z Löwensteinów. Stanisław (Salomon) Szancer (1817 Brzoza – 1876 Piotrków) – syn lekarza Jakuba Szancera i Salomei (Gitli Gołdy) z Cymblerów. Miał siedmioro rodzeństwa. Studia medyczne ukończył w Wilnie w 1842 r. W 1845 r. ożenił się w Krakowie z Emmą z Löwensteinów, z którą miał 7 dzieci (dwóch synów zmarło w dzieciństwie). Emma Szancer (1822 Bydgoszcz – 1893 Warszawa) była córką Abrahama Löwensteina i Rozalii z Flatauów. Ta zaś była wnuczką Szmula Zbytkowera i Judyty Jakubowiczowej. Została pochowana w grobie rodzinnym na żydowskim cmentarzu na Pradze, który ufundował jej prapradziadek.

2) Mężem Marii był Hipolit Strumff – syn Adolfa Izydora (Ojzera) Strumpfa i Zofii (Cypy) z Horowitzów. Adolf Izydor (Ojzer) Strumpf (1823-1857) – ojciec Hipolita był nauczycielem szkoły elementarnej w Warszawie. Rok przed śmiercią przyjął chrzest w Kościele ewangelicko-reformowanym. Wcześniej uczynili to czterej jego bracia.

3) Maria urodziła się 16 października 1856 r. w Piotrkowie Trybunalskim. Piotrków – miasto w centralnej części Królestwa Polskiego, leżące w gubernii radomskiej; od 1867 r. siedziba gubernii. W 1871 r. mieszkało tu blisko 15 tys. osób, w tym 39% Żydów.

4) Faktor – dawniej pośrednik handlowy.

5) Ślub Marii i Hipolita odbył się w roku 1880.

6) Stanisław (ur. 1881) – najstarszy syn Marii Jadwigi i Hipolita Strumffów; Alfred (ur. 1883) – średni; Róża (ur. 1884) – jedyna córka.

7) Najstarszy syn, Stanisław Strumff (16 VII 1881- 4 VII 1946).

8) In spe (łac.) – w nadziei. To wyrażenie stosuje się dla określania wydarzeń, których spodziewamy się w przyszłości. Tadeusz Strumff – najmłodszy syn Marii Jadwigi i Hipolita Strumffów. Urodził się 1 czerwca 1887 r.

9) W Warszawie mieszkały dwie siostry Marii Jadwigi – Stefania Libkind-Lubodziecka i Ludwika Szancer.

10) Tadeusz Strumff (ur. 1887) – najmłodszy syn Marii Jadwigi i Hipolita Strumffów.

11) Fistuła – rodzaj owrzodzenia, przetoka, nieprawidłowe połączenie dwóch narządów.

12) Autorka nawiązuje do żydowskiego zwyczaju żałobnego, tzw. sziwy, która trwa siedem dni po pogrzebie. Czas ten najbliższa rodzina spędza siedząc na niskich stołkach, nie wykonując żadnej pracy, nawet zabiegów higienicznych czy przygotowania jedzenia, jakby „z założonymi rękami”.

13) Emma Szancer (1822 Bydgoszcz – 1893 Warszawa) – matka Marii Jadwigi. Była córką Abrahama Löwensteina i Rozalii z Flatauów. Ta zaś była wnuczką Szmula Zbytkowera i Judyty Jakubowiczowej. Została pochowana w grobie rodzinnym na żydowskim cmentarzu na Pradze, który ufundował jej prapradziadek.

14) W Krakowie mieszkała Józefa Prager (1848–1931) – średnia siostra Marii Jadwigi.

15) Emma Szancer zmarła 10 września 1893 r.

16) Siostry: Stefania Lubodziecka, Józefa Pragier, Ludwika Szancer.

17) Zasłonić obrączkę – zastawić obrączkę (rusycyzm).

18) Synowie: Stanisław Strumff, Alfred Strumff, Tadeusz Strumff.

19) Vulgaire (fr.) – pospolity, przaśny, banalny.

20) Żelazna Brama – brama Ogrodu Saskiego, powstała w 1735 r., wychodząca na jurydykę Wielopole. Na placu za Żelazną Bramą znajdował się rynek, który wraz z sąsiednim placem Mirowskim tworzył największe targowisko w Warszawie.

21) Matinka (z fr. matin – poranek) – dawniej poranny strój kobiecy, luźny kaftanik.

22) Dugrecque (fr.) – Du grecque (fr., poprawnie du grec – greka, z greki). Nawiązanie do homoseksualizmu.

23) Nolens volens (łac.) – chcąc nie chcąc.

24) Charme (fr.) – czar, urok, wdzięk.

25) Szansonistka – dawniej piosenkarka kabaretowa.

26) Jean-Baptiste Greuze (1725–1805) – francuski malarz.

27) Demoiselle au coude (fr., wyrażenie niepoprawne, kalka językowa) – młoda dama na zakręcie.

28) [Faire] La (fr.) – w znaczeniu „nocami”, autorka używa francuskiego rodzajnika określonego la, dodając polskie słowo „noce”.

29) Groom (fr., anglicyzm) – chłopiec na posyłki.

30) Mademoiselle êtes vou manicure? (fr., poprawnie Mademoiselle, êtes-vous manucure?) – Czy jest panna manikiurzystką?

31) Prude (fr.) – pruderyjny, przesadnie wstydliwy, świętoszek.

32) Kozerka (spolszczenie fr. causeur, caseuse) – dawniej rozmówczyni.

33) Kalomnia – krzywdzące oskarżenie.

34) Amatorki kwaśnych jabłek. Amator kwaśnych jabłek – określenie osoby, której podoba się coś powszechnie nieakceptowalnego, która ma osobliwy i niewybredny gust.

35) Żelazna Brama – brama Ogrodu Saskiego, powstała w 1735 r., wychodząca na jurydykę Wielopole. Na placu za Żelazną Bramą znajdował się rynek, który wraz z sąsiednim placem Mirowskim tworzył największe targowisko w Warszawie.

36) Grande dame (fr.) – wielka dama.

37) Folie de beauté (fr.) – obsesja na punkcie urody.

38) Praga – dzielnicy Warszawy.

39) Stanisław Jan Szancer (1860 Piotrków–1904) – brat Marii Jadwigi, najmłodszy z rodzeństwa Szancerów, adwokat.

40) Ul. Marszałkowska w Warszawie.

41) Pêle mêle (fr., poprawnie pêle-mêle) – wymieszany.

42) C’est le premier pas qui coûte (fr.) – liczy się pierwszy krok.

43) Dragon – dawniej żołnierz konny.

44) Bébé (fr.) – dziecinny

45) Dessous (fr.) – bielizna.

46) Maison de passe (fr.) – dom publiczny.

47) Femme du monde (fr.) – światowa dama.

48) Patelnia Sans Souci (fr. bez obaw, bez zmartwień) – słynna kawiarnia na rogu Alej Ujazdowskich i alei Róż, patelnia w gwarze warszawskiej oznaczała taras.

49) Zmoderować – dawniej poprawić.

50) Coquette (fr.) – kokietka.

51) Parvenu (fr.) – dorobkiewicz, parweniusz.

52) Sans gêne (fr.) – bezwstydny, bezceremonialny.

53) Ulica Świętojańska w Warszawie.

54) Ulica Nalewki w Warszawie.

55) Bednarska – ulica w Śródmieściu Warszawy, nazwa funkcjonuje od XVIII w.

56) Ganté (fr.) – w rękawiczkach.

57) Stanisław (Salomon) Szancer (1817 Brzoza – 1876 Piotrków) – ojciec Marii Jadwigi, lekarz. Syn lekarza Jakuba Szancera i Salomei (Gitli Gołdy) z Cymblerów. Miał siedmioro rodzeństwa. Studia medyczne ukończył w Wilnie w 1842 r. W 1845 r. ożenił się w Krakowie z Emmą z Löwensteinów, z którą miał 7 dzieci (dwóch synów zmarło w dzieciństwie).

58) Róża Strumff i Tadeusz Strumff.

59) Ulica Chłodna i ulica Wielka w Warszawie. Ul. Wielka – jedna z głównych ulic Śródmieścia Warszawy, obecnie nie istnieje.

60) Brom – do połowy XIX wieku bromek sodu był wykorzystywany w medycynie jako lek uspokajający.

61) Causer (fr., poprawnie causeur) – rozmówca, gawędziarz.

62) Ulica Krakowskie Przedmieście w Warszawie.

63) Stanisław Strumff, Alfred Strumff.

64) Dzieci. Stanisław (16 VII 1881- 4 VII 1946) – najstarszy syn Marii Jadwigi i Hipolita Strumffów; Alfred (ur. 1883) – średni syn; Róża (ur. 1884) – córka; Tadeusz (ur. 1 VI 1887), najmłodszy syn.

65) Józefa. Józefa Prager (1848 Będzin – 1931 Kraków) – średnia siostra Marii Jadwigi. W 1880 roku wyszła za maż za lekarza Samuela (Stanisława) Pragera (1847 Warszawa – 1919 Kraków). Mieszkali w Warszawie, później w Krakowie. Mieli jednego syna, socjalistycznego polityka Adama Pragiera (1886-1976). Wedle jego wspomnień małżeństwo rodziców nie było udane, a matka miała nadopiekuńcze cechy. Adam Pragier wyznał, że w dzieciństwie najbliższą mu osobą była niania Katarzyna. Patrz: Czas teraźniejszy, Londyn 1975, s. 201.

66) Das is zyi mir (niem., poprawnie Das is(t) Sie(?) mir) – prawdopodobnie Ona do mnie lub Ona po mnie.

67) Tableau (fr., także tableau vivant) – żywy obraz, scena, statyczna forma performatywna popularna w XIX i na początku XX wieku.

68) Influenza (łac.) – grypa, od końca XVIII wieku nazwa choroby była używana w wielu językach.

69) Tadeusz (1 VI 1887 Warszawa – 7 I 1972 Warszawa) – najmłodszy syn Marii Jadwigi i Hipolita Strumffów. Uczył się w szkole Chrzanowskiego. W 1908 r. ukończył II Gimnazjum w Warszawie. Po odbyciu rocznej służbie wojskowej studiował mechanikę na politechnice we Lwowie. W czasie I wojny światowej służył w armii rosyjskiej w wojskach kolejowych. Od 1918 r. w Wojsku Polskim, w wojskach kolejowych. Dosłużył się stopnia kapitana WP. W 1931 r. ożenił się z dziennikarką Cecylią Moszkowicz-Mirską. II wojnę światową spędził jako internowany w Rumunii. Po wojnie pracował w przedsiębiorstwach cywilnych.

70) Tadeusz (1 VI 1887 Warszawa – 7 I 1972 Warszawa) – najmłodszy syn Marii Jadwigi i Hipolita Strumffów. Uczył się w szkole Chrzanowskiego. W 1908 r. ukończył II Gimnazjum w Warszawie. Po odbyciu rocznej służbie wojskowej studiował mechanikę na politechnice we Lwowie. W czasie I wojny światowej służył w armii rosyjskiej w wojskach kolejowych. Od 1918 r. w Wojsku Polskim, w wojskach kolejowych. Dosłużył się stopnia kapitana WP. W 1931 r. ożenił się z dziennikarką Cecylią Moszkowicz-Mirską. II wojnę światową spędził jako internowany w Rumunii. Po wojnie pracował w przedsiębiorstwach cywilnych.

71) Maria Tarnowska, Marguerite Steinheil, Janina Borowska – zostały oskarżone o zamordowanie męża lub kochanka, procesy sądowe toczyły się w latach 1907–1910.

72) Kalomnia – krzywdzące oskarżenie.

Kręgi

HISTORIA RODZINNA

PACJENTKI

HISTORIE MIŁOSNE

ŻYCIE WEWNĘTRZNE

Konteksty

PANNA NA WYDANIU

PANNA NA WYDANIU. Okres przed zamążpójściem odznaczał się w życiu młodych kobiet w XIX wieku dużą dynamiką. Trzon wychowania dziewcząt w zamożnej rodzinie stanowiło przygotowanie do roli matki, żony i zarządczyni gospodarstwa domowego. Najważniejszym zadaniem przed ślubem było więc stanie się „dobrą partią” i wyjście dobrze za mąż (Magda Urbańska, Wychowanie i kształcenie kobiet w XIX-wiecznej Polsce, „Saeculum Christianum” 2011, t. 18, z. 1, s. 217–230). Wraz z wiekiem i wizją staropanieństwa stopniowo zwiększano ilość okazji do nabywania umiejętności społecznych i intensywność nauki. Małżeństwo było wypełnieniem naturalnego i jedynego obowiązku kobiety, ale również podporządkowaniem się woli męża. Oprócz podstawowych umiejętności praktycznych w zarządzaniu domem (prowadzenie rachunków, opieka nad dziećmi, organizacja spotkań towarzyskich) młode dziewczęta uczono także budowania odpowiednich relacji z potomstwem i służbą oraz obycia w towarzystwie (Klementyna Hoffmanowa, Pamiątka po dobrej matce czyli ostatnie jej rady dla córki, Złoczów 1819). XIX-wieczne podręczniki wychowania zalecały np. naukę języków obcych, po pierwsze dla lepszego przyswojenia kultury innych krajów, po drugie dla obycia na salonach (Izabela Rusinowa, Ideały wychowawcze kobiet wśród ziemiaństwa polskiego w XVIII wieku, w: Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX w., red. A. Żarnowska, A. Szwarc, t. 2, Warszawa 1992, s. 83–94). Powszechna była także nauka gry na instrumentach, tańca i śpiewu, którymi popisywano się w towarzystwie. Wśród rozrywek panien na wydaniu można wymienić te, podejmowane w domowym zaciszu: lekturę (prasa odradzała młodym kobietom czytanie „szkodliwych” romansów), korespondencję, haft, rysunek. Szczególną popularnością cieszyły się bale, spotkania i zebrania towarzyskie, a także teatr i spacery (Monika Piotrowska, Wokół kobiecej rozrywki. Czasopiśmiennictwo lat sześćdziesiątych XIX w., w: Kobieta i kultura czasu wolnego, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2001, s. 115–134). W drugiej połowie XIX wieku coraz częściej piętnowano rozrywki wystawne, ponad stan i stopniowo zwracano się ku zabawom utylitarnym. Kobiety żydowskie grały także w karty, na fortepianie i podróżowały (Anna Wiernicka, Z okruchów rzeczy o zajęciach w czasie wolnym. Bogate mieszczaństwo żydowskie pierwszej połowy XIX w. [w świetle inwentarzy pośmiertnych], w: Kobieta i kultura czasu wolnego, s. 135–150). Podróże do innych państw, kurortów uzdrowiskowych lub do krewnych, zawsze w towarzystwie opiekuna lub opiekunki stanowiły istotny element rozwoju młodych kobiet (Dietlind Hüchtker, Kobieta w podróży. Czas emancypacji, czas wolności czy kontynuacja codzienności?, w: Kobieta i kultura czasu wolnego, s. 313–325; Marcelina Kulikowska, Dziennik: 10.1894–2.1897, baza Archiwum Kobiet; Pamiętnik nieznanej autorki [krakowskiej dziennikarki], przebywającej w Tatrach, baza Archiwum Kobiet). Podróże poszerzały horyzonty, wzbudzały ciekawość świata, przynosiły doświadczenia, ale również wzbogacały krąg towarzyski, zwiększając szanse na zamążpójście. Były też okazją do wypoczynku i rozrywki, najczęściej poza miastem, na wsi, nad morzem lub w górach. Maria Jadwiga Strumff wyszła za mąż w roku 1880. W 1869 Narcyza Żmichowska pisała do Julii Baranowskiej, kiedyś swojej uczennicy, a wówczas przełożonej pensji dla panien, że „Już nie pierwszy raz zrobiłam to spostrzeżenie, jak niebezpieczną jest rzeczą, że młode osoby przez wielką niewinność lub skromność kierujących je osób starszych nic a nic się nie rozumieją fizyologicznie. Jest to dotychczas jakiś fałsz pedagogiczny w wychowaniu kobiety […] Dziewczyna młoda uczy się tajemnic życia albo podkradanym najzgubniejszym sposobem, albo z książek i domysłów, albo w najlepszem dziś idealnym przypuszczeniu od męża dopiero”. Dziewczęta miały nikłe lub w najlepszym wypadku bardzo ogólne pojęcie o własnej fizjologii, mechanizmach aktu seksualnego, zapłodnienia i porodu. Nie korzystały też wystarczająco z pomocy lekarskiej, przejęte wstydem i nieświadomością, na co narzekała w 1881 roku Paulina Kuczalska-Reinschmitt, pisząc, że „prawie nie wszystkie mężatki, co mówię – nierzadko dorastające lub już dorosłe dziewice, wskutek nurtującej je choroby musiały się poddać ścisłemu egzaminowi jednego lub kilku nawet lekarzy” i wolały cierpieć kilka lat niż przełamać wstyd. Przełomem okazała się książka Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna autorstwa Izabeli Moszczeńskiej, napisana w formie listu matki do córki, wydana w 1904 roku. Narratorka dużo mówi o miłości, pociągu seksualnym, a ponadto dość dokładnie wyjaśnia, czego spodziewać się w małżeńskim łożu i jak przebiega poród. Nie pojawia się tam jednak antykoncepcja. Pierwsza wzmianka o metodach zapobiegania ciąży opublikowana w dość dużym nakładzie to rozdział austriackiej encyklopedii zdrowia autorstwa Anny Fischer-Duckelmann, Kobieta lekarką domową. Drugie wydanie z 1912 roku, przetłumaczone na język polski, zawierało rozdział Nieco o zapobieganiu zapłodnienia. Autorka nie popierała abstynencji jako metody zapobiegania ciąży, bo według niej było to powodem frustracji i konfliktów małżonków. Za to proponowała pessarium (kapturek dopochwowy), omówiony z serią pomocnych ilustracji montażu, kalendarzyk małżeński albo wypłukiwanie nasienia po stosunku za pomocą ciepłej wody.

TRZECIA PŁEĆ

TRZECIA PŁEĆ. Maria Strumff, podczas prób definiowania swojej osobowości, chętnie podkreślała swoje „męskie” cechy: zainteresowania, zdolności, charakter, wyrzekając się „kobiecości” rozumianej jako zestaw cech i zachowań pasywno-trywialnych. W tym kontekście nie dziwi przywołane przez nią określenie „trzecia płeć”. Zaczęło ono funkcjonować już w drugiej połowie XIX wieku jako znak wykroczenia poza oczekiwany gender – zwłaszcza w przypadku kobiet. Było to często określenie nobilitujące – kobieta w miejsce wad typowych jej płci (próżność, kokieteria, głupota, zazdrość) zyskiwała szereg zalet zastrzeżonych dotąd dla mężczyzn („męski” umysł, czyli wysoką inteligencję, idącą w parze z ambicjami intelektualnymi i artystycznymi). W takim znaczeniu Gustaw Flaubert określa „przedstawicielką trzeciej płci” George Sand w listach do niej kierowanych (Gustave Flaubert, George Sand, Korespondencja, wstęp, przekład i przypisy R. Engelking, Warszawa 2013, s. 100). Określenie to wywodzi się z powieści Teofila Gautiera Mademoiselle de Maupin (1835; pierwsze polskie wydanie: Panna de Maupin 1918, przeł. T. Boy-Żeleński). Jej bohaterka jest postacią androginiczną. Przebrana za mężczyznę, wiodąc za sobą w charakterze giermka inną młodą dziewczynę przebraną za chłopca, prowadzi swobodne życie bogatego dandysa, uwodząc jednocześnie kobiety i mężczyzn. Określa samą siebie słowami: „nie jestem ani jednej ani drugiej płci; nie mam ani głupiej uległości ani tchórzostwa ani małostek kobiety; nie mam przywar mężczyzny, ich wstrętnego opilstwa ani brutalności instynktów; należę do trzeciej oddzielnej płci, która nie ma nazwy: nad czy pod, niższej czy też wyższej: mam ciało i duszę kobiety, umysł i siłę mężczyzny, a zbyt wiele lub nie dosyć jednego i drugiego, aby sobie dobrać parę (Teofil Gautier, Panna de Maupin, przeł. T. Boy-Żeleński, Warszawa 1930, s. 333). Na przełomie XIX i XX wieku rosnąca popularność terminu „trzecia płeć” wiązała się z pracami psychiatrów i pierwszych seksuologów, którzy opisywali kobiety zdradzające potrzebę niezależności, przejawiającą się w próbach wyjścia poza wyznaczone jej role, np. w aspiracjach intelektualnych i twórczych, czy po prostu sposobie bycia, nawet ubiorze, postrzeganym jako zbyt męski. Ukazywano je jako jednostki patologiczne, kojarząc przy tym agendę emancypacyjną z lesbianizmem. Pojęcia „trzeciej płci” dla opisu osób homoseksualnych, także kobiet, używał chętnie zwłaszcza seksuolog Magnus Hirschfeld oraz dziennikarka i pisarka Anna Rüling, walczący o prawa osób homoseksualnych. Zofia Nałkowska tym określeniem scharakteryzowała główną bohaterkę cyklu Kobiety (1905), Jankę Dernałowicz (Kobiety, Warszawa 1976, s. 175). Termin „trzecia płeć” był też dobrze znany w dwudziestoleciu, o czym świadczy drugie polskie wydanie Trzeciej płci (1931), powieści Ernsta von Wolzgena Das dritte Geschlecht z 1899 roku (pierwsze polskie wydanie – Płeć trzecia, 1900) i tytuł powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, poświęconej emancypującym się kobietom (Trzecia płeć 1934), postrzeganym przez niego raczej negatywnie. Określenia „trzecia płeć” używano także w okresie PRL-u, ale prawdziwy renesans przeżywa dopiero dzięki ruchowi LGBTQ+, w którym odnosi się do jednostek, które nie są postrzegane ani jako mężczyźni, ani jako kobiety, lub którzy siebie tak nie postrzegają (podobny sens ma określenie „osoby niebinarne”). Pojęcie „trzecia płeć” upowszechniło się także we współczesnej antropologii, opisującej społeczeństwa, które zdaniem badaczy uznają trzy lub nawet więcej płci (np. Waldemar Kuligowski, Trzecia płeć świata, Poznań 2020).

MAŁŻEŃSTWO

MAŁŻEŃSTWO. Małżeństwo było kontraktem zawartym pomiędzy niespokrewnionymi rodzinami na zasadach ustalonych w Prawie o małżeństwie z 1836 roku. W wyniku aktu zawarcia małżeństwa dwie pełnoletnie osoby za zgodą rodziców, w obecności świadków i przed władzą kościelną deklarowały wolę zawarcia nierozerwalnego związku małżeńskiego, który uprawomocniał się poprzez dokonanie wpisu do ksiąg stanu cywilnego. Celem zawarcia związku małżeńskiego było prawne, społeczne i ekonomiczne zabezpieczenie interesów rodziny oraz spłodzenie legalnego potomstwa, które dziedziczyło spuściznę przodków. Im wyższy status społeczny, ekonomiczny i kulturowy rodziny, tym bardziej jej członkowie rościli sobie prawo do wyboru kandydata (aranżacji małżeństwa). Największą swobodę w tym zakresie miały osoby pochodzące z niższych klas społecznych, ponieważ decyzje ekonomiczne nie górowały nad osobistymi preferencjami przyszłych małżonków. Prawo o małżeństwie nie tylko ustalało formułę zawarcia małżeństwa, ale także konserwowało patriarchalny model rodziny, w którym mężczyzna dysponował pełnią praw cywilnych (art. 214) i brał żonę pod swoją opiekę (art. 209). Społeczeństwo, naturalizując zaistniały stan prawny, wytworzyło skostniały model małżeństwa i rodziny (patriarchalnej), w którym powielanie narzuconych ról społecznych i konwenansów przynosiło perspektywę podniesienia rangi w społecznej hierarchii. Przestrzegania zasad wymagało się od wszystkich klas społecznych, jednak wyższe klasy podlegały większej kontroli ze strony kościoła, państwa i społeczeństwa. Zdeklasowana szlachta, inteligencja miejska czy miejski proletariat ambiwalentnie odnosił się do instytucji małżeństwa. Małżeństwo Marii Jadwigi i Hipolita Strumffów jawi się jako typowy XIX-wieczny, zaaranżowany przez rodzinę związek małżeński, pozbawiony romantycznych cech i oparty na racjonalnej kalkulacji. Fascynacja Marii Strumff praktyką lekarską nie skłoniła jej rodziców ani do sfinansowania edukacji medycznej córki, ani do poszukiwań dla niej męża w zawodzie zbliżonym do medycyny. Wyszła za kupca, który miał zabezpieczyć jej byt pod względem ekonomicznym. Afekty Marii Strumff były bagatelizowane zarówno przez rodzinę, jak i przez męża, z którym prowadziła życie seksualne bez miłości i z obowiązku. W ciągu siedmiu lat chłodnego pożycia małżeńskiego urodziła czwórkę dzieci i opiekowała się domem, wypełniając swoją rolę społeczną – żony, matki i gospodyni domowej. Hipolit Strumff, jako zawodowy kupiec, również starał się realizować jako głowa i żywiciel rodziny. Gdy jego interesy doznały zapaści i stracił płynność finansową, porzucił żonę i dzieci, bojąc się wziąć odpowiedzialność za poniesioną klęskę i deklasację rodziny. Małżeństwo trwało, ale osobno – Hipolit Strumff mieszkał w Krakowie i Wiedniu, próbując prowadzić interesy. Żona z dziećmi w Warszawie, gdzie zajmowała indywidualną praktykę, dzięki której zarabiała na utrzymanie siebie i dzieci. Mieli sporadyczny kontakt, jednak nigdy nie zdecydowali się na ponowne wspólne życie.

RODZINA HIPOLITA

RODZINA HIPOLITA. Rodzicami Hipolita byli Adolf Izydor (Ojzer) Strumpf (1823–1827) i Zofia (Cypa) z Horowitzów (ur. 1825 gub. kijowska). Miał czterech braci. Dystans Marii Jadwigi wobec rodziny Hipolita wynikał zapewne z niższego statusu materialnego i społecznego.

ROZWÓD

ROZWÓD. Rozwód żydowski. Inaczej niż prawo kanoniczne Kościoła Katolickiego, religijne prawo żydowskie dopuszcza rozwody. Od 1825 r., kiedy wprowadzono Kodeks Cywilny Królestwa Polskiego, małżeństwo mogło być rozwiązane przez wyrok właściwego sądu cywilnego na mocy przepisów wyznaniowych. W latach 1826-1836 sądy cywilne w Królestwie Polskim rozwiodły 104 małżeństwa żydowskie. Rozwiązanie to zostało potwierdzone w art. 189 prawa o małżeństwie z 24 czerwca 1836 r., które w głównych zarysach przetrwało do końca 1945 r. Na początku lat siedemdziesiątych XIX w. żydowski adwokat Józef Goldszmit podawał, że przed sądami krajowymi w Królestwie Polskim przeprowadzano w tym okresie około 100 rozwodów żydowskich rocznie. Pięć razy więcej rozwodów dokonywano tylko przed rabinem. Prawdopodobnie okoliczność, że Strumffowie zawarli intercyzę małżeńską, powodowała, że Maria Jadwiga ewentualny rozwód chciała przeprowadzić sądownie. Patrz: Józef Goldszmit, Wykład prawa rozwodowego podług ustaw mojżeszowo-talmudycznych: z ogólnym poglądem na ich rozwój i uwzględnieniem przepisów obowiązujących, Warszawa 1871.

SAMOBÓJSTWO

SAMOBÓJSTWO. W kulturze europejskiej do końca XVIII wieku samobójstwo traktowane było jako odebranie życia człowiekowi, zatem jako morderstwo. Dodatkowo wisiało nad nim odium grzechu. Pociągało to za sobą rozwiązania prawne nakazujące karać niedoszłych samobójców, a pochówek ciał tych, którym się to udało, miał charakter hańbiący. Na ziemiach polskich zgodnie z Kodeksem Andrzeja Zamoyskiego z 1778 roku należało powiesić na szubienicy ciało samobójcy albo przynajmniej jego mienie. Józefina, czyli austriacki kodeks z 1787 roku przewidywał więzienie dla osób usiłujących się zabić, co miało doprowadzić ich do okazania żalu i obietnicy poprawy. Ustawodawstwa francuskie, pruskie, austriackie i szwedzkie zakładały konfiskatę majątku samobójcy, a nawet unieważnienie jego ostatniej woli (Andrzej Lebiedowicz, Samobójstwo w ujęciu wielopłaszczyznowym, „Wojskowy Przegląd Prawniczy” 2013, nr 3). Zmiany w podejściu do samobójstwa następowały w ciągu XIX stulecia. Najpierw romantyzm otoczył je aurą melancholijnego piękna i uszlachetnił. W warunkach polskich doszła do tego apoteoza samobójstwa altruistycznego – popełnianego z miłości do ojczyzny albo w obliczu klęski i zagrożenia pojmaniem przez wroga. Potem, wraz z rozwojem badań nad ludzką psychiką, rozwinęła się refleksja naukowa. W wydanej w 1840 roku Anatomii samobójstwa angielski lekarz Forbes Winslow (1810–1874) jako pierwszy dopatrywał się przyczyn skłonności suicydalnych w zmianach stanu psychicznego, zwracał uwagę na sezonowość samobójstw, na zjawisko naśladownictwa określane potem jako „efekt Wertera”. Émile Durkheim (1858–1917) w 1897 roku w książce Samobójstwo. Studium z socjologii (Le suicide. Étude de sociologie) przedstawił samobójstwo jako fakt społeczny i połączył je z pojęciem dezintegracji. Na ziemiach polskich nowoczesne koncepcje samobójstwa rozwijał Leon Jan Wachholz (1867–1942), wybitny lekarz medycyny sądowej. W wygłoszonym w 1892 roku w Krakowie wykładzie wskazywał na różne przyczyny prób samobójczych w modernizującym się społeczeństwie. Wymieniał wśród nich nędzę i przypisywał ją „klasom roboczym”. Samobójstwo z powodu zawiedzionych nadziei na awans zawodowy było dla niego zachowaniem typowo męskim, związanym z postawą aktywną. W przypadku kobiet, „z natury biernych” i dlatego lepiej znoszących niepowodzenia życiowe, podkreślał wagę „niemożliwości zaspokojenia popędu płciowego”. Dostrzegał jednak, że do targnięcia się na własne życie mógł prowadzić strach przed potencjalną ciążą (O samobójstwie w ogóle a w szczególności o samobójstwie w Krakowie w latach od 1881–1892, Kraków 1893, s. 3, 11). Myśli samobójcze Marii Strumff wynikały z motywów zakwalifikowanych przez Wachholza jako męskie – były to bowiem cierpienia wynikające z „borykania się z losem” i poważnych trosk materialnych. Masażystka nie rozwijała wątku planowanego samobójstwa, nie pisała, w jaki sposób zamierzała go popełnić. Na przełomie wieku XIX i XX najpopularniejszym sposobem było otrucie się (arszenikiem, olejkiem z gorzkich migdałów, kwasem siarkowym i karbolowym, morfiną i strychniną), zastrzelenie się powieszenie się, skok z wysokości, utopienie się, rzucenie się pod pociąg. Ten ostatni sposób z biegiem czasu zyskiwał coraz większą popularność (Michael Morys-Twarowski, Samobójstwa na Śląsku Cieszyńskim w drugiej połowie XIX wieku w świetle „Gwiazdki Cieszyńskiej”, w: Człowiek wobec śmierci na przestrzeni dziejów, red. J. Kordel, M. Sas, Warszawa 2011, s. 112).

PRACA

PRACA. Koniec XIX i początek XX wieku na ziemiach polskich to okres przekształceń gospodarczych, ekonomicznych i społecznych oraz szerzących się idei pozytywistycznych, zwłaszcza postulatów dotyczących pracy praktycznej i produktywizacji kobiet. Zatrudnianie pracownic, które pochodziły z biedniejszych warstw społecznych, przede wszystkim we włókiennictwie, drobnym rzemiośle i handlu było wynikiem zmieniającego się dynamicznie rynku pracy i potrzeby utrzymania lub współutrzymania przez kobiety gospodarstwa domowego. Z kolei postulaty ideowe, umieszczane w pismach, broszurach, artykułach prasowych i wygłaszane na odczytach kierowano głównie do pauperyzujących się szlachcianek i inteligentek. Stąd też historycy obok przyczyn ekonomicznych decyzji o podjęciu pracy, takich jak w przypadku Marii Jadwigi Strumff – przejęcie roli jedynej żywicielki rodziny, w odniesieniu do kobiet z wyższych warstw społecznych wymieniają również ideę czy modę (Andrzej Szwarc, Aspiracje edukacyjne i zawodowe kobiet w środowiskach inteligencji Królestwa Polskiego u schyłku XIX w. w: Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX w., red. A. Żarnowska, A. Szwarc, t. 2, cz. 1, Warszawa 1992, s. 95–108). Kobiety najczęściej podejmowały prace związane z tradycyjnym wyobrażeniem o płci: krawiectwo, modniarstwo, kapelusznictwo, wytwarzanie sztucznych kwiatów, a rzadziej introligatorstwo, rękawicznictwo i szewstwo (Anna Żarnowska, Kierunki aktywności zawodowej kobiet w Polsce XX wieku (do 1939 r.) w: Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX w., red. A. Żarnowska, A. Szwarc, t. 2, cz. 2, Warszawa 1992, s. 161–175). W 1869 roku otwarto w Warszawie, z inicjatywy Wandy Schmidt pierwszą szkołę zawodową – Zakład Rękodzielniczo-Przemysłowy dla Kobiet, kształcący w wymienionych kierunkach (Józef Miąso, Szkolnictwo zawodowe w Królestwie Polskim w latach 1815–1915, Warszawa 1966). Zatrudnienie proponowane kobietom w sektorze handlowym również korespondowało z tematem „kobiecych zainteresowań”: magazyny mód, sklepiki z pasmanterią i ze słodyczami oraz księgarnie. Równocześnie rozwijała się koncepcja zawodowego podejścia kobiety do pracy w gospodarstwie domowym, czego wyrazem jest m.in. powstała w 1891 roku szkoła gospodarstwa domowego Cecylii Plater-Zyberk w Chyliczkach pod Piasecznem czy niezwykle popularne na przełomie stuleci podręczniki zarządzania domem i służbą. Kwestie prawnych regulacji kształcenia zawodowego przyszły wraz z XX wiekiem. W 1902 roku władze wydały zgodę na prowadzenie prywatnych kursów zawodowych przy fabrykach o dowolnej tematyce, a w 1905 roku dodatkowo na prowadzenie ich w języku polskim. Projekt ustawy o żeńskich szkołach zawodowych Ministerstwo Oświaty przygotowało w 1912 roku, jednak weszła ona w życie dopiero w 1914 roku. Dostęp do wielu prestiżowych zawodów, a wśród nich medycznych, na przełomie XIX i XX wieku był dla kobiet znacząco utrudniony. Wykształcenie w tym zakresie kobiety mogły zdobyć na wyższych uczelniach, początkowo tylko za granicą (ponieważ na ziemiach polskich nie przyjmowano kobiet na studia medyczne), a od 1896 roku na wydziałach lekarskich uniwersytetów w Krakowie i we Lwowie (Dorota Jołkiewicz, Kobiety w naukach medycznych wczoraj i dziś, „Nauka i Szkolnictwo Wyższe” 2011, nr 2/38, s. 35–47; Zofia Chyra-Rolicz, Pionierki w nowych zawodach na początku XX wieku, w: Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX w., red. A. Żarnowska, A. Szwarc, t. 2, cz. 2, Warszawa 1992, s. 221–236). Wobec tej dyskryminacji, najczęściej możliwym do podjęcia przez kobiety zawodem z zakresu medycyny było pielęgniarstwo, a później farmacja i stomatologia. Pierwszą znaną polską farmaceutką była Antonina Leśniewska, która w 1901 roku otworzyła aptekę w Petersburgu (w gmachu Polskiego Towarzystwa Dobroczynności), a w 1903 roku zdecydowała się powołać przy niej Farmaceutyczną Szkołę dla Kobiet. Należy również wspomnieć o popularnym, szczególnie wśród kobiet na prowincji, zawodzie akuszerki, który jednak z powodu braku możliwości jakiejkolwiek edukacji w tym zakresie przez współczesnych im medyków był niejednokrotnie ostro krytykowany. Pionierem masażu leczniczego był polsko-rosyjski lekarz Izydor Zabłudowski, kierownik zakładu Masażu Leczniczego w Berlinie, którego dzieła przybliżały skomplikowaną problematykę zawodu (Małgorzata Starczyńska, Justyna Karwacińska, Beata Stepanek-Finda, Wojciech Kiebzak, Historyczne podstawy fizjoterapii, „Studia Medyczne” 2011, nr 21, s. 71–77; Leszek Magiera, Klasyczny masaż leczniczy, Kraków 1994). W 1904 roku Zabłudowski wydał kompendium wiedzy pt. Technika masażu. Kursy masażu i praktyki zawodowe w tym zakresie również musiały funkcjonować w bliżej nieokreślonej formie, ponieważ, jak podaje pismo „Nowiny Lekarskie” z 1895 roku (nr 7, s. 349) za lekarzami wiedeńskimi, w celu zwalczania działalności laików mięsienia (masażu), którzy mogli mieć niebezpieczny wpływ na zdrowie chorych, zalecano „nauczanie i wystawianie świadectwa laikom o udzielaniu im nauki w mięsieniu i gimnastyce leczniczej” oraz „przyjmowanie odpowiedzialności wobec władz i publiczności za mięsienie i gimnastykę leczniczą przez laików wykonywaną”. Tradycyjna rola kobiet w rodzinie w epoce preindustrialnej zakładała skierowanie całej ich aktywności do sfery gospodarstwa domowego. Wykonywały w nim zarówno prace związane z opieką nad dziećmi i osobami starszymi oraz zarządzaniem domem, jak i zarabiały pieniądze – wytwarzały produkty na sprzedaż lub wspomagały mężczyzn w ich pracy. Informacje o grupach pracownic i pracowników nazywanych pomagającymi członkami rodziny, którzy mieli istotny wpływ na funkcjonowanie ekonomii rodzinnej, ale nie podejmowali „oficjalnego” zatrudnienia, możemy odnaleźć w źródłach urzędowych i statystycznych z XIX wieku (Julia Olejniczak, Pomagający członkowie rodziny jako grupa pracowników na ziemiach polskich. Propozycje badawcze, „Nasze Historie” 2019, t. 16–18, s.135–144; Joan W. Scott, Louise A. Tilly, Women, work and family, New York-London, 1989, s. 43–51). Na skutek industrializacji proces zarobkowania stopniowo przenosił się poza gospodarstwa domowe do fabryk i zakładów przemysłowych. Kobiety zdobywały zatrudnienie z dala od środowiska rodzinnego, wkraczając na miejski rynek pracy i podejmując się nowych zawodów. Równocześnie z postępującymi zmianami trwało nadal przekonanie o ich przeznaczeniu do roli matki i strażniczki ogniska domowego, które wywoływało zgrzyt pomiędzy rzeczywistymi potrzebami rodziny a postulowanymi rolami płciowymi (Jadwiga Hoff, Wzory obyczajowe dla kobiet w świetle kodeksów obyczajowych XIX i na początku XX w. w: Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX w., red. A. Żarnowska, A. Szwarc, t. 2, cz. 1, s. 51–59). Kobiety pracujące, szczególnie matki i żony, postrzegano jako osoby niewywiązujące się ze swoich najważniejszych, „naturalnych” obowiązków, zmuszone do tego nieszczęściem lub wiedzione szkodliwymi kaprysami. Wśród wyższych warstw społecznych, inteligencji i ziemiaństwa, rozpoczęcie pracy wiązało się także z degradacją społeczną i wykluczeniem z towarzystwa (Jadwiga Hoff, Kobieta aktywna zawodowo w kodeksach savoir-vivre’u XIX i pierwszej połowy XX wieku, w: Kobieta i praca. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2000, s. 245–248; Anna Żarnowska, Czy przełom XIX i XX wieku otwierał kobietom przejścia ze sfery prywatnej do publicznej? Rola barier obyczajowych, „Rocznik Antropologii Historii” 2014, nr 2, s. 279–290). Tę sytuację podsycała dodatkowo publicystyka i łamy gazet, gdzie ścierały się poglądy emancypacyjne i konserwatywne. „Lepiej nawet ograniczyć się w zadowoleniu zbytkowych wymagań, niż dla zarobku odrywać kobietę od obowiązków rodzinnych” pisała w 1883 roku na łamach „Bluszczu” Wanda Podgórska (Tradycya i postęp w życiu naszych kobiet, „Bluszcz” 1883, nr 36, s. 282, Maria Bauchrowicz-Tocka, „Zakonspirowane mężatki”, czyli o ograniczeniach obyczajowych i prawnych wobec pracujących kobiet na łamach „Tygodnika Kobiety”, w: Polityka i politycy w prasie XX i XXI wieku: polityka w prasie kobiecej, red. M. Dajnowicz, A. Miodowski, Białystok 2019, s. 103–116).

PALENIE

PALENIE. Tytoń był znany w Europie od XVI wieku, jednak palenie stało się powszechnym zwyczajem dopiero w XIX stuleciu. Zaczęto łączyć je z życiem towarzyskim i pełniło funkcję męskiego rytuału. „Wspólne palenie” było wydarzeniem wpisywanym do kalendarza stowarzyszeń naukowych, handlowych i dobroczynnych, wieńczyło imprezy sportowe, zebrania i posiedzenia samorządów. W mieszczańskiej kulturze wiktoriańskiej Anglii palenie fajki albo cygara w gabinecie, wyłącznie w męskim towarzystwie, było przyjemnością świadczącą o statusie. Było to popularne w klubach gentlemana, a w przypadku robotników i drobnych urzędników – w pubach, gdzie palono gorszej jakości tytoń w glinianych fajkach, często rozdawanych za darmo. W drugiej połowie wieku zaczęły się upowszechniać papierosy. W 1847 roku w Wielkiej Brytanii Philip Morris rozpoczął sprzedaż ręcznie skręcanych papierosów tureckich. W 1881 roku powstała American Tobacco Company. W niższych warstwach społecznych używano przede wszystkim papierosów skręcanych samodzielnie. Wspólne ich palenie uznawane było za „publiczną demonstrację męskości” (Matthew Hilton, Palenie a życie towarzyskie, w: Dym. Powszechna historia palenia, red. S.L. Gilman, Z. Xud, przeł. Z. Sochoń-Jasnorzewska, Kraków 2009, s. 129). W przedrozbiorowej Polsce upowszechnienie tytoniu nastąpiło pod wpływem tureckich obyczajów. W 1770 roku ustanowiono monopol na manufaktury tytoniowe, które już wtedy przynosiły duże zyski. W ciągu XIX wieku, tak jak w całej Europie, palenie cygar i wysokogatunkowego tytoniu fajkowego było przywilejem mężczyzn z klas wyższych. W dworach szlacheckich i domach mieszczańskich istniały gabinety, w których mężczyźni mogli oddawać się przyjemności palenia. Robotnicy i chłopi zadawalali się fajką nabitą pośledniejszymi gatunkami tytoniu oraz zwijanymi w bibułkę papierosami. Palenie fajki towarzyszyło chłopom podczas prac polowych, a papierosa – robotnikom w fabrykach. Ponieważ w powszechnym przekonaniu tytoń miał dobroczynne działanie, zapobiegał suchotom, łagodził stres i zmęczenie, istniało przyzwolenie na palenie przez kilkunastoletnich chłopców. Kobiety paliły rzadziej i w ukryciu. Publicznie z papierosem mogły się pokazać albo damy w bardzo zaawansowanym wieku, albo osoby wymykające się mieszczańskim konwenansom – emancypantki, sawantki i sufrażystki, aktorki (zachował się portret Heleny Modrzejewskiej z papierosem). Palenie przypisywano także pracownicom domów publicznych, co miało źródło m. in. w orientalnych wyobrażeniach odalisek palących fajkę wodną albo opium w haremie (Malek Alloula, The Colonial Harem, Minneapolis 1986, s. 44–47). Zmiany w postrzeganiu palenia przez kobiety zaczęły zachodzić dopiero w ostatnich dekadach XIX wieku. Palenie powoli stawało się atrybutem wyrafinowanej elegancji, symbolizowało atrakcyjność seksualną i nowoczesność. Od lat 90. wizerunki pięknych kobiet były wykorzystywane w reklamach wyrobów tytoniowych, palące kobiety stały się częstym tematem ówczesnej sztuki. Ale reklama była kierowana przede wszystkim do mężczyzn, a wizerunki modelek były podszyte erotyzmem (Dolores Mitchell, Kobieta jako element XIX-wiecznych obrazów przedstawiających palenie, w: Dym.., s. 298). Wzrastała co prawda tolerancja dla kobiecego palenia w miejscach publicznych, ale służyło ono seksualizacji kobiet albo miało wymiar subwersywny. W tym drugim przypadku łączyło się z niezależnością i obecnością w tradycyjnie męskiej sferze publicznej – np. wskazywało na wykonywanie pracy zawodowej przez kobiety. Dla Marii Strumff papieros, gdy paliła, mógł być symbolem jej stylu życia – niezależności finansowej i wymykania się mieszczańskiemu stereotypowi kobiecości. Sama łączyła go ze swoją „męzką naturą”. W dłoni pacjentki, opisanej jako „elegancka, cała w lokach”, papieros był atrybutem atrakcyjności.

PODRĘCZNIKI DO MASAŻU

PODRĘCZNIKI DO MASAŻU. Nie wiadomo, w jaki sposób Maria Jadwiga Strumff zdobywała umiejętności praktyczne oraz wiedzę na temat masażu. Mogła uczestniczyć w kursach masażu, ale nie była to pełnoprawna edukacja medyczna. W 1892 roku Zygmunt Ashkenazy (Leczenie ruchowe i mięsienie [Massage], Lwów 1892, s. 9) krytykował polskich „laików maserów”, którzy mieli uprawiać zawód „według własnego widzimisię”, podczas gdy w Szwecji obowiązywało odbycie trzyletniego kursu. Można podejrzewać, że Strumff czerpała wiedzę na temat masażu z lektur. W bibliotece jej ojca znajdowały się zarówno czasopisma, jak i fachowe książki medyczne. Praktyka abonowania czasopism fachowych była powszechna w środowisku lekarskim. Popularnością cieszyła się na przykład „Medycyna: czasopismo tygodniowe dla lekarzy praktycznych” ukazujące się w latach 1873–1907. Na jej łamach w 1883 roku doktor Stefan Smoleński opublikował artykuł Kilka słów o mięsieniu. Na temat masażu publikowały także „Nowiny Lekarskie”. Od lat 70. XIX wieku w Europie zaczęły ukazywać się fachowe książki na temat masażu. W księgozbiorach ówczesnych lekarzy warszawskich znajdowały się pozycje w wielu językach, przede wszystkim w niemieckim (Andrzej Skrzypczak, Księgozbiory lekarzy warszawskich XIX wieku jako podstawa do oceny kultury naukowej środowiska, w: Z badań nad Polskimi Księgozbiorami Historycznymi, Warszawa 1985, t. 7). Maria Strumff miała szansę zapoznać się z wydanymi po polsku pracami Zygmunta Ashkenazego: Leczenie ruchowe i mięsienie [Massage] (Lwów 1892) oraz Masaż i ruchy (Kinesiterapia). Książka Podręczna (Lwów 1897). Praca Izydora Zabłudowskiego Technika masażu po polsku ukazała się w 1904 roku, natomiast w 1883 roku opublikowano jego książkę Die Bedeutung der Massage fur die Chirurgie und ihre physiologische Grundlagen. Wcześniej, w 1868 roku, drukiem ukazała się rozprawa doktorska Johanna Metzgera zatytułowana Die Behandeling von Distorsiopedis mit Fricties, w której autor wyłożył podstawy masażu leczniczego.

KANONY URODY

KANONY URODY. Kształtujące się w ciągu XIX wieku w Europie kanony urody obejmowały wiele elementów: wygląd twarzy i dłoni, odpowiednie, coraz precyzyjniej określane proporcje ciała. Różniły się w zależności od klasy społecznej, ale przede wszystkim w zależności od płci. Kulturowa konstrukcja kobiecej i męskiej atrakcyjności w dużej mierze opierała się na kategorii wieku. Dla mężczyzn dojrzałość była wartością pozytywną, kojarzoną z takimi cechami, jak mądrość, odpowiedzialność i rozwaga, wysoko cenionymi w sferze publicznej. Ponadto w ramach ówczesnej „ekonomii erotycznej” dojrzały mężczyzna był atrakcyjnym partnerem i potencjalnym małżonkiem. W przypadku kobiet atrakcyjność była nierozerwalnie związana z młodością. Oznaczała piękno fizyczne, stanowiła wartość na rynku matrymonialnym. Do utożsamienia urody i młodości przyczyniły się erotyzacja kobiecego ciała w XIX-wiecznej literaturze pięknej i sztukach plastycznych (Alice Crossley, Age and Gender: Aging in the Nineteenth Century, w: „Nineteenth-Century Gender Studies” 2017, 13.[2]) oraz popularna wyobraźnia romantyczna. Oznaki starzenia się ciała wykluczały kobiety z dyskursów na temat urody. Kulturowa konstrukcja kobiecej dojrzałości opierała się na takich wartościach jak skromność, wstrzemięźliwość, wycofanie się z życia towarzyskiego, poświęcenie obowiązkom domowym. Z tego wynikał, obwarowany jednak licznymi ograniczeniami, nakaz dbałości o jak najdłuższe zachowanie urody. Baronowa von Staffe pisała o konieczności staczania „boju o szczęście”, czyli obrony piękności przed „atakami czasu i trudów życia”. Jednocześnie ostrzegała przed nadmiernymi staraniami, przed „sztucznymi środkami” prowadzącymi nieodwołalnie do przedwczesnej starości i brzydoty (s. 2). Narzucała zależny od wieku reżim stroju, zalecając, aby materiały lekkie i zwiewne zostawić młodym kobietom, w wieku dojrzałym wybierać zaś materie bogate i ciężkie. Przestrzegała, że „straszny jest widok babuni ubranej jak wnuczka albo choćby jak córka” (s. 190). W kulturze drugiej połowy stulecia funkcjonował, popularyzowany, m.in. w powieściach Dickensa, obraz monstrualnej, starzejącej się kobiecości. Starzejąca się i jednocześnie temu zaprzeczająca kobieta przekraczała przyjęte normy, więc była odrzucana przez społeczeństwo (Alice Crossley,, Age and Gender…). Udająca młodość, nadmiernie wystrojona i umalowana kobieta była odrażająca, bowiem przekraczała właściwą dla siebie miarę. Trudno powiedzieć, gdzie leżała granica młodości liczona wiekiem metrykalnym. Powszechnym podziwem cieszyła się np. generałowa Zajączkowa, której sposoby konserwowania urody przeszły do legendy. Do Marii Jadwigi Strumff zgłaszały się chcące przywrócić młodość pacjentki ponad czterdziestoletnie i sześćdziesięcioletnie. Masaż uchodził bowiem za środek przeciwdziałający starzeniu się. Miał wzmacniać pory skóry, poprawiać krążenie krwi i w ten sposób zapobiegać powstawaniu zmarszczek. Strumff dostrzegała desperację swoich pacjentek, ale hołdowała powszechnemu przekonaniu, że nie należy wykraczać poza właściwą sobie miarę. Łączyła kategorie moralne z estetycznymi. Zgodnie z oddziałującym na całą Europę wiktoriańskim kanonem urody, ceniła wygląd „naturalny”, zdrowy, ale świadczący o zadbaniu. W Wielkiej Brytanii, w drugiej połowie XIX wieku czasopisma kierowane do kobiet z warstw wyższych i średnich propagowały ideał „naturalnej” urody, z jasną, czystą cerą, bez przebarwień i zmian skórnych, z zadbanymi, długimi i gęstymi włosami. Atrakcyjny wygląd miał być oznaką zdrowia fizycznego i psychicznego. Korzystanie z gotowych produktów pielęgnacyjnych oraz z usług kosmetycznych stawało się standardem dbałości o ciało. „Polityka ciała” doby wiktoriańskiej (1837–1901), a następnie edwardiańskiej (1901–1910), oznaczająca praktyki i dyskursy służące kontrolowaniu i kształtowaniu społecznie akceptowanego wyglądu zakładała rozwój branży kosmetycznej oferującej usługi fryzjerskie i perukarskie, pedicure, manicure, kosmetykę twarzy, zabiegi przy użyciu elektryczności. Brytyjski „przemysł piękności” konkurował z francuskim i amerykańskim, a Brytyjki miały opinię kobiet bardzo zadbanych (Jessica P. Clark, The Business of Beauty: Gender and the Body in Modern London, London 2020). W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, w branży kosmetycznej karierę robiły kobiety (najbardziej znane to: Jeannette Pomeroy, Eleanor Adair, Anna Ruppert), bazując z jednej strony na profesjonalnej wiedzy, a z drugiej na zaufaniu klientek wynikającym z funkcjonowania we wspólnej kobiecej przestrzeni (Jessica P. Clark, „Clever ministrations”: regenerative beauty at the fin de siècle, Palgrave Communications 2017, t. 3, nr 1, 1–13). Obiektem troski i zabiegów kosmetycznych w przypadku kobiet długo pozostawała twarz i szyja. Do początku XX wieku kanon urody skoncentrowany był na wyglądzie twarzy. Przeniesienie punktu ciężkości na sylwetkę, a zwłaszcza na nogi nastąpiło dopiero, wraz ze zmianą mody, w latach 20. i 30. (Georges Vigarello, Historia urody, przeł. M. Falski, Warszawa 2011, s. 190–195). Wtedy też uznanie zyskała umiarkowana opalenizna. Wcześniej synonimem urody była twarz o regularnych rysach i jasnej, nieopalonej skórze, pozbawiona wszelkich znamion i zmian barwnikowych, takich jak piegi. Za szpecące uchodziły nie tylko liszaje, ale i zwykłe zaskórniaki czy wągry. Dlatego poradniki higieny i kosmetyki polecały domowe sposoby na usuwanie wszelkich zmian na skórze twarzy. Józef Bogdanik, autor Kultu piękności i zdrowia, opisywał zły wpływ na urodę nadmiernej czynności gruczołów łojowych. Podawał dokładną instrukcję „wygniatania” wągrów i zaskórniaków za pomocą paznokci albo kluczyka do nakręcania zegarka kieszonkowego (s. 18). Stanisław Breyer traktował piegi, prawdziwą zmorę młodych kobiet, jako stan chorobowy i zalecał intensywne leczenie, m.i. przy użyciu kompresów i nacierań na bazie ziół, migdałów, spirytusu, ogórków, poziomek i porzeczek (Lekarz domowy, Kraków 1911, s. 162). Za szczególnie szpecące uchodziły pojawiające się wraz z wiekiem zmiany na skórze twarzy: zmarszczki i plamy wątrobowe. W przypadku plam, oprócz nacierań i kompresów, Breyer zalecał radykalną dietę: rezygnację z kawy, herbaty i wszelkich trunków na rzecz naparu z bławatków lub rumianku. W obawie przed pogłębianiem się zmarszczek zalecał szczególne środki pielęgnacyjne dla skóry suchej. Doradzał, aby na noc smarować ją śmietanką, a myć kromką chleba pszennego namoczonego w wodzie deszczowej albo wywarem z otrębów pszennych (s. 143). Za doskonały środek pielęgnacji twarzy, służący profilaktyce zmarszczek, poprawieniu ukrwienia skóry i dodania jej świeżości uchodził masaż – wykonywany samodzielnie albo przez wykwalifikowaną masażystkę i najlepiej poprzedzony parówką. Oprócz masażu i domowych sposobów, przemysł kosmetyczny rozwijający się od drugiej połowy XIX wieku oferował maści i kremy mające zwalczać piegi i przebarwienia oraz zapobiegać zmarszczkom, a w ostateczności – puder maskujący niedoskonałości. Na ziemiach polskich prasa reklamowała na przykład puder Venus albo Poudre Velours. Jednak makijaż aż do lat 20. XX wieku, kojarzony z aktorkami i kobietami lekkich obyczajów, nie miał dobrej opinii. Praktyki upiększania podlegały wyraźnej ocenie moralnej, co zmieniło się wraz z popularyzacją wizji nowoczesnej kobiecości po I wojnie światowej (Kathy Peiss, Hope in a Jar: The Making of America’s Beauty Culture, Philadelphia 2011, s. 37). Przywiązanie do „świeżości” skóry sprawiało, że przedmiotem zainteresowania rozwijającej się od połowy XIX wieku kultury urody stały się dolegliwości i niedoskonałości ciała odbiegające od ukształtowanego standardu wyglądu (Historia ciała, t. 2: Od Rewolucji do I wojny światowej, red. A. Corbin, przeł. K. Belaid, T. Stróżyński, Gdańsk 2013). Kulturę urody upowszechniały zyskujące coraz większą popularność ilustrowane magazyny kobiece (na ziemiach polskich np. „Bluszcz” ukazujący się od 1865 roku, „Tygodnik Mód i Powieści” – od 1862 roku) oraz poradniki higieny (Hygjena piękności Paula Mantegazzy wydana w 1891 roku, Piękność i zdrowie: praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet Baronowej Staffe z 1894 roku). Kultura urody, połączona z dbałością o zdrowie i higienę ciała, wpływała na popularyzację i profesjonalizację usług kosmetycznych. Kobiety zaczęły zarabiać, zakładając gabinety kosmetyczne lub wykonując usługi w domach klientek. Ich oferta obejmowała zabiegi upiększające, m.in. masaż twarzy, okłady i kompresy oraz drobne zabiegi kosmetyki leczniczej służące usuwaniu dolegliwości takich jak odciski, nagniotki, zmiany skórne: krosty, liszaje, wysypki (Kathy Peiss, On Beauty… and the History of Business, „Enterprise & Society” 2000, t. 1, nr 3, s. 485–506). Maria Strumff została poproszona o usunięcie odcisku, uchodzącego za przypadłość wyjątkowo dokuczliwą. „Cóż to za kalectwo!” – pisała baronowa Staffe i podawała domowe sposoby na usuwanie odcisków: pocieranie pumeksem, kataplazmy z chleba z octem, okłady z fałszywej perły rozpuszczonej w occie oraz środki apteczne na bazie kwasu salicylowego. W prasie reklamowano „plastry Salvator” jako środek niwelujący odciski, zgrubiałą skórę, brodawki („Tygodnik Ilustrowany” 1887, nr 19). Maria Strumff często była proszona o „odmładzanie” dłoni. Ich delikatność stanowiła ważny element kobiecej atrakcyjności. Wraz z demokratyzacją kultury urody w literaturze poradnikowej oraz w prasie kobiecej zaczęły pojawiać się rady, jak dbać o dłonie podczas prac w gospodarstwie domowym. Zalecano osłanianie ich rękawiczkami, nacieranie i kremowanie, oraz unikanie zbyt częstego mycia. Ukształtowany w ciągu XIX wieku kanon kobiecej urody wyraźnie określał zasady dbałości o ciało, sprawiał, że stawało się ono obiektem coraz bardziej zaawansowanych zabiegów pielęgnacyjnych. W ten sposób sprzyjał profesjonalizacji branży kosmetycznej.

PROSTYTUCJA

PROSTYTUCJA. Język opisujący prostytuujące się kobiety był w XIX wieku niezwykle zróżnicowany, a zarazem odzwierciedlający stosunek do tego zjawiska. Najczęstsze było, uchodzące do dziś za neutralne, słowo „prostytutka”. Pejoratywnie nacechowane określenia, obecne także w tekstach publicystycznych, to: kurtyzany, kobiety lekkich obyczajów, damy z półświatka, kobiety publiczne, nierządnice, kobiety nierządne, kobiety upadłe, kobiety rozwiązłe, rozpustnice, ladacznice, kokoty, demimondki czy damy kameliowe. Nazwy nadawano zależnie od pozycji danej kobiety – na przykład słowa „kokota”, „demimondka” czy „dama kameliowa” oznaczały luksusowe prostytutki czy po prostu kobiety utrzymywane przez zamożnych kochanków. Kobiety takie mogły żyć równocześnie z kilkoma zamożnymi sponsorami lub utrzymywać z jednym długotrwałe relacje seksualne wręcz przypominające małżeństwo, oparte na wymianie (niekoniecznie tylko) seksu za koszty (często luksusowego) życia (utrzymanki). Te przeważnie zadbane kobiety miały pieniądze na usługi takie jak masaż. Pamiętnik Marii Jadwigi Strumff świadczy o tym, że była ona świadoma przynależności do tej kategorii niektórych jej pacjentek lub je o to podejrzewała. Prostytucja była na przełomie XIX i XX wieku na terenie zaboru rosyjskiego legalna, choć oczywiście otaczało ją społeczne tabu i prawne regulacje, których oficjalnym celem było zapobieganie chorobom wenerycznych, a nieoficjalnym – jak można przypuszczać – nękanie i stygmatyzowanie prostytutek. Reglamentacja prostytucji, z którą mamy wówczas do czynienia w zaborze rosyjskim, była rozpowszechnionym w Europie systemem kontroli prostytucji. Można było uprawiać ją w domach publicznych; prostytutki mogły być także zarejestrowane jako samodzielne, ale musiały regularnie uzyskiwać wpis do książeczki badań. Starano się je rejestrować i poddawać kontroli medycznej raz na dwa tygodnie. Jeśli w trakcie badania ginekologicznego zarejestrowana kobieta została uznana za chorą na syfilis lub inną chorobę weneryczną, kierowano ją na przymusowe leczenie do szpitala (w Warszawie był to szpital św. Łazarza). By otworzyć dom publiczny, trzeba było mieć pozwolenie władz miasta. Prostytutki miały prawo do środków czystości i ubrań; prawo zakazywało bicia ich i zmuszania do stosunku. Zatrudnianie dziewcząt poniżej osiemnastego roku życia było nielegalne, ale w praktyce nagminne. W domach publicznych Warszawy trzy czwarte dziewcząt miało od piętnastu do dziewiętnastu lat, a te pracujące na ulicy częściej były młodsze, nawet trzynastoletnie. Do dziewcząt w domach publicznych przychodził lekarz i badał je na miejscu, te pracujące samodzielnie musiały zgłosić się do szpitala, a jeśli tego nie zrobiły, na miejsce siłą doprowadzała je policja. Prawdziwy „problem” dla władz, policji i lekarzy stanowiły prostytutki „pokątne”, jak je nazywano, czyli kobiety, które dorabiały prostytucją do głodowych pensji w służbie czy szwalni. Według alarmistycznych artykułów prasowych kobiet tych miało być nawet pięćdziesiąt tysięcy w samej Warszawie, choć z danych, które publikowała „Gazeta Lekarska” w 1871 roku, ze szpitala zajmującego się leczeniem chorób wenerycznych w Warszawie, wynika, że w latach 1867–1869 liczba prostytutek w Warszawie zwiększyła się z 727 do 967. Według Franciszka Giedroycia, lekarza ze szpitala wenerycznego św. Łazarza w Warszawie, opierającego się na księgach szpitalnych i wykazie Komitetu Lekarsko-Policyjnego, w latach 1882–1890 w mieście pracowało około 1,400 lub 1,900 kobiet, z czego większość (np. w 1890 roku 80%) samodzielnie. Większość dziennikarzy i aktywistów uległa panice moralnej. Przekonywali o ogromnej liczbie prostytutek pracujących w Warszawie, opierając się na zupełnie niewiarygodnych statystykach. Od lat 60. XIX wieku istniały zorganizowane w każdym powiecie Komisje Lekarsko-Policyjne, które zajmowały się prowadzeniem obław na „rozpustne kobiety”. Specjalne komitety policyjne inwigilowały kobiety z klas niższych, a te najbardziej według nich podejrzane aresztowano. Każda kobieta, która spacerowała po ulicy sama, a tym bardziej po zmroku, mogła być posądzona o pokątną prostytucję i doprowadzona na przymusowe badanie do najbliższego lazaretu, a następnie aresztowana lub wychłostana. Kobiety z klasy robotniczej, które zostały uwiedzione albo zgwałcone, często nie widziały innej drogi zarobkowania niż prostytucja. Opinia publiczna była bezlitosna, podobnie jak prawo. „Reglamentacja traktuje kobietę jak rzecz” – pisała Maria Turzyma, redaktorka naczelna „Nowego Słowa” – „tu panem życia i śmierci dla kobiety jest policjant. Jeśli raz jeden dostała się w ręce policji, już jest żywcem pogrzebana” (I Zjazd Kobiet, „Nowe Słowo” 1905, nr 20.) Do takiego rejestru łatwo było trafić, wypisać się z niego prawie się nie dało. Większość legalnych prostytutek stanowiły młode dziewczyny z proletariatu. „Pracownica ma dwie drogi do wyboru” – pisał w feministycznym „Nowym Słowie” lekarz Stanisław Kelles-Krauz – „nędzę lub sprzedawanie swego ciała. Wybiera zwykle tę ostatnią i wstępuje też do szeregu prostytutek” (Półśrodki, „Nowe Słowo” 1902, nr 19, s. 458.) Według dostępnych danych statystycznych, opublikowanych w 1889 roku przez rosyjski Centralny Komitet Statystyczny, prostytutki często były sierotami, które straciły przynajmniej jednego rodzica. Na ogół kobiety pracowały w tym zawodzie krótko. W 1889 roku w Królestwie Polskim ponad 70% dziewczyn pracowało w zawodzie mniej niż pięć lat. Narracja na temat powodów podjęcia tej pracy zwykle dzieliła się na dwa nurty. W jednym twierdzono, że prostytutki to kobiety zepsute moralnie, które do podjęcia tego zawodu pcha wrodzona rozwiązłość, lenistwo i niezdolność do myślenia perspektywicznego. Kobiety dobrowolnie świadczące usługi seksualne za pieniądze były w dyskursie publicznym i medycznym często oskarżanie o choroby psychiczne, szczególnie moral insanity – czyli brak zdolności do rozumienia i działania w zgodzie z wartościami moralnymi i histerię. Pisali o tym lekarze, specjaliści od zdrowia publicznego, tacy jak Franciszek Giedroyć, i lekarze zajmujący się opieką nad prostytutkami, jak Maria Grzywo-Dąbrowska. Teorie moral insanity pojawiały się w tekstach kryminologów antropologicznych, takich jak Cesare Lombroso albo Paulina i Benjamin Tarnowscy. W kontrdyskursie (przyjmowanym szczególnie przez emancypantki) prostytutki przedstawiano jako ofiary nędzy i głodu, a często także oszustw „handlarzy żywym towarem”, czyli mężczyzn (zwykle Żydów), rekrutujących młode dziewczyny do pracy za granicą, a następnie sprzedających je do domów publicznych. W rozumieniu emancypantek prostytutka zawsze była ofiarą – wskutek okoliczności czy wprost – z powodu męskiego pożądania i patriarchalnej kultury. Należało jej pomóc porzucić tę profesję. Jednocześnie w dyskursie tym prostytutki, szczególnie te z klasy robotniczej, umożliwiały mężom kobiet z klasy wyższej zaspokajać swoje potrzeby seksualne poza domem. W tym sensie wspierały zwalczaną przez emancypantki „podwójną moralność”. Przy okazji także prostytutki oskarżane były o roznoszenie chorób przenoszonych drogą płciową, czyli bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia mieszczańskich żon i ich dzieci. Ta wieloczynnikowa diagnoza społeczna sprawiała, że, jak pisała Magdalena Gawin, „feministki były bez wyjątku zwolenniczkami abolicji. Chciały zamknięcia domów publicznych, zaostrzenia kar dla stręczycieli i szeroko zakrojonych kampanii społecznych zwiększających świadomość społeczną w tym temacie”. Prostytutki nazywano także „białymi niewolnicami”, by podkreślić, że ich los był równie fatalny jak los czarnych niewolników w krajach takich jak Stany Zjednoczone. „Białe niewolnice” miały być ofiarami „handlu żywym towarem”, czyli wywożenia przez zorganizowane grupy przestępcze niczego niepodejrzewających młodych kobiet do przymusowej pracy seksualnej w Ameryce Południowej i Stanach Zjednoczonych. Panika związana z „handlem żywym towarem” miała wydźwięk antysemicki, ponieważ o porwania oskarżano zwykle polskich Żydów. O „niewolnicach” pisano też, by podkreślić ich rozpaczliwe położenie (zgodnie z narracją, że powodem tej profesji jest jedynie nędza albo choroba psychiczna). Stanisław Kijewski stwierdził w feministycznym „Sterze” w 1910 roku: „współczesna biała niewolnica to biedna istota ludzka, pozbawiona godności, szacunku i wszelkich środków do uczciwego, normalnego życia. To ta nieszczęsna, pohańbiona prostytutka, o której się nie mówi w przyzwoitym towarzystwie, która odepchnięta i wzgardzona rzuconą jest w niewolę z jednej strony […] nędzy, chłodu i głodu, a z drugiej – w niewolę chuci zmysłowej współczesnego mężczyzny” (Z życia współczesnej niewolnicy, „Ster” 1910, nr 11–12, s. 358). Refleksja Zofii Nałkowskiej, w jej debiutanckiej powieści Kobiety, różni się od narracji znanych z prasy: „Przecież to bardzo proste: kokota sprzedaje się jednorazowo – i lub choćby na dłużej, ale z zastrzeżeniem pewnej swobody, urlopów i możnością zerwania w każdej chwili, kobieta porządna sprzedaje się na całe życie, bez żadnej nadziei wybawienia – rozwodu nie można brać w rachubę, dlatego chociażby, że rozwódka jest już źle widziana przez kobiety porządne… Zwyczajna prostytutka, nawet pensjonarka z domu publicznego, ma swego alfonsa, jakieś azylum szczerej, prawdziwej, bezinteresownej z jej strony miłości – kobieta porządna, przeciętna pod grozą utraty utrzymania nie może sobie pozwolić na kochanka. Różnica moralna polega na tym, że ta posiada jednego mężczyznę i szacunek ludzki, a ta wielu – i ludzką pogardę (chociaż do śmierci nie zrozumiem, jaki logiczny związek zachodzić może między ilością kochanków i żądaniem poszanowania w kobiecie praw ludzkich), i że dalej o zdrowie prostytutki dba policja, a o zdrowie żony, zarażonej przez męża, nie troszczy się nikt, że pierwsza umrzeć może na syfilis, a druga przy dziecku – albo – o ile z powodu braku posagu nie dostanie męża – na blednicę czy suchoty” (Kobiety, Warszawa 1976, s. 121–122; A. Dubrowski, Prostitucija v Rossijskoj imperiipo obsledovaniju 1-go avgusta 1889 g., S. Petersburg 1891; Magdalena Gawin, Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego, Warszawa 2003; Franciszek Giedroyć, Prostytutki jako źródło chorób wenerycznych w Warszawie (w ciągu ostatnich lat kilku), Warszawa 1892; Jolanta Sikorska-Kulesza, Zło tolerowane. Prostytucja w Królestwie Polskim w XIX wieku, Warszawa 2004; Alicja Urbanik-Kopeć, Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich, Warszawa 2021).

MASAŻ

MASAŻ. Masaż, określany głównie terminem „mięsienie”, był w XIX wieku kategorią pojemną. Przede wszystkim oznaczał zabieg należący do standardu dbałości o ciało. Miał leczyć melancholię, poprawiać samopoczucie, a w przypadku kobiet – służyć zachowaniu urody i zapobieganiu oznakom starzenia się. Baronowa Staffe (Piękność i zdrowie: praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet, Warszawa 1894, s. 29) traktowała go jako rutynowy zabieg kosmetyczny stosowany bezpośrednio po kąpieli w celu „wzmocnienia porów” skóry. Miał być wykonywany przez masażystkę albo służącą, natomiast osobom, które nie chciały korzystać z takich usług, polecała zastąpić go nacieraniem ciała szczotką albo dłonią w szorstkiej rękawiczce. Według Anny Fischer-Dückelmann (Pielęgnowanie urody: co kobieta czynić powinna, aby być piękną i zdrową: rady praktyczne z wieloma rycinami, Toledo 1912, s. 25) dbająca o urodę kobieta powinna „corocznie przynajmniej przez 14 dni poddać się delikatnemu mięsieniu, a zarazem natrzeć dobrymi i perfumowanymi tłuszczami”. Mięsienie twarzy autorka sugerowała natomiast poprzedzić „parowaniem” oraz uzupełnić nacieraniem tłuszczami. Masaż służący pielęgnacji urody wykonywany był przede wszystkim w domu. W uzdrowiskach i kąpieliskach towarzyszył hydroterapii, a od lat 80. XIX wieku znalazł się w ofercie europejskich gabinetów kosmetycznych. Wykonywany był zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety. Odwoływano się przy tym do tradycji wschodniej, a dokładniej do „wyobrażonego orientu”, niosącego ze sobą ładunek erotyzmu, ucieleśniającego to, co naruszało zasady przyzwoitości funkcjonujące w mieszczańskiej kulturze europejskiej (Linda Nochlin, The Imaginary Orient, w: The Politics of Vision: Essays on Nineteenth Century Art and Society, New York 1989, s. 44). Z tego powodu w przypadku kobiet zawód nie cieszył się dużym prestiżem. W XX wieku masaż kosmetyczny uległ profesjonalizacji. Można było uczyć się go, obok masażu leczniczego, w szkołach i na specjalistycznych kursach. Dyplom warszawskiej Szkoły Kosmetyki i Masażu Leczniczego Marii Kasperskiej dawał uprawnienia do otwarcia własnego gabinetu kosmetycznego. W reklamach gabinetów oferujących masaż podkreślano jego walory terapeutyczne oraz fakt nadzoru lekarskiego nad zabiegami. Maria Strumff odnosi się do masażu traktowanego jako gałąź medycyny. Również określano go jako „mięsienie”, a termin masaż został spopularyzowany dopiero pod koniec stulecia przez Izydora Zabłudowskiego (1851–1906). „Mięsienie” zaliczano do terapeutycznych „ruchów biernych”. „Przez mięsienie w znaczeniu lekarskim rozumiemy oddzielną grupę manipulacji mechanicznych jak pocieranie, ugniatanie, uciskanie, wstrząsanie itp. za pomocą których staramy się usunąć pewne cierpienia miejscowe” – pisał na łamach „Medycyny” doktor Stefan Smoleński, kierownik zakładu wodoleczniczego w Jaworzu (S. Smoleński, Kilka słów o mięsieniu, „Medycyna” 1883, nr 19). Rozkwit masażu medycznego w Europie nastąpił na początku XIX wieku dzięki lekarzom szwedzkim. Należeli do nich: Per Henrik Ling (1776–1839) twórca systemu gimnastyki szwedzkiej, Thure Brandt (1809–1895) – twórca masażu ginekologicznego, Gustaw Jonas Zander (1835–1920) – propagator gimnastyki z użyciem przyrządów łączonej z masażem określonych grup mięśniowych. Masaż w połączeniu z gimnastyką oraz jako uzupełnienie leczenia obrzęków, chorób stawów i układu oddechowego od XIX wieku popularny był w europejskich uzdrowiskach, zakładach balneologicznych i przyrodoleczniczych. W 1890 roku brytyjski lekarz William Murell (1853–1912) wprowadził wyraźne rozróżnienie na masaż medyczny i profilaktyczny. Dzięki holenderskiemu lekarzowi Johnowi Mezgerowi (1839–1909) masaż stał się elementem leczenia w klinikach chirurgicznych, a później na innych oddziałach szpitalnych. Jego uczeń, profesor Uniwersytetu w Berlinie Izydor Zabłudowski (1851–1906), jako kierownik tamtejszego Zakładu Masażu Leczniczego prowadził badania nad wpływem „mięsienia” na układ krążenia oraz na przemianę materii. Doprowadził do zrównania masażu z innymi dziedzinami medycyny na poziomie uniwersyteckim i w 1886 roku otrzymał tytuł profesora masażu (Leszek Magiera, Historia masażu w zarysie, Kraków 2007). Masaż stosowany był także w leczeniu chorób psychosomatycznych. Pod koniec XIX wieku Freud polecał masaż macicy jako alternatywę dla współżycia małżeńskiego w przypadku kobiecej histerii (Rosemary H. Balsam, Freud, The Birthing Body, and Modern Life, „Journal of the American Psychoanalytic Association” 2017, nr 65). Na terenie imperium rosyjskiego masaż medyczny odwoływał się zarówno do nowoczesnej idei kultury fizycznej, jak i do rodzimych tradycji. W 1876 roku Wiaczesław Auksentowicz Manassein czynił starania o wprowadzenie kursu gimnastyki i masażu w Wojskowej Akademii Medycznej w Petersburgu. Na ziemiach polskich od 1875 roku doktor Alfred Obaliński (1843–1898), ordynator oddziału chirurgicznego szpitala św. Łazarza w Krakowie, stosował masaż przy leczeniu bólów, obrzęków i wybroczyn podskórnych stawu kolanowego. Doktor Henryk Jordan (1842–1907) był propagatorem masażu w leczeniu schorzeń ginekologicznych. Doktor Zygmunt Ashkenazy, lekarz chorób kobiecych, propagował „leczenie gimnastyczne szwedzkie” połączone z „mięsieniem” jako środek profilaktyczny oraz jako metodę leczenia „schorzałego ustroju” (Leczenie ruchowe i mięsienie [Massage], Lwów 1892, s. 9). Sam leczył masażem pacjentki w Szpitalu Powszechnym oraz w prywatnym gabinecie przy ulicy Mikołaja 11 we Lwowie, a od maja do października także w Cesarsko-Królewskim Zakładzie Zdrojowym w Krynicy Zdroju. Askhenazy był przeciwnikiem stosowania masażu wibracyjnego w leczeniu histerii. Na ziemiach polskich nauka masażu nie była elementem kursu medycyny. Od 1906 roku masażu leczniczego można było się uczyć w Szkole Gimnastyki Szwedzkiej i Masażu założonej w Warszawie przez Helenę Kuczalską (1854–1927).

PORNOGRAFIA

PORNOGRAFIA. Wiek XIX zmienił oblicze pornografii. Po pierwsze, w wyniku zapoczątkowanych przez wielką rewolucję francuską przemian społecznych, nastąpiła jej demokratyzacja. „Nieprzyzwoite” książki i obrazy przestały być rozrywką przeznaczoną tylko dla elit intelektualnych, a dodatkowo po 1830 roku materiały te utraciły funkcję satyry politycznej. Po drugie, upowszechnienie wynalazku fotografii doprowadziło do zmiany wyobrażeń pornograficznych. Pierwsze wizerunki nagich albo częściowo obnażonych ciał były starannie wyretuszowane, czasem ręcznie kolorowane, ale, co radykalnie zmieniało sposób odbioru – oferowały złudzenie realizmu. Od lat 60. coraz bardziej dosadna obsceniczność wkomponowywała się w europejską kulturę masową (Historia ciała, t. 2: Od Rewolucji do I wojny światowej, red. A. Corbain, przeł. K. Belaid i T. Stróżyński, Gdańsk 2013, s. 163), a udoskonalona dzięki postępowi techniki fotograficznej produkcja erotycznych widokówek zaczęła przynosić duże dochody. Firmy wydawnicze specjalizujące się w literaturze kierowanej do odbiorców z warstw ludowych włączały do swojego repertuaru opowiadania, zbiory piosenek i wierszy o charakterze erotycznym. Pod koniec stulecia rozwinęła się produkcja śmiałej, „twardej” pornografii, wykorzystującej fetyszyzm medyczny i kolonialny, wątki masochistyczne i przemoc. Już na przełomie XIX i XX wieku pojawiły się pierwsze filmy pornograficzne (Lech M. Nijakowski, Pornografia. Historia, znaczenie, gatunki, Warszawa 2010). Wydawnictwa o charakterze pornograficznym, zdjęcia i pocztówki kolportowane były poza obiegiem oficjalnym, przez obnośnych handlarzy, ale także przez antykwariuszy i księgarzy. Upowszechnienie pornografii nie łączyło się z liberalizacją cenzury obyczajowej. Przeciwnie, pociągało za sobą powstawanie instytucji i organizacji społecznych zaangażowanych w jej zwalczanie, domagających się zaostrzenia przepisów cenzorskich. Panika moralna panująca w całej Europie w epoce wiktoriańskiej (1837–1901) łączyła pornografię z onanizmem, uważanym za występek wobec moralności i społeczeństwa. Zgodnie z zasadami XIX-wiecznej biowładzy (Michel Foucault, Historia seksualności, przeł. B. Banasiak, T. Komendant i K. Matuszewski, Warszawa 1995) autoerotyzm i napędzająca go pornografia, godziły w zasadę podporządkowania jednostki ogółowi, osłabiały morale zbiorowości. Potrzebę zwalczania pornografii zgłaszali nie tylko duchowni moraliści, ale także lekarze i higieniści, a od początku XX wieku stało się to argumentem używanym przez eugeników. Rewolucja 1905 roku na ziemiach polskich przyczyniła się do rozwoju ruchów propagujących wstrzemięźliwość i tzw. higienę moralną (Magdalena Gawin, Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego, Warszawa 2013, s. 62). Ich działacze, między innymi Leon Wernic (1870–1953) i Augustyn Wróblewski (1866–1913), łączyli kwestię odzyskania niepodległości z koniecznością odrodzenia moralnego. W 1905 roku ukazał się pierwszy numer „Czystości” – dodatku do feministycznego „Nowego Słowa” (1902–1907), w którym Wernic i Wróblewski przedstawiali ideę nowego porządku etycznego. Największe zagrożenie upatrywali w pornografii i prostytucji jako wiodących do rozpasania seksualnego. Tutaj byli zgodni z katolickimi moralistami, dla których pornografia była gangreną „żrącą społeczeństwo i podcinającą je w zarodku u samego pnia” (Adam Konopka, O zapobieżeniu pornografii, Kraków 1911, s. 1). W okresie dwudziestolecia międzywojennego oskarżenie o szerzenie pornografii stało się elementem dyskursu antysemickiego.

LESBIJSKOŚĆ

LESBIJSKOŚĆ. Niemożliwe jest jednoznaczne zdefiniowanie orientacji i tożsamości psychoseksualnej Jadwigi Strumff. Odpowiednim terminem prawdopodobnie byłby biseksualizm, lecz autorka pamiętnika kilkakrotnie wspomina, że nie pociągają jej mężczyźni. Nie interesowała się nimi przede wszystkim z powodu niesatysfakcjonującego pożycia z mężem. Maria uważała, że Hipolit Strumff miał przyjemną powierzchowność, niekonfliktowe usposobienie, lecz jego małżeńskie praktyki seksualne były brutalne, egoistyczne i od początku pozbawione zalotnej finezji. Z kolei jej intymne kontakty z kobietami wskazywałyby na preferencje homoseksualne – była postrzegana przez siebie i pacjentki jako kobieta nie mająca „w sobie nic kobiecego”. Jednak wznowienia relacji seksualnych z mężem, którego kochała (mimo że opuścił ją i dzieci po swoim bankructwie), nie potwierdzają lesbianizmu Strumff, choć miała dwa dłuższe związki z kobietami i wiele krótszych. Przedkładała naukę, poezję, malarstwo nad ziemską namiętność. A jej pierwsza pacjentka, naga i piękna „jak marmurowa statua”, wywołała w niej estetyczny i zapewne też erotyczny zachwyt. Wydaje się, że doświadczenia seksualne, tożsamości i orientacje psychoseksualne oraz kulturowe role płciowe nie powinny być zamykane we wzorcu aktualnie uzewnętrznianego pożądania ani definiowane według realizowanego w danym czasie scenariusza gwałtownych uczuć. W przypadku Marii Strumff plastyczność miłosnego i seksualnego pragnienia jest potwierdzeniem zmienności genderowych oraz subtelnie skomplikowanej kwestii obejmującej bi-, homo- i heteroseksualność. Aby ominąć pułapkę podziałów i kategoryzacji, należałoby podkreślić transformacyjną moc pożądania, płynną orientację seksualną oraz rozległy zakres tożsamości seksualnej, zwracając jednocześnie uwagę na historyczny aspekt jej pamiętnika pisanego na przełomie XIX i XX w., kiedy większość współczesnych pojęć nie funkcjonowała w przestrzeni publicznej ani prywatnej.

PODWÓJNE STANDARDY

PODWÓJNE STANDARDY. Obserwacje Marii Strumff są zaskakująco zgodne z postrzeganiem stanu rzeczy na przełomie wieków przez wiele kobiet ze środowiska emancypacyjnego. Izabela Moszczeńska, autorka książki Czego nie wiemy o naszych synach z 1904 roku, rozpisywała się o podwójnej moralności młodych mężczyzn. Opierała swój tekst na badaniach ankietowych przeprowadzonych w 1899 i 1903 roku wśród warszawskich studentów, którzy przyznawali, że nie utrzymują celibatu do ślubu. Większość rozpoczęła życie seksualne między piętnastym a siedemnastym rokiem życia i miewała stosunki seksualne, najczęściej ze służącymi lub prostytutkami. Moszczeńska pisała zniesmaczona: „Iluż istnieje takich, dla których rozpusta nazywa się młodzieńczą werwą, uwiedzenie – szczęściem dla kobiety, zdradzenie żony – sprytnym figlem, a prostytucja – złem koniecznym? […] Na tym punkcie, u nas zwłaszcza w pewnych sferach towarzyskich, istnieje wprost epidemiczny zanik zmysłu moralnego, idący w parze z przekonaniem, że naturalny porządek rzeczy wymaga, by istniały pewne grupy ludzi pozbawione praw ludzkich i niewarte żadnych względów, a żyjące tylko dla użytku, rozrywki lub wygody ludzi uprzywilejowanych” (Czego nie wiemy o naszych synach, Warszawa 1904, s. 10). Prawie w tym samym czasie Zofia Nałkowska, w słynnej przemowie w 1907 roku na Zjeździe Kobiet (Uwagi o etycznych zadaniach ruchu kobiecego. Przemówienie wygłoszone na Zjeździe Kobiet Polskich, w: A. Górnicka-Boratyńska, Chcemy całego życia. Antologia polskich tekstów feministycznych z lat 1870–1939, Warszawa 2019) obnażała władzę podwójnych standardów, podzielanych także przez kobiety, wierzące, że dzielą się na te przyzwoite, z dobrego towarzystwa (niewinne panny i żony) oraz te upadłe (prostytutki, kokoty, kobiety uwiedzione, matki z nieślubnymi dziećmi), które nie mają na Zjeździe swojej reprezentacji. Nałkowska wskazywała, że podwójne standardy moralne skazują kobiety na życie połowiczne: „przyzwoite” są szanowane za cenę kastracji seksualnej, „upadłe” znają rozkosz, ale są pozbawione szacunku społecznego. Wzywała w związku z tym kobiety do wzniesienia się ponad podziały ustanowione przez mężczyzn, służące ich władzy i wygodzie. Z jednej strony żona zapewnia im legalne potomstwo i stałość małżeńską, z drugiej – zaznają oni przyjemności zmysłowej poza małżeństwem, z „kobietami upadłymi” – uwiedzionymi, utrzymankami, prostytutkami. Te podwójne standardy feministki drugiej fali uznały za podstawę patriarchatu. Luce Irigaray w rozprawie Rynek kobiet („Przegląd Filozoficzno-Literacki” 2003, nr 1, s.15–30, przeł. A. Araszkiewicz) ukazuje, że kobieta w patriarchacie musi zająć jedną z trzech pozycji – dziewicy, żony lub prostytutki. Na rynku seksualnym obecne są „dziewice”, przeznaczone do zamążpójścia, i „prostytutki”. Kobiety, które miały przedmałżeński stosunek seksualny, czyli „kobiety upadłe”, odpowiadają statusowi „wybrakowanego towaru” w handlu innymi dobrami. Często odtąd nie mają przed sobą innej drogi życiowej niż dalsze prostytuowanie się, będące dla nich jedynym możliwym źródłem dochodu. Aktywność seksualna (młodych) mężczyzn, choć przecież także jest katechizmowym grzechem, nie spotyka się natomiast ze stanowczym potępieniem – jest tolerowana na wpół jawna i na wiele sposobów usprawiedliwiana – np. przekonaniem, że młodzi mężczyźni nie mogą zapanować nad silniejszym niż w przypadku kobiet pociągiem seksualnym. Pociąg taki w przypadku kobiet jest natomiast uznawany za niezgodny z naturą, perwersyjny lub patologiczny.

HISTERIA

HISTERIA. Maria Strumff, klasyfikując swoje pacjentki jako histeryczki, wskazywała na ich dziwne zachowanie, nadmierne pobudzenie seksualne, skłonność do czerwienienia się, powtarzając w ten sposób funkcjonujący w popularnym piśmiennictwie medycznym obraz kobiecej neurozy ściśle związanej z seksualnością. Strumff podzielała wciąż popularny na przełomie XIX i XX wieku pogląd, że histeria była przypadłością przede wszystkim kobiecą. Był on zgodny z ówczesnym stanem wiedzy medycznej, wedle którego histeria była odmianą neurozy kobiecej, podczas gdy hipochondria – męskiej. Teorie na temat histerii jako dolegliwości wynikającej z przemieszczania się „wysuszonej macicy” w ciele kobiecym rozwijane były od starożytności. Począwszy od końca XVIII wieku, pod wpływem obserwacji empirycznych oraz rozwoju wiedzy o kobiecej anatomii, dolegliwości histeryczne zaczęto łączyć z zaburzeniem nerwów, uznawanym za częściej występujące w przypadku kobiet. Wtedy też histeria stała się tematem modnym w piśmiennictwie medycznym (Elżbieta Nowosielska, Melancholia, szaleństwo i inne „choroby głowy” w Rzeczypospolitej w XVII i XVIII wieku, Warszawa 2021, s. 119). Wiek XIX przyniósł przejęcie przez dyskurs medyczny wyidealizowanego obrazu kobiety jako istoty wrażliwej i słabej, dla której niebezpieczne były wszelkie zakłócenia równowagi (Etienne Trillat, Historia histerii, Wrocław 1993, s. 88). W 1818 roku Jean-Baptiste Louyer-Villermay na około pięćdziesięciu stronach Dictionnaire des sciences médicales (Paryż 1812) definiował histerię, łącząc ją z „typowo kobiecą” delikatnością oraz z zaburzeniami funkcjonowania macicy. Obok samego terminu histeria, posługiwał się jej synonimami, takimi jak: histeralgia, namiętność i uczuciowość histeryczna, nerwica macicy, zapalenie macicy, uduszenie macicy czy „wniebowstąpienie łona”. Wszystkie te terminy lokowały się w tradycji opisu patologii funkcjonowania organizmu (Sabine Arnaud, L’invention del’hystérie au temps des Lumières (1670–1820), Paris 2014, s. 11). Tworząc kliniczny opis ataku histerycznego, Louyer-Villermay wskazywał na jego podobieństwo do apopleksji. Wyróżnił kolejne etapy: aurę, fazę drgawkową, zaburzenia świadomości ze stanem delirycznym i różnej mocy urojeniami, koniec ataku z wydaleniem dużej ilości jasnego moczu oraz wydzieliny pochwowo-macicznej, czemu towarzyszy orgazm. Ponieważ jego zdaniem przyczyna histerii leżała w narzuconej lub dobrowolnej wstrzemięźliwości wiodącej do zaburzeń funkcjonowania macicy, jako remedium zalecał prowadzenie „uporządkowanego” życia seksualnego, z regularnymi stosunkami. Wśród czynników ryzyka predestynujących do histerii wyliczał: nerwowy temperament, miękkie i „zniewieściałe” wychowanie, „układ maciczny gorący i lubieżny”, serce zbyt czułe, siedzący tryb życia, zbyt długie przebywanie w ciepłym łóżku. Dodawał, że szczególnie narażone są kobiety o smagłej cerze, oczach „czarnych i żywych”, wydatnych ustach, białych zębach, bujnych włosach. Wierny konserwatywnemu przekonaniu o konieczności kontrolowania kobiecej seksualności, zalecał „kurację moralną” i sugerował, aby umysł histeryczki kierować ku ideałom religii i „zdrowia moralnego” (Etienne Trillat, Historia histerii, s. 88). Związki histerii z przeżyciami psychicznymi, z duchowością, a z drugiej strony – z seksualnością sprawiały, że zarówno w piśmiennictwie medycznym, jak i w publicystyce i literaturze XIX wieku stała się ona metaforą lęków i oczekiwań kulturowych w stosunku do kobiet, wręcz służąc ich mitologizacji (Janet L. Beizer, Ventriloquized Bodies: Narratives of Hysteria in Nineteenth-century France, Ithaca 1994, s. 35). Do „teorii macicznej”, w drugiej połowie stulecia porzuconej na rzecz badań nad środowiskiem społecznym, trybem życia, wcześniejszymi przeżyciami oraz nad funkcjonowaniem umysłu w stanie hipnozy i ekstazy religijnej, powrócił Jean-Martin Charcot. Jego interpretacja nie ograniczała się jednak do szukania źródeł histerii w braku stosunków seksualnych. Histeria była dla niego przypadłością neurologiczną. Wyróżniał histerię naturalną i sztuczną (wywołaną na przykład w stanie hipnozy, w letargu) oraz pourazową, którą diagnozował także u mężczyzn. W 1870 roku Charcot stworzył kliniczny obraz „wielkiej histerii”, składającej się z czterech faz: zwiastuna ataku (mógł nim być ból w okolicy jajników), ataku właściwego z krzykiem, bladością, utratą świadomości i upadkiem, po którym następowało zesztywnienie mięśni, fazy klonicznej lub błazeńskiej z zamaszystymi ruchami, skrętami ciała, teatralnymi gestami, fazy rozluźnienia ze szlochem, płaczem, śmiechem. Prowadzone na ordynowanym przez niego oddziale paryskiej kliniki Salpêtrière pokazy ataków histerycznych cieszyły się popularnością wśród publiczności, a zadaniem utworzonego na jego polecenie laboratorium fotograficznego było dokumentowanie symptomów schorzenia. Mimo, że Charcot opisywał histerię jako zjawisko wielowymiarowe, wskutek jego badań ponownie została ona połączona z kobiecą seksualnością (Adrianna Alksnin, Augustine: króliczek Charcota, „Teksty Drugie” 2014, nr 1, s. 315). Błędna interpretacja jego prac w Stanach Zjednoczonych doprowadziła do prawdziwej epidemii wycinania jajników. Przełom w badaniach nad histerią przyniosły badania Freuda oraz rozwój psychoanalizy. W dalszym ciągu jednak aktualne pozostawało utożsamienie jej z kobiecością. Na ziemiach polskich wiedzę na temat histerii popularyzowały tłumaczenia zagranicznych prac medycznych, przede wszystkim francuskich, oraz prace oryginalne rodzimych autorów. Powtarzano w nich pogląd o płciowym uwarunkowaniu zaburzeń psychicznych, przypisujący kobietom histerię maciczną, natomiast mężczyznom – hipochondrię (Elżbieta Nowosielska, Melancholia, szaleństwo i inne…, s. 121). Teoria o związku histerii z niekontrolowaną seksualnością i zaburzeniami funkcjonowania macicy utrzymywała się jeszcze na początku XX wieku. Stanisław Kurkiewicz wyróżniał typ „osób macinniczych” czyli histerycznych, których „płciopopęd” gwałtowny i „niecierpliwy” przybierał „dziwaczne formy” (Z docieków [studiów] nad życiem płciowem. Luźne osnowy [tematy], Kraków 1905, s. 7). Natomiast Stanisław Breyer źródło „kolek histerycznych’ widział w organach płciowych, samą histerię opisując jako dolegliwość „prawie wyłącznie” kobiecą, wynikającą z „rozdrażnienia nerwów” (Lekarz domowy Kraków 1911, s. 135).

MANICURE

MANICURE. Termin manicure wszedł do powszechnego obiegu pod koniec XIX wieku, kiedy w poradnictwie dotyczącym higieny i pielęgnacji ciała zaczęto podkreślać potrzebę nadania formy paznokciom dłoni. Oznaczał on zabiegi obejmujące przycinanie paznokci, modelowanie ich kształtu, wygładzanie i polerowanie. W modzie były paznokcie o naturalnym odcieniu, dobrze wypolerowane, lekko błyszczące. Dbano o nie przede wszystkim domowymi sposobami. XIX-wieczne książki kucharskie i poradniki domowe zawierały przepisy na „farby” nadające paznokciom pożądany różowy odcień. Wyrabiano je na bazie tlenku cyny, karminu, lawendy i olejku bergamotowego. W latach 70. XIX wieku w Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej w sprzedaży zaczęły pojawiać się gotowe „proszki polerujące”, jak na przykład Hyglo Nail Polish Paste firmy Graf (Lisa Eldridge, Face paint: historia makijażu, przeł. B. Zandman, Kraków 2017). Na ziemiach polskich na początku XX wieku firma Paszkowskiego reklamowała „błyszczyk do paznokci”. Warszawskie Laboratorium Chemiczne produkowało natomiast pastę do „emaliowania paznokci” („Kosmetyka” 1904). Produkcją środków do pielęgnacji paznokci zajmowało się wielu pomniejszych wytwórców, wykorzystując do tego celu rozmaite składniki. Dopiero w połowie lat 30. XX wieku została ona objęta nadzorem farmaceutycznym (Wioleta Jankowiak, Kosmetyki w praktyce aptecznej i przemysłowej na ziemiach polskich do roku 1939, rozprawa doktorska, Poznań 2015, s. 78). Pierwsze kolorowe lakiery do paznokci pojawiły się w latach 20. wraz z upowszechnieniem szybkoschnącej nitrocelulozy, używanej pierwotnie do lakierowania samochodów. Od początku XX wieku zaczęły upowszechniać się przyrządy do pielęgnacji paznokci: nożyczki i pilniki, a w 1917 roku powstał pierwszy zestaw do domowego manicure. Jednocześnie, zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn popularność zyskiwało korzystanie z usług profesjonalistów. Zajmowały się tym przede wszystkim kobiety – pracujące w domach klientów, a z czasem coraz częściej w salonach kosmetycznych. Zawód manicurzystki był słabo płatny i od początku nie cieszył się dobrą opinią. Manicurzystki były oskarżane o niedbałość, plotkarstwo i drobne kradzieże. Praca w salonie kosmetycznym miała ponadto sprzyjać rozluźnieniu obyczajów. A ponieważ z usług manicurzystek korzystali również mężczyźni – zawód kojarzony był z pokątną prostytucją (Julie A. Willett, „Hands Across the Table”: A Short History of the Manicurist in the Twentieth Century, „Journal of Women’s History” 2005, nr 3, s. 61–63). W dwudziestoleciu międzywojennym polska prasa kobieca krytykowała krzywdzące stereotypy narosłe wokół manicurzystek, a ich męską klientelę oskarżała o „nagabywanie” (np. Cecylia Niemyska, Zły fach, „Kobieta Współczesna” 1930, nr 2; Danuta Zierska, Manicurzystka chce być sobą!, „Wiadomości Kobiece” 1934, nr 37). W 1931 roku Tadeusz Boy-Żeleński zwracał uwagę na mizerię zawodu, pisząc o „girlasach”, manicurzystkach, stenotypistkach, które według opinii publicznej „miłością” miały dorabiać na pończoszki (Stwórzcie polskie gejsze!, „Wiadomości Literackie” 1931, nr 44).

PERFUMY

PERFUMY. W ciągu XIX wieku używanie perfum w Europie i Stanach Zjednoczonych stawało się coraz bardziej popularne, a ich wytwarzaniem zaczęły zajmować się wyspecjalizowane firmy budujące ówczesny przemysł piękności. Najpierw rewolucja francuska, potem wojny napoleońskie sprawiły, że przemysł perfumiarski przestał być domeną francuską. Równie prężnie zaczął rozwijać się w Anglii i w rezultacie w drugiej połowie stulecia funkcjonowały jego dwie stolice: Paryż i Londyn. W Stanach Zjednoczonych wytwarzaniem perfum zajmowali się przede wszystkim emigranci, wykorzystujący importowane z Francji olejki zapachowe (Geoffrey Jones, Beauty Imagined. A History of the Global Beauty Industry, Oxford 2010, s.15). Na ziemiach polskich największy prestiż miały perfumy francuskie. Dostępne były w aptekach i drogeriach, których prowadzenie wymagało koncesji i podlegało nadzorowi służb medycznych (Wioletta Jankowiak, Kosmetyki w praktyce aptecznej i przemysłowej na ziemiach polskich do roku 1939, rozprawa doktorska, Poznań 2015, s. 15). Bardzo długo takie same perfumy były używane zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn. Postępujący w Europie w ciągu XIX wieku wzrost standardów czystości ciała sprawiał, że mężczyźni zaczęli rezygnować z używania perfum na rzecz wody kolońskiej, pachnących mydeł toaletowych i olejków do włosów. Jednocześnie następował proces różnicowania zapachów na męskie – ostrzejsze i kobiece – słodkie, kwiatowe (Geoffrey Jones, Beauty Imagined…, s. 24). Perfumy były towarem luksusowym i kosztownym. Dlatego używanie ich w nadmiarze kojarzone było z kokieterią i ostentacyjną dbałością o ciało. W ten sposób traktowała je Strumff, opisująca jedną z pacjentek jako „wyperfumowaną coquette”, a w innym miejscu narzekająca na ich duszny zapach. „Kupować trzeba perfumy (pachnidła) jak najlepsze i używać w małej ilości” – doradzał doktor Józef Bogdanik, autor popularnego poradnika (Kult piękności i zdrowia, Kraków 1919, s. 14).

URZĄD LEKARSKI

URZĄD LEKARSKI. W Imperium Rosyjskim zarówno lekarze, jak i osoby trudniące się zawodami związanymi z medycyną: felczerzy, akuszerki, pielęgniarki, masażystki i  masażyści podlegali nadzorowi i kontroli odpowiednich urzędów. W Królestwie Polskim w latach 1815-1838 zarząd służby zdrowia należał do Wydziału Administracji Ogólnej w Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych. Przy Komisji funkcjonowała Rada Lekarska, która była ciałem doradczym na poziomie centralnym, natomiast przy urzędach wojewódzkich i obwodowych działali tzw. fizycy. Nie podlegali oni Radzie Lekarskiej. W 1838 roku doszło do uporządkowania administracyjnego nadzoru nad służbą zdrowia i powołania Urzędu Lekarskiego. Podlegał on Inspektorowi Głównemu Służby Zdrowia, który był członkiem Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i  Duchownych. Urząd zatrudniał inspektorów, akuszerów i akuszerki, asesorów farmaceutycznych i weterynaryjnych, felczerów. Powoływał także lekarzy miejskich, do których obowiązków należało: leczenie bezpłatne ubogich, interwencje medyczne w  nagłych przypadkach, kontrola nad ogniskami epidemii i chorób wenerycznych, szczepienia ochronne, nadzór nad czystością powietrza oraz jakością artykułów spożywczych, wystawianie świadectw zgonów i nadzór nad grzebaniem zwłok. Po upadku powstania styczniowego, na fali unifikacji administracyjnej z Imperium, nadzór nad służbą zdrowia w Królestwie Polskim został przekazany do ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Petersburgu. W ten sposób wszelkie decyzje dotyczące służby zdrowia, min. obsada stanowisk szpitalnych podlegały władzom Imperium. W  Warszawie, w 1870 roku Urząd Lekarski przeszedł pod bezpośrednią władzę warszawskiego oberpolicmajstra, przez co miasto miało niewielki wpływ na kwestie sanitarne. Do początku XX wieku zakres czynności Urzędu Lekarskiego w Warszawie obejmował: rejestrację lekarzy, dentystów, felczerów i babek, nadzór nad gabinetami lekarskimi, zakładami leczniczymi i gimnastycznymi; nadzór nad aptekami, składami aptecznymi, składami farb i chemikaliów, laboratoriami kosmetycznymi, rejestracje farmaceutów i uczniów aptekarskich; rejestrację ognisk chorób zakaźnych i śmiertelności w ich wyniku, dezynfekcję i dezynsekcję w  mieście, kontrolę higieny miejsc ustępowych, bazarów, targów, piekarń, zakładów produkujących artykuły spożywcze, rzeźni, kąpielisk i gabinetów kosmetycznych. Maria Jadwiga Strumff musiała najpierw zarejestrować się jako masażystka, a  następnie jej praktyka podlegała kontroli Urzędu.

ODCHUDZANIE

ODCHUDZANIE. Maria Strumff podejrzewała swoją pacjentkę o stosowanie głodówki w celu schudnięcia. Pod koniec XIX wieku przekonanie o konieczności ograniczenia ilości spożywanych pokarmów było głęboko zakorzenione w dyskursach na temat ciała, urody i zdrowia. Dotyczyło to zwłaszcza kobiet, zmagających się z problemem zachowania odpowiedniej figury – ani nadmiernie wychudzonej, ani zbyt pełnej. W związku z rozwojem nauki o żywieniu oraz refleksji medycznej nad otyłością, w drugiej połowie stulecia zaczęto opracowywać specjalne programy dietetyczne służące uzyskaniu pożądanych rozmiarów ciała. Wprawdzie historia ograniczeń dietetycznych sięga tradycji Hipokratesa, następnie chrześcijańskiej ascezy, ale dopiero XVIII wiek zapoczątkował naukową refleksję nad procesami zachodzącymi w organizmie na skutek przyjmowania pokarmów. Badania Antoine Laurenta de Lavoisier (1743−1794) nad zagadnieniem równowagi energetycznej, następnie dokonania niemieckiego fizjologa Maxa Rubnera (1854−1932), który określił wartość energetyczną poszczególnych składników odżywczych (w węglowodanach, tłuszczach i białkach), co było podstawą do stworzenia diet redukcyjnych. W 1863 roku angielski przedsiębiorca William Banting w broszurze zatytułowanej Letter on Corpulence, Addressed to the Public opisał stosowaną przez siebie z dobrym skutkiem dietę niskowęglowodanową i wysokobiałkową. Stała się ona źródłem inspiracji dla popularnych poradników dietetycznych w całej Europie (Emilia Korek, Problematyka otyłości w ujęciu historycznym, „Wybrane Problemy Kliniczne”, s. 154). W związku z rozwojem badań nad otyłością oraz zmianą kanonu estetycznego, pod koniec XIX wieku lekarze i higieniści koncentrowali się na opracowywaniu skutecznych sposobów redukcji wagi, zalecając, m.in. zmniejszenie spożycia cukru i tłuszczów, kontrolowanie ilości przyjmowanych płynów. Proponowane diety ulegały zróżnicowaniu, polecano np. ograniczenie się do chudego mięsa i ryb, jedzenie sałaty, popijanie między posiłkami wzmacniającej herbaty – wszystko to w celu oszukania uczucia głodu. Specjalne diety, mające na celu zarówno schudnięcie, jak i przytycie znajdowały się w ofercie europejskich uzdrowisk (Georges Vigarello, Historia urody, przeł. M. Falski, Warszawa 2011, s. 328–334). Motywowano do uprawiania aktywności ruchowej, wskazując na potrzebę spalania energii. Popularyzowali ją przede wszystkim higieniści niemieccy i szwajcarscy. Na ziemiach polskich Stanisław Breyer, autor wydanego na początku XX wieku Lekarza domowego zalecał, aby osoby otyłe zażywały ruchu, jeździły konno i pracowały fizycznie. Substytutem wysiłku fizycznego mogło być jego zdaniem „suche nacieranie całego ciała ostrą szmatką”. Obok tego kładł nacisk na ograniczenie ilości spożywanych pokarmów, zwłaszcza płynów i tłuszczów oraz „potraw korzennych” (Lekarz domowy, Kraków 2011, s. 160). Opracowywane na przełomie wieków restrykcyjne programy dietetyczne zalecały okresowe głodówki. Apollon Tarnawski, założyciel Zakładu Przyrodolecznicznego w Kosowie Huculskim (1896), stworzył program odnowy ciała i ducha oparty na gimnastyce, pracy fizycznej, ubogiej diecie wegetariańskiej oraz oczyszczającej głodówce. Według niego doskonałość ducha miała się łączyć z odpowiednią formą ciała – sprawnego i szczupłego. Dążenie do zachowania umiarkowanie szczupłej figury przyniosło popyt na szybkie kuracje odchudzające. Począwszy od lat 80. XIX wieku prasa regularnie reklamowała pigułki i eliksiry na schudnięcie, a także gorsety i pasy służące maskowaniu nadmiaru ciała (Georges Vigarello, Historia urody, s. 337). Lekarze natomiast ostrzegali przed piciem octu, który uważano za popularny środek odchudzający. Tradycja spożywania octu, soku z cytryn oraz wszelkich „ściągających” substancji kwaśnych sięga XVII wieku (Georges Vigarello, Historia urody, s. 156), jednak w XIX wieku wskazywano już na niebezpieczne efekty uboczne takich praktyk. Ostrzegano także przed nadmiernym głodzeniem się, co było w przypadku kobiet często stosowanym środkiem na schudnięcie.

OPERACJE PLASTYCZNE

OPERACJE PLASTYCZNE. Maria Jadwiga Strumff wspomina o niezwykle rzadkim pod koniec XIX wieku zabiegu medycyny estetycznej. Wprawdzie początki nowoczesnej chirurgii plastycznej datuje się na pierwszą połowę stulecia, ale ówczesne działania miały maskować blizny, uzupełniać pourazowe ubytki skóry i kości. Do połowy XIX wieku operacjom plastycznym twarzy poddawali się głównie mężczyźni, a ich powodem najczęściej była chęć naprawienia szkód wyrządzonych przez kiłę, czyli rekonstrukcja nosa. Wraz z wprowadzeniem znieczulenia w 1846 roku, a następnie zasad antyseptyki w 1867, operacje plastyczne stały się mniej bolesne i mniej ryzykowne, przez to nieco powszechniejsze. W dalszym ciągu jednak mieściły się przede wszystkim w zakresie chirurgii rekonstrukcyjnej. Dopiero przełom XIX i XX wieku przyniósł zainteresowanie medycyny procesami starzenia się skóry i szukaniem chirurgicznych sposobów przywracania młodości (J.P. Bennett, Aspects of the history of plastic surgery since the 16th century, „Journal of the Royal Society of Medicine” 1983, t. 76, s. 156). Zabiegom zaczęły poddawać się kobiety w pogoni za ideałem urody i mijającą młodością. Na przełomie stuleci w prasie pojawiały się reklamy gabinetów lekarskich oferujących „operacje kosmetyczne” twarzy, nosa, uszu i biustu. Cały czas jednak były to zabiegi rzadkie, ryzykowne i bardzo kosztowne. W Europie medycyna estetyczna nabrała rozmachu dopiero po I wojnie światowej, kiedy rozwinęły się nowatorskie techniki chirurgiczne w związku z potrzebą leczenia tysięcy okaleczonych żołnierzy. Następnie były stosowane na większą skalę w zabiegach estetycznych. Łączyło się to ze wzrostem społecznej akceptacji dla chirurgicznego poprawiania urody (Susanne Frazer, Cosmetic Surgery, Gender and Culture, New York 2003, s. 15). Wcześniej jednak większości pacjentek musiały wystarczyć odmładzające kosmetyki i mniej inwazyjne zabiegi, takie jak różne formy masażu. Strumff nie oferowała zabiegów mieszczących się w zakresie chirurgii plastycznej. Nie sposób też ustalić, kim mógł być dwukrotnie przez nią wzmiankowany doktor K., gdyż początki polskiej medycyny estetycznej datują się na początek lat 50. XX wieku.

SZKOŁY TEATRALNE

SZKOŁY TEATRALNE. W czasie praktykowania masażu przez Marię Strumff w Warszawie funkcjonowało kilka szkół teatralnych: Szkoła Dramatyczna przy Teatrach Warszawskich (1835–1868), Klasa Dykcji i Deklamacji (1889–1899) przy Warszawskim Towarzystwie Muzycznym, przemianowana po 1899 roku na Klasę Dramatyczną (1899–1916), Szkoła Aplikacyjna przy Warszawskich Teatrach Rządowych (1908–1915) pod kierownictwem Kazimierza Zalewskiego (krytyk teatralny, dramatopisarz, dyrektor artystyczny dramatu i komedii Warszawskich Teatrów Rządowych). Oprócz tego rozwijało się szkolnictwo prywatne – aktorzy udzielali lekcji dykcji, śpiewu i gry scenicznej. W 1878 roku swoją placówkę otworzył Emil Deryng (aktor, reżyser, dyrektor teatru), autor podręcznika Dramaturgia praktyczna (Lwów 1874; Dariusz Kosiński, Dramaturgia praktyczna: polska sztuka aktorska XIX wieku w piśmiennictwie teatralnym swej epoki, Kraków 2005). Jego szkoła działała oficjalnie do 1882 roku. W programie nauczania umieszczano przede wszystkim przedmioty praktyczne: wymowę i deklamację, dykcję, mimikę, ruch, grę i praktykę sceniczną oraz pracę nad tekstem. Pomocniczo wprowadzano także naukę języków, historię literatury i teatru, estetykę, taniec i śpiew. Uczniowie szkół mieli możliwość prezentacji swoich umiejętności na deskach warszawskich teatrów, a ich popisy szeroko komentowała prasa (Kazimierz Zalewski, Popis w Towarzystwie muzycznem, „Kurjer Warszawski” 1894, nr 173, s. 2; „Kurjer Warszawski” 1837, nr 159, s. 778). Wśród najbardziej znanych absolwentek i absolwentów warszawskich szkół dramatycznych należy wymienić ze Szkoły Dramatycznej: Antoninę Hoffmann, Leontynę Halpertową, Ludwika Panczykowskiego, Jana Królikowskiego, Bogumiła Dawisona, Jana Chęcińskiego, z Klasy Dykcji i Deklamacji: Irenę Renard i Nunę Młodziejowską-Szczurkiewiczową, ze Szkoły Aplikacyjnej: Janinę Szylliżankę, Sewerynę Broniszównę, Aleksandra Węgierko, ze Szkoły Emila Derynga: Marię Pankiewicz i Józefa Chmielińskiego. Wielu z nich, poza karierami aktorskimi kontynuowało pracę w szkolnictwie teatralnym (Jan Chęciński, Leontyna Halpertowa, Józef Chmieliński).

KREMY

KREMY. Pod koniec XIX wieku popularne było używanie kremów i balsamów. Kremy wytwarzano w domu, według sprawdzonych receptur, ale w sprzedaży znajdowały się także gotowe produkty. Do pielęgnacji dłoni polecano cold cream, powszechnie używany do twarzy. Opracowanie pierwotnej receptury na cold cream przypisuje się rzymskiemu lekarzowi Galenowi (ok. 130 – 200 n.e.). Miał się on składać z wody, wosku pszczelego i oliwy z oliwek. Po wyparowaniu wody krem zostawiał na skórze uczuci chłodu. Skład kremu uległ zasadniczej zmianie ok. roku 1780, kiedy to zaczęto do niego dodawać spermacet wielorybi. W drugiej połowie XIX wieku przemysłowo wytwarzany cold cream składał się z wosku pszczelego, oleju mineralnego bądź wazeliny, wody destylowanej oraz przedłużającego trwałość boraksu. Dodawano także substancji zapachowych i różnych składników roślinnych. Pod koniec stulecia modny był ogórkowy cold cream, używany między innymi przez Sarah Bernhardt (V. Sherrow, For Appearance’ Sake: The Historical Encyclopedia of Good Looks, Beauty, and Grooming, Phoenix 2001). Cold cream znany był na ziemiach polskich. Maria Jadwiga Strumff mogła sama przygotowywać cold cream, albo kupować go w aptece.

LEKARZE

LEKARZE. Dla Marii Strumff oczywistością był wysoki prestiż zawodu lekarza. W swoim pamiętniku wielokrotnie wspominała, nie wymieniając jednak nazwisk, o powszechnie szanowanych i znanych lekarzach. Potrafiła być wobec nich krytyczna, ale na ogół uznawała ich autorytet. W Królestwie Polskim lekarzy było cały czas zbyt mało, a sytuacja szkolnictwa medycznego nie wyglądała dobrze. W 1864 roku w Warszawie zarejestrowanych było jedynie 153 lekarzy, co oznaczało, że jeden przypadał na 1500 osób. Powstanie w 1857 roku warszawskiej Akademii Medyko-Chirurgicznej, w 1862 roku włączonej do Szkoły Głównej, a po jej likwidacji w wyniku represji popowstaniowych w 1869 roku do Carskiego Uniwersytetu Warszawskiego, przyczyniło się do stopniowego przyrostu liczby lekarzy. W 1900 roku w Warszawie praktykowało już 829 lekarzy (Michał Hanecki, Dzieje lekarskie Warszawy w latach 1863–1900, Warszawa 1969, s. 106). Podstawą systemu medycznego, podobnie jak w innych krajach europejskich, była praktyka prywatna we własnym gabinecie. Początkowo obejmowała ona bardzo szeroki zakres porad. W drugiej połowie XIX stulecia następował proces wyodrębniania się w medycynie specjalności, w związku z czym powstawały wyspecjalizowane gabinety. Na łamach prasy ogłaszali się chirurdzy, specjaliści chorób skórnych i kobiecych, laryngolodzy, okuliści. Lekarze byli grupą zawodową o bardzo zróżnicowanym poziomie materialnym. Uposażenie medyków zatrudnionych w szpitalach, zakładach dobroczynnych, fabrykach, szkołach i na kolei było niskie, przez co musieli oni wieczorami dorabiać prywatną praktyką. W połowie XIX wieku w Warszawie około 40% lekarzy obejmowało niskopłatne posady rządowe, w pozostałych miastach Królestwa Polskiego odsetek ten był jeszcze mniejszy. Praktyka prywatna mogła przynosić znacznie większe dochody. Najlepsze zarobki mieli interniści – w drugiej połowie XIX wieku w Warszawie zarabiali średnio 4100 rubli rocznie, psychiatrzy – 4150 rubli rocznie i chirurdzy – 3800 rubli. Dochody roczne przedstawicieli pozostałych specjalności oscylowały wokół 2500 rubli (Piotr Müldner-Nieckowski, Biegański, Kramsztyk i inni. O nowej etyce lekarskiej w XIX-wiecznej Warszawie, Warszawa 2016, s. 69). Na prowincji zarobki były niższe, co powodowało, że dobrze wykształceni specjaliści starali się pozostać w Warszawie. Już w XIX wielu lekarze na ziemiach polskich tworzyli dość zamknięte środowisko. W Królestwie Polskim skupiali się wokół Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego, Szkoły Głównej, a następnie Carskiego Uniwersytetu Warszawskiego oraz publikowali w czasopismach: „Medycyna”, „Gazeta Lekarska” i „Krytyka Lekarska”. Tak jak nauczyciele, lekarze należeli do wyodrębniającej się od lat 60. XIX wieku inteligencji. Jeśli chodzi o ich proweniencję społeczną, to w 1905 roku w Królestwie Polskim wśród absolwentów uczelni medycznych 46,1% pochodziło z rodzin mieszczańskich, 21,5% – z rodzin urzędniczych, 28,9% – z rodzin szlacheckich i 3,5% – z chłopskich. Dane na temat wyznania wskazywały, że około 20% lekarzy wywodziło się z rodzin żydowskich (Piotr Müldner-Nieckowski, Biegański, Kramsztyk i inni…, s. 72). Wysoki prestiż zawodu sprawiał, że wielu lekarzy należało do ówczesnych elit intelektualnych i towarzyskich. Do najbardziej znanych należeli: Tytus Chałubiński, Teodor Tripplin, Karol Benni – łączący praktykę lekarską ze stanowiskiem wiceprezesa Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, chirurg Władysław Matlakowski, Zygmunt Kramsztyk – okulista, propagator idei miast-ogrodów, Szczesny Bronowski, Antoni Sikorski – założyciel pierwszego w Warszawie szpitala dla dzieci, Józef Zawadzki – lekarz powstałego w 1897 roku Pogotowia Ratunkowego.

WOJNA ROSYJSKO-JAPOŃSKA

WOJNA ROSYJSKO-JAPOŃSKA. 1904–1905. Zwycięstwo w wojnie z Chinami w latach 1894–1895 spowodowało japońską ekspansję na Dalekim Wschodzie, w pierwszej kolejności w Korei i jej okolicach. Rosjanie, ze względu na bliskość Władywostoku, uważali ten obszar za swoją strefę wpływów, podobnie jak Mandżurię. Odrzucili oni japoński, kompromisowy podział stref, z granicą na rzece Yalu i Koreą w granicach wpływów Japonii. Rosyjscy umiarkowani politycy, propagujący eksploatację gospodarczą i unikanie konfliktów zbrojnych tracili wpływy na rzecz zwolenników szybkich zwycięstw i podbojów na Dalekim Wschodzie. Oczekiwano wygranych wojen, poprawy rosyjskich notowań i korzyści gospodarczych, które spacyfikowałyby japońskie plany. Rosjanie lekceważyli Japończyków, którzy przygotowali się do starcia, podpisując w 1902 roku przymierze z Wielką Brytanią, umożliwiające budowę nowoczesnej floty. Japonia zerwała stosunki dyplomatyczne z Rosją 6 lutego 1904 roku. Konflikt rozpoczął się od ataku floty japońskiej pod dowództwem admirała Heihachirō Tōgō, przeprowadzonego bez wypowiedzenia wojny w nocy z 8 na 9 lutego 1904 roku na rosyjską eskadrę w Port Artur – niezamarzającą rosyjską bazę morską na Półwyspie Liaotuńskim nad Morzem Żółtym, dzierżawioną od Chin. Japończycy zaatakowali również dwa rosyjskie okręty w koreańskim porcie Czemulpo. Równocześnie rozpoczął się japoński desant w Chinach. Rosja wypowiedziała wojnę Japonii 10 lutego, flota nie mogła podjąć walki z powodu zamarznięcia portu we Władywostoku, pomimo niedawnego oddania do użytku części Kolei Transsyberyjskiej niemożliwe było przetransportowanie żołnierzy i sprzętu. Wojska japońskie wylądowały w Korei, po sforsowaniu rzeki Yalu odcięły Port Artur, zajęły też port Talien. Wojska rosyjskie zostały zaatakowane również w Mandżurii. Bitwy toczyły się z dala od skupisk ludności i ośrodków przemysłowych. Początek walk ujawnił nieudolność rosyjskich dowódców, zwłaszcza głównodowodzącego na Dalekim Wschodzie – zwolennika wojny z Japonią – admirała Jewgienija Aleksiejewa i dowódcy sił lądowych generała Aleksego Kuropatkina. Rosjanie ponosili klęski ze słabszymi liczebnie Japończykami na lądzie, m.in. 17 sierpnia 1904 roku pod Liaoyangiem. Wpływ na porażki miały kradzieże i malwersacje rosyjskich dowódców i decydentów, przez które żołnierze nie otrzymywali amunicji i wyposażenia. Decyzja o wybuchu wojny nie wywołała entuzjazmu Rosjan, w przeciwieństwie do powszechnego poparcia Japończyków dla polityki cesarza i armii. W sierpniu 1904 roku rozpoczęło się trwające do 2 stycznia 1905 roku oblężenie Portu Artur, zakończone porażką Rosji. Wojska rosyjskie poniosły klęskę w trwającej od 19 lutego do 10 marca 1905 roku bitwie pod Mukdenem w Chinach. Po stronie rosyjskiej walczyło 293 tysiące żołnierzy, po japońskiej – 271 tysięcy. Rosyjskie wojska na Dalekim Wschodzie miała wesprzeć flota bałtycka, dowodzona przez Zinowija Rożestwienskiego, Brytyjczycy nie wyrazili zgody na skorzystanie z Kanału Sueskiego, przez co rosyjskie okręty musiały opływać Afrykę. Dwukrotnie liczniejsza, nowoczesna flota japońska doszczętnie rozbiła przestarzałą flotę rosyjską w bitwie pod Cuszimą w Cieśninie Koreańskiej w dniach 27–28 maja 1905 roku. Zginęło 800 japońskich i 4,550 rosyjskich marynarzy, tylko trzy rosyjskie okręty uniknęły zatopienia. Klęska przypieczętowała rosyjską porażkę w wojnie. W rokowaniach pośredniczył prezydent Stanów Zjednoczonych Theodore Roosevelt. Do zawarcia pokoju doszło 5 września 1905 roku w Portsmouth. W jego wyniku Rosjanie zrzekli się na rzecz Japończyków prawa do dzierżawy Półwyspu Liaotuńskiego z Portów Artur i Talien, oddali również im południową część Wyspy Sachalin i uznali Koreę za japońską strefę wpływów. Japończycy zyskali prawo do połowu ryb u rosyjskich wybrzeży. Mandżuria wróciła pod panowanie Chin, zostali stamtąd ewakuowani Japończycy i Rosjanie. Japończycy nie uzyskali wielkich zdobyczy, zyskali jednak status dalekowschodniego mocarstwa. Rosjanie mieli problemy z pogodzeniem się z klęską, która obnażyła słabość i niewydolność systemu władzy, stali się również obiektem kpin i żartów w Europie. Doszło do uaktywnienia się środowisk opozycyjnych w Imperium. Wojna doprowadziła do chwilowego zahamowania eksportu i wzrostu bezrobocia w Królestwie Polskim. Zwolennicy postawy ugodowej ze Stronnictwa Polityki Realnej wysłali na front pociąg sanitarny, próbowali również wpływać na rosyjskich decydentów, by wyrazili zgodę na polonizację szkolnictwa, administracji i sądownictwa oraz wprowadzenie samorządu terytorialnego i miejskiego. Liberałowie z kręgu Aleksandra Świętochowskiego postulowali powrót do statusu Królestwa Polskiego z 1815 roku z szerokimi wolnościami demokratycznymi. Ożywiły się partie socjalistyczne – Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy oraz Polska Partia Socjalistyczna, których członkowie urządzali strajki i manifestacje. W lipcu 1904 roku na fali nastrojów powstańczych, by uzyskać poparcie Japończyków dla ewentualnej akcji zbrojnej, do Tokio udał się Józef Piłsudski. Japończycy nie wykazali jednak zainteresowania. Przebywający w tym samym czasie w Japonii Roman Dmowski ostrzegał Japończyków przed szkodliwością wybuchu powstania w Królestwie (zob. Andrzej Chwalba, Historia Polski 1795–1918, Kraków 2008, s. 371–372; tenże Historia powszechna. Wiek XIX, Warszawa 2009, s. 591–595; Henry Kissinger, Dyplomacja, przeł. S. Głąbiński, G. Woźniak, I. Zych,, Warszawa 1996, s. 198; Richard Pipes, Rewolucja rosyjska, przeł. T. Szafar,, Warszawa 2006, s. 12–37; Tomasz Rogacki, Japońsko-rosyjska wojna morska 1904–1905, Zabrze 2011; Jerzy Zdrada, Historia Polski 1795–1914, Warszawa 2007, s. 761–765).

DENTYŚCI

DENTYŚCI. Prawie do końca XIX wieku poziom opieki stomatologicznej w Królestwie Polskim był bardzo niski, a praktykujących dentystów – niewielu. W 1895 roku w Warszawie zarejestrowanych było ich siedemdziesięciu, natomiast w latach 60. – zaledwie dziesięciu. Nie wiadomo, u którego spośród sławnych dentystów leczyła zęby jedna z pacjentek Marii Strumff. Mógł to być, na przykład: Bolesław Dzierżawski (1860–1907) – chirurg i pionier dentystyki w Warszawie, założyciel „Przeglądu Dentystycznego”, Roman Fijałkowski (1816–1898) piastujący tytuł „dentysty miasta Warszawy”, Władysław Zieliński (1846–1921), autor Krótkiego zarysu higieny zębów, Daniel Landau (1849–1898), Feliks Idzikowski (1850–1919) albo Franciszek Goldberg-Górski (1863–1937) (Michał Hanecki, Dzieje lekarskie Warszawy w latach 1863–1900, Warszawa 1969, s. 231). Standard leczenia stomatologicznego pod koniec stulecia obejmował wstawianie plomb porcelanowych, amalgamatowych i złotych, ekstrakcje, wstawianie sztucznych zębów i „aparatów” przypominających protezy. Jednak nie każdy dentysta oferował pełny zakres leczenia. W XIX wieku, w zaborze rosyjskim funkcjonowały trzy kategorie dentystów: 1) kształceni „sposobem rzemieślniczym”, zobligowani do trzech lat praktykowania u mistrza i zdania egzaminu rządowego. Ten sposób kształcenia został w Imperium Rosyjskim zakazany w 1900 roku; 2) absolwenci prywatnych szkół dentystycznych. Zgodnie z zarządzeniem z 1891 roku do prywatnych szkół lekarsko-dentystycznych przyjmowani byli absolwenci szóstych klas gimnazjum, nauka trwała dwa i pół roku, kończył ją egzamin przed komisją uniwersytecką, zwieńczony dyplomem lekarza dentysty. U schyłku XIX wieku w Warszawie działały dwie prywatne szkoły dentystyczne. Pierwszą założył w 1891 roku Jakub Levy, drugą – Ludwik Szymański w 1897. Oprócz tego funkcjonowały szkoły dla absolwentów techników dentystycznych. Jednak zakładane często przez byłych służących u dentystów i jubilerów, cieszyły się złą opinią (Wincenty Jacek Łebkowski, Bolesław Piękoś, Rozwój stomatologii polskiej na przełomie XIX i XX wieku, Kraków 1997, s. 20); 3) absolwenci Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego, który w latach 1818–1831 kształcił tzw. lekarzy „wyższych i niższych”, akuszerów, okulistów i dentystów. Program nauczania tych ostatnich obejmował choroby kości szczęki i zębów. Po rozwiązaniu Uniwersytetu w 1831 roku dentystów kształciła Szkoła Felczerska. W 1857 roku były uniwersytecki Wydział Lekarski wznowił działalność jako Cesarsko-Królewska Warszawska Medyko-Chirurgiczna Akademia, z prawem nadawania stopnia magistra dentysty. W 1893 roku naukę rozpoczęło trzydziestu pięciu mężczyzn i trzydzieści trzy kobiety. Jednak wśród ówczesnych sławnych warszawskich dentystów wymienia się wyłącznie mężczyzn.

LESBIJSKOŚĆ

LESBIJSKOŚĆ. Niemożliwe jest jednoznaczne zdefiniowanie orientacji i tożsamości psychoseksualnej Jadwigi Strumff. Odpowiednim terminem prawdopodobnie byłby biseksualizm, lecz autorka pamiętnika kilkakrotnie wspomina, że nie pociągają jej mężczyźni. Nie interesowała się nimi przede wszystkim z powodu niesatysfakcjonującego pożycia z mężem. Maria uważała, że Hipolit Strumff miał przyjemną powierzchowność, niekonfliktowe usposobienie, lecz jego małżeńskie praktyki seksualne były brutalne, egoistyczne i od początku pozbawione zalotnej finezji. Z kolei jej intymne kontakty z kobietami wskazywałyby na preferencje homoseksualne – była postrzegana przez siebie i pacjentki jako kobieta nie mająca „w sobie nic kobiecego”. Jednak wznowienia relacji seksualnych z mężem, którego kochała (mimo że opuścił ją i dzieci po swoim bankructwie), nie potwierdzają lesbianizmu Strumff, choć miała dwa dłuższe związki z kobietami i wiele krótszych. Przedkładała naukę, poezję, malarstwo nad ziemską namiętność. A jej pierwsza pacjentka, naga i piękna „jak marmurowa statua”, wywołała w niej estetyczny i zapewne też erotyczny zachwyt. Wydaje się, że doświadczenia seksualne, tożsamości i orientacje psychoseksualne oraz kulturowe role płciowe nie powinny być zamykane we wzorcu aktualnie uzewnętrznianego pożądania ani definiowane według realizowanego w danym czasie scenariusza gwałtownych uczuć. W przypadku Marii Strumff plastyczność miłosnego i seksualnego pragnienia jest potwierdzeniem zmienności genderowych oraz subtelnie skomplikowanej kwestii obejmującej bi-, homo- i heteroseksualność. Aby ominąć pułapkę podziałów i kategoryzacji, należałoby podkreślić transformacyjną moc pożądania, płynną orientację seksualną oraz rozległy zakres tożsamości seksualnej, zwracając jednocześnie uwagę na historyczny aspekt jej pamiętnika pisanego na przełomie XIX i XX w., kiedy większość współczesnych pojęć nie funkcjonowała w przestrzeni publicznej ani prywatnej.

SACRÉ COUER

SACRÉ COUER. Zgromadzenie zakonne sióstr Najświętszego Serca Jezusa (Sacré Coeur, sercanki) powstało na początku XIX wieku w Amiens we Francji. Do jego zadań należała opieka i wychowanie dzieci i młodzieży, stąd przy domach zakonnych powstawały często sierocińce, przedszkola i pensje żeńskie. W czasach przypadających na młodość Marii Jadwigi Strumff sercanki założyły dwa domy na ziemiach polskich: w 1843 roku we Lwowie i w 1856 w Poznaniu. We Lwowie siostry prowadziły pensjonat dla dziewcząt, sierociniec dla dziewczynek i szkołę dla ubogich. W Poznaniu otwarto prestiżową szkołę dla dziewcząt i szkołę dla biednych, dzięki pieniądzom z posagu Heleny Chłapowskiej, córki Dezyderego Chłapowskiego. (Anna Chamiec, Krystyna Śmigiel, Zgromadzenie Najświętszego Serca Jezusa Sacre Coeur, w: Żeńskie zgromadzenia zakonne w Polsce, red. K. Dębowska, J. Kłoczowski, t. 15, Lublin 2001, s. 295; Krótka historia Polskiej Prowincji, https://www.siostry-sc.pl/kim-jestesmy/historia/historia-polskiej-prowincji, dostęp: 22.03.2021). Edukacja była prowadzona w języku polskim, uczono także języka niemieckiego i francuskiego. Należy podkreślić, że specyficzna sytuacja polityczna w trzech zaborach skutecznie utrudniała wszystkim zgromadzeniom zakonnym prowadzenie działalności edukacyjnej. W zaborze rosyjskim po upadku powstania styczniowego albo likwidowano takie placówki, albo podporządkowywano je administracji rosyjskiej (Adam Winiarz, Kształcenie i wychowanie dziewcząt w Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim (1807–1905), w: Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX w., red. A. Żarnowska, A. Szwarc, t. 2, cz. 2, s. 5–27). W zaborze pruskim na skutek nasilającego się Kulturkampfu sercanki musiały w 1873 roku opuścić dotychczasową siedzibę i przenieść się do czeskiego Smichowa (dzielnica w Pradze), gdzie kontynuowały misję edukacyjną i wychowawczą (relacja z pobytu w praskim klasztorze w rękopisie Pauli z Chłapowskich Jackowskiej Zbiór myśli pobożnych, http://archiwumkobiet.pl/publikacja/zbior-mysli-poboznych). Zgromadzenie po 1919 roku powróciło do Poznania.

WYCHOWANIE

WYCHOWANIE. Wychowanie dzieci w XIX wieku było tematem komentowanym i omawianym, zarówno przez prasę, działaczy społecznych, pedagogów, lekarzy, jak i poradniki i kodeksy obyczajowe. Jego podstawą były jasno określone role matki, ojca i dzieci. Rodzice mieli stanowić przede wszystkim dobry przykład i wzór do naśladowania, a dzieci miały uczyć się precyzyjnie go odwzorowywać. Jeśli zachowywały się źle, nie przestrzegały społecznych norm, nie były posłuszne, wskazywano jako przyczynę złe zachowanie matki i ojca względem siebie lub świata zewnętrznego (Józef Chmielowski, Prawidła wychowania domowego. Kilka uwag dla rodziców, Wadowice 1887). Drugim filarem domowego wychowania była edukacja dzieci, która polegała na przygotowaniu synów do nauki w szkole, a  dla córek była podstawowym i jedynym źródłem wiedzy. (Jadwiga Hoff, Rodzice i dzieci – norma obyczajowa na przełomie XIX i XX wieku, w: Kobieta i kultura życia codziennego wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 1997, s. 59–70; Irena Adamek, Przygotowanie dzieci do szkoły w warunkach rozwijającego się wychowania przedszkolnego na ziemiach polskich [druga połowa XIX wieku – 1918 rok], Kraków 1999). Pod koniec XIX wieku w publikacjach z zakresu wychowania pojawiały się nieporuszane dotąd kwestie: odżywiania dzieci, higieny, pielęgnacji niemowląt oraz odchodzenia od kar cielesnych jako podstawowego środka wychowania (Leon Wernic, Praktyczny przewodnik wychowania, Warszawa 1891). Stopniowo w poradnikach zaczęto wprowadzać pojęcia szacunku do dzieci i uznania ich praw. Przemoc fizyczną łączono z późniejszą agresją młodych ludzi. W zamian zalecano stosowanie upomnień i przeprowadzanie rozmów, kary cielesne traktując jako rozwiązanie ostateczne (Aneta Bołdyrew, Kara i strach w wychowaniu dzieci w polskich rodzinach w XIX w., „Dziecko krzywdzone” 2009, nr 3, s. 1–8). Można dostrzec wyraźną dysproporcję w stosunku do zaangażowania rodziców w proces wychowania – znacznie większy wpływ na dzieci miały matki, szczególnie do wieku nastoletniego (Ewald Haufe, Dziecko i rodzina. Wskazówki kształcenia domowego dla matek, wolny przekład z niemieckiego, Warszawa 1892). Ojciec znajdował się na marginesie życia domowego – służył raczej wyłącznie jako wzór postępowania i interweniował w przypadku wymierzania kar. W zamożniejszych rodzinach istotną rolę w wychowaniu dzieci odgrywały również służące, bony i guwernantki. W tradycyjnej rodzinie przełomu XIX i XX wieku nadal (w stosunku do lat poprzednich) wszyscy jej członkowie zobowiązani byli działać na rzecz gospodarstwa domowego, z pominięciem swojej indywidualności i bezwzględną podległością wobec figury ojca (Krzysztof Jakubiak, Życie i wychowanie w rodzinach polskich w XIX i na początku XX wieku, „Kultura – Przemiany – Edukacja” 2017, t. 5, s. 77–92; Zofia Jabłonowska, Rodzina w XIX i na początku XX wieku, w: Przemiany rodziny polskiej, red. J. Komorowska, Warszawa 1975, s. 52–71). Zachodzące w XIX stuleciu zmiany gospodarcze i społeczne, a szczególnie intensywne uprzemysłowienie miast i migracja do nich młodych (często samotnych) osób, kobiet i mężczyzn, wpływała stopniowo na zmianę tradycyjnego modelu rodziny. Małżeństwa były zawierane z dala od krewnych i rodzinnych miejscowości, a rodzina jednopokoleniowa stopniowo zastępowała wielopokoleniową. W związku z tym, w przypadku nieobecności ojca, tak jak w rodzinie Marii Jadwigi Strumff, brak oczywistego zastępczego przedstawiciela władzy męskiej w rodzinie (dziadka, wuja) owocował częstymi przypadkami przeniesienia ciężaru zarówno wychowania, jak i utrzymania rodziny na kobietę-matkę. Problem nieobecności ojca oraz próby pogodzenia przez matkę tych dwóch niezbędnych do przetrwania rodziny ról osłabiały relację między rodzicem a dzieckiem i negatywnie mogły wpływać na rozwój młodych ludzi. Brak kulturowego wzorca mężczyzny w rodzinie wpływał na wychowanie młodych mężczyzn, przygotowanie ich do dorosłego życia i wpojenie określonych postaw moralnych (Ferdynand Nicolay, Dzieci źle wychowane, Warszawa 1891). To matki odpowiedzialne za dzieci, starały się zaspokajać wszystkie ich potrzeby, często w skrajnych sytuacjach nadwyrężając zdrowie i naginając prawo. Próby moralnego kształtowania dorastających dzieci, dawania im „lekcji życiowych”, zmuszenia do rozpoczęcia samodzielnego życia to zapewne tylko jedna z wielu możliwych postaw, jakie przyjmowała kobieta w sytuacji samotnego macierzyństwa (Krzysztof Jakubiak, Monika Nawrot-Borowska, Rodzina polska w XIX wieku jako środowisko wychowawcze i jej funkcja edukacyjna, „Studia Pedagogica Ignatiana” 2016, t. 19, s. 15–46). Osiągnięcie przez młodego mężczyznę pełnoletności, zgodnie z prawem Królestwa Polskiego w wieku dwudziestu jeden lat, nie oznaczało jeszcze pełnego usamodzielnienia się. Wyznaczało je raczej opuszczenie domu rodzinnego, rozpoczęcie życia na własny rachunek oraz znalezienie żony. Opiekuńczość, pobłażliwość oraz zapewnienie utrzymania często opóźniały ten proces, wpływając negatywnie na relacje rodziców i dzieci. „Przez tyle lat ograniczali się rodzice, oszczędzali i prawie kutwili, jedynie dla tego, ażeby zapewnić niepodległość swemu «klejnotowi» i ażeby mu dać wyższe ukształcenie od tego, jakie sami otrzymali. Czy myślicie, że on poczuwa się za to względem nich do wdzięczności?” (Ferdynand Nicolay, Dzieci źle wychowane). Maria Strumff słusznie zauważa istotną lukę w wychowaniu młodych mężczyzn w XIX wieku, czyli brak przygotowania do założenia własnej rodziny. Podczas gdy przy wychowaniu córek kwestia powinności małżeńskich była jego niezbędnym i nieuniknionym elementem, często poruszanym także w publicystyce (Klementyna Hoffmanowa, Pamiątka po dobrej matce, czyli ostatnie jej rady dla córki, Warszawa 1855; Eleonora Ziemięcka, Myśli o wychowaniu kobiet, Warszawa 1843; Izabela Moszczeńska, Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna, Warszawa 1904), w przypadku synów temat ten nie był w ogóle eksplorowany. Przed przyszłymi mężami nie stawiano wymogów dotyczących powinności wobec żony, wychowania dzieci, pracy w gospodarstwie domowym (Anna Landau-Czajka, Przygotowanie do małżeństwa według wybranych poradników z XIX i XX wieku, w: Kobieta i małżeństwo: społeczno-kulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2004). Wychowanie chłopców sprowadzało się przede wszystkim do kwestii związanych z przyszłą edukacją zawodową nabywaną poza domem oraz zarobkowaniem. Wychowania własnych dzieci w edukacji młodych mężczyzn właściwie nie poruszano, zadanie to spoczywało w całości na matce (M.I. [Maria Ilnicka] Wychowanie domowe, „Bluszcz” 1894, nr 10, s. 74–75). Ojciec miał wpływać na kształtowanie charakteru dzieci poprzez swoje zachowanie i postawę życiową, jako autorytet i osoba reprezentująca rodzinę na zewnątrz. W zakresie relacji małżeńskich tłumaczono w zasadzie tylko kwestie seksualności, a i to w okrojonej formie (Monika Nawrot-Borowska, Sprawy tajemne i nieczyste. Rola rodziny w wychowaniu seksualnym dzieci w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku w świetle poradników. Zarys problematyki, „Wychowanie w Rodzinie” 2013, t. 7, s. 127–158). Uczono przede wszystkim pojęcia czystości, rozumianej dwojako: zarówno jako higiena ciała jak i moralność, wyzbycie się grzechu. Dopiero pod koniec XIX wieku zaczęto realizować rzetelne uświadomienie dzieci (Izabela Moszczeńska, Jak rozmawiać z dziećmi o kwestyach drażliwych. Wskazówki dla matek, Warszawa 1904; Ellis Ethelmer, Skąd się wziął twój braciszek?, Warszawa 1903). Poradniki dostarczały przykładów rozmów uświadamiających i wskazywały na kluczowe momenty przekazywania dzieciom informacji dotyczących ich seksualności. Edukacja seksualna dorastających mężczyzn przebiegała w wieku nastoletnim, przede wszystkim w środowisku ich rówieśników, ale również służących (Izabela Moszczeńska, Czego nie wiemy o naszych synach, fakta i cyfry dla użytku rodziców, Warszawa 1904, s. 22–31). Z tą drugą grupą wiązała się również inicjacja seksualną, często za przyzwoleniem pań domu, a bez zgody samych służących (Alicja Urbanik-Kopeć, Instrukcja nadużycia, Katowice 2019, s. 171–176). Na przełomie XIX i XX wieku powstały również pierwsze filmy pornograficzne, a w obiegu krążyły erotyczne pocztówki, rysunki i fotografie, które również dostarczały wiedzy zainteresowanym. Podobnie, jak przypadku swoich synów, Maria Jadwiga Strumff zwraca uwagę na brak w wychowaniu młodych mężczyzn z pokolenia jej męża elementów związanych z życiem małżeńskim i relacjami z kobietami. Biorąc pod uwagę, że młodość jej męża Hipolita przypadała zapewne na koniec pierwszej połowy XIX wieku, należałoby przyjrzeć się wychowaniu chłopców w rodzinach żydowskich właśnie w tym okresie. Ze względu na traktowanie tematu seksualności jako czegoś grzesznego na ogół decydowano się nie poruszać z dziećmi kwestii uświadomienia i odwlekać „rozbudzenie płciowe”. Dbano w tym celu o odpowiednie odżywianie i zabawy oraz o skromny ubiór. Bardzo surowo traktowano onanizm u dzieci (Monika Nawrot-Borowska, Sprawy tajemne i nieczyste. Rola rodziny w wychowaniu seksualnym dzieci w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku w świetle poradników. Zarys problematyki, „Wychowanie w Rodzinie” 2013, t. 7 s. 133–146). Relacje kobiet i mężczyzn były w różnym stopniu regulowane przez żydowskie prawo religijne, w zależności od zasymilowania ze społeczeństwem polskim. Skupiało się ono raczej na różnych rolach kobiet i mężczyzn w małżeństwie, aniżeli na budowaniu przez nich wspólnoty. Według Talmudu chłopcy uprawnieni byli do ożenku po ukończeniu trzynastego roku życia, a dziewczynki – dwunastego. Kojarzeniem zajmowali się ich rodzice i swat, biorąc pod uwagę przede wszystkim pochodzenie i renomę kandydatek i kandydatów (Zofia Bożymińska, Żydowska narzeczona, żydowska żona. Obyczajowość ujęta w ramy prawa, w: Kobieta i małżeństwo. Społecznokulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2004, s. 119–142). Najważniejszym zadaniem małżonków było sprowadzenie na świat potomstwa. Kobieta w tradycji żydowskiej traktowana była z jednej strony jako naczynie do realizacji zadania prokreacji, z drugiej jako nieczysta, zmysłowa i grzeszna (Zofia Bożymińska, Żydowska narzeczona, żydowska żona… s. 138). Prawo talmudyczne nakazywało małżonkom całkowitą separację fizyczną w momencie menstruacji, a okres ten kończyła wizyta kobiety w mykwie i rytualne oczyszczenie. W swoich zapiskach Maria Strumff używa słowa „samica“, co mogłoby wskazywać właśnie na tę pierwszą funkcję, czysto biologiczną, bezemocjonalną. Z uprzedmiotawianiem kobiet i traktowaniem jako nieczyste wiązała się być może również kreowana przez środowiska antysemickie opinia, że mężczyźni pochodzenia żydowskiego byli odpowiedzialni za rozpowszechnianie w społeczeństwie pornografii i prostytucji oraz handel żywym towarem (Robert Blobaum, „Panika moralna” w polskim wydaniu. Dewiacje seksualne i wizerunki przestępczości żydowskiej na początku XX wieku, w: Kobieta i rewolucja obyczajowa. Społeczno-kulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2006, s. 265–276). Prawo żydowskie gwarantowało kobiecie możliwość egzekwowania powinności małżeńskich spoczywających na mężu. Miał on obowiązek zapewnić utrzymanie i dostatek, szanować żonę i nie stosować wobec niej przemocy. Swoich praw żony mogły dochodzić przed sądami rabinicznymi, a w ostateczności starać się o uzyskanie od męża getu, list rozwodowego (Władysław Pałubicki, Małżeństwo i rodzina w dawnym judaizmie i starożytnym chrześcijaństwie, Gdańsk 1995). Wychowanie synów, w tym edukacja seksualna, w niewielkim stopniu obejmowała ich odpowiedzialność za własny popęd, respektowania granic partnerek i współodpowiedzialności za konsekwencje aktu płciowego. Marginalne miejsce zajmowały zalecenia odnośnie do ich ról jako przyszłych mężów i ojców. Jednak jeszcze w XIX wieku pojawiały się głosy, które zwracały uwagę na to przeoczenie (Zofia Kowerska, O wychowaniu macierzyńskim, Warszawa 1881). Warto zauważyć, że według Kowerskiej to na matkach spoczywa całkowita odpowiedzialność za przygotowanie synów do roli ojców i nauczenia ich szacunku do kobiet. Jak podaje Anna Landau-Czajka czystość moralna matki miała stanowić wyznacznik i drogowskaz dla syna „matka miała stać się [dla syna] wzorem niewzruszonych cnót i nie dopuścić, aby oswoił się z zepsuciem – nie uśmiechać się nigdy słysząc dwuznaczne komentarze, potępiać wszelkie skandalizujące rozmowy, nie dawać wiary w plotki dotyczące niemoralnego prowadzenia się kobiet. Wtedy jej syn będzie święcie wierzył w cnotę wszystkich kobiet i nie będzie próbował sprowadzić ich na złą drogę” (Anna Landau-Czajka, Przygotowanie do małżeństwa według wybranych poradników z XIX i XX wieku, w: Kobiety i małżeństwo. Społeczno-kulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska i A. Szwarc, Warszawa 2004, 3–23).

FINANSJERA

FINANSJERA. FINANSJERA NIEMIECKO-ŻYDOWSKO-ŁÓDZKA. Dorobkiewicze, czyli rodziny, które przy wykorzystaniu sprzyjających okoliczności osiągnęły awans społeczny, w świadomości osób z kręgu inteligencji i wyższych sfer były postrzegane jako te, którym nie należał się szacunek i uznanie. Negatywne stereotypy dotyczące burżuazji kreowały, utwierdzały i powielały artykuły prasowe i literatura (Korespondencya „Wieku”, „Wiek” 1875, nr 42, s. 2; Bolesław Prus, Lalka, 1890; Władysław Reymont, Ziemia obiecana, 1899). Wśród parweniuszy byli także „obcy” – bogaci Żydzi lub Niemcy dorabiający się kosztem Polaków (Marek Mariusz Tytko, Niemiec w literaturze polskiej XIX wieku (przypomnienie wybranych motywów), w: „Religious and Sacred Poetry: An International Quarterly of Religion, Culture and Education” 2015, ed. by M.M. Tytko, nr 1, s. 377–382). Głównymi wartościami, które miały porządkować życie dorobkiewiczów były pieniądze. Z tego względu rodzina parweniuszowska otwierała się na zewnątrz. Prestiż był eksponowany społeczeństwu, często nawet ponad rzeczywisty stan, a dzieci – jako wizytówka rodziców – kierowane „w świat”, do różnego rodzaju prestiżowych placówek edukacyjnych i wysyłane w podróże zagraniczne (Stefania Kowalska-Glikman, Stereotypy grup drobnomieszczańskich w publicystyce Królestwa Polskiego XIX w., „Przegląd Historyczny” 1990, t. 81, z. 3–4, s. 479–505). Jednocześnie nie przekazywało się im istotnych wartości wewnątrzrodzinnych związanych z jej spoistością i odrębnością. Stąd też krytyka wychowania dzieci parweniuszowskich, które przy zachowaniu zewnętrznych pozorów (np. takich jak ubiór), swoim zachowaniem nie reprezentowały norm i wartości właściwych dla wyższych sfer. Małżeństwo pozostawało przede wszystkim kwestią interesu i umowy społecznej, która jej stronom miała zapewnić wzrost prestiżu i majątku. Kandydatki na żony wszechstronnie przygotowywano do ich roli, wpajano im także przekonania na temat zamążpójścia i wagi tego aktu dla rodziny, jednocześnie starannie kierując procesem wyboru męża. Bardzo istotna była kwestia oferowanego posagu. Staropanieństwo przez rodziny dorobkiewiczów było z kolei postrzegane jako nielukratywne (Marta Sikorska-Kowalska, Pozycja i rola kobiety w małżeństwie na przykładzie burżuazji łódzkiej przełomu XIX i XX wieku w: Kobieta i małżeństwo. Społeczno-kulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX. Zbiór studiów, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2004, t. 8, s. 103–118). Z drugiej strony pozytywiści figurę dorobkiewicza stawiali za wzór awansu społecznego, w opozycji do próżniaka-arystokraty (Dorobkiewicze, „Przegląd Tygodniowy Życia Społecznego Literatury i Sztuk Pięknych” 1873, nr 3, s. 19–20; Józef Ignacy Kraszewski, W pocie czoła: z dziennika dorobkiewicza, Warszawa 1884; Stefania Kowalska-Glikman, Stereotypy grup drobnomieszczańskich…). Nowa burżuazja napędzała gospodarkę, aktywizowała otoczenie i wyznaczała nowe standardy pracy i kariery zawodowej (wykształcenie, gromadzenie oszczędności, inwestowanie, zaangażowanie).

SŁUŻĄCE

SŁUŻĄCE. W wieku XVIII i XIX nastąpiły znaczące przekształcenia w sektorze służby domowej w całej Europie. Przede wszystkim na ten okres przypada stopniowa, prawie całkowita feminizacja zawodu. Z danych statystycznych dotyczących Warszawy wynika, że w 1795 roku kobiety stanowiły 63% ogółu służby domowej, a w 1921 roku już 97,8% (Radosław Poniat, Służba domowa w miastach na ziemiach polskich od połowy XVIII do końca XIX wieku, Warszawa 2014, s. 138–142). Po drugie zmniejszyła się liczba służących przypadających na jedno gospodarstwo domowe. Wcześniej praktyką było zatrudnianie kilkorga służących wykonujących wyspecjalizowane prace (kucharka, sprzątaczka, praczka, odźwierny, ogrodnik), a w XIX wieku pojawiła się nowa kategoria pracownic – tzw. służące do wszystkiego, które samodzielnie musiały wykonywać wiele z tych czynności, a czasem łączyć je wszystkie (Michał Kopczyński, Służba domowa jako grupa zawodowa w Europie XV–XX w., w: Kobieta i praca. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2000, s. 53–76; Joanna Kuciel-Frydryszak, Służące do wszystkiego, Warszawa 2018). W hierarchii poważania zawodów kobiecych służba domowa stała najniżej. Wyrazem tego była praktyka zwracania się służących po imieniu, bez formy grzecznościowej „pani”, używanej powszechnie w XIX wieku w stosunku do przedstawicielek wszystkich innych profesji. Co więcej, często zdarzało się, że do służącej nie zwracano się nawet jej własnym imieniem – popularna była praktyka nazywania ich zbiorczo „Kasiami”, „Pelasiami”, aby pracodawczyni nie zaprzątała sobie głowy zapamiętywaniem kolejnych imion (Alicja Urbanik-Kopeć, Instrukcja nadużycia, Katowice 2019, s. 12). Poradniki dla pań domu ostrzegały także przed spoufalaniem się ze służbą domową i nadmierną pobłażliwością, co mogłoby doprowadzić do lenistwa i zepsucia (Monika Opioła-Cegiełka, Polskie poradniki gospodarstwa domowego z drugiej połowy XIX i początku XX wieku o służących. Między wzorcem a realiami, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 2014, nr 4, s. 587–594; Jadwiga Hoff, Kobieta aktywna zawodowo w kodeksach savoir-vivre’u XIX i pierwszej połowy XX wieku, w: Kobieta i praca. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 2000, s. 248–249). Bardzo rzadko służące były chronione w przypadku niemoralnego zachowania mężczyzn. Często padały ofiarą panów domu i paniczów, którzy wykorzystywali seksualnie zatrudnione w domu kobiety. Powszechnie ceniono te doświadczenia seksualne ponad korzystanie z usług prostytutek jako bardziej „higieniczne” (Alicja Urbanik-Kopeć, Instrukcja nadużycia, s. 145–202). Stawały się także celem złodziei i oszustów, którzy przez spoufalanie się ze służącymi umożliwiali sobie wejście do bogatych domów. Przypadkowi opisanemu przez Marię Strumff, kiedy to kobieta wykonująca zawód masażystki jest napastowana przez swojego klienta (który skojarzył masowanie z usługami seksualnymi), również możemy przyjrzeć się z perspektywy służącej. Dane statystyczne potwierdzają, że jeszcze na początku XX wieku jednym z podstawowych źródeł wiedzy i praktyk erotycznych dla znaczącej większości młodzieży akademickiej płci męskiej była służba domowa (Tadeusz Łazowski, Życie płciowe warszawskiej młodzieży akademickiej: według ankiety z roku 1903, Warszawa 1906; Izabela Moszczeńska, Czego nie wiemy o naszych synach: fakty i cyfry dla użytku rodziców, Warszawa 1904). Według ankiety z 1903 roku przeprowadzonej wśród warszawskich studentów, której wyniki analizowała Moszczeńska, taki stan rzeczy wynikał z niepodejmowania przez rodziców tematów związanych z seksualnością, nadmiernej pruderii i podwójnej moralności, która „drażni niebezpieczną w tym wypadku ciekawość”. Służące były najliczniejszą grupą zawodową, z której rekrutowały się przyszłe pracownice seksualne. Według ankiety z 1889 roku w Królestwie Polskim stanowiły ponad 50% ogółu prostytutek (Jolanta Sikorska-Kulesza, Zło tolerowane. Prostytucja w Królestwie Polskim w XIX wieku, Warszawa 2004, s. 289–290; Antoni Wysłouch, Ohyda wieku, Warszawa 1902, s. 2–3). Wynikało to po pierwsze z działań stręczycieli wobec młodych, niedoświadczonych kobiet przyjeżdżających ze wsi do miasta, które często, zamiast na służbę, kierowano do domów publicznych (Radosław Poniat, Służba domowa w miastach…, s. 284–285). Po drugie specyfika pracy służebnej, jej całkowitej zależności osobistej od pracodawczyń i pracodawców, a co za tym idzie częste nadużycia wynikające z tej relacji, przyczyniały się do prostytucji służących. Ujawnienie stosunków seksualnych z mieszkańcami domu, niezależnie od tego, czy odbywały się za zgodą czy bez zgody służącej, często uniemożliwiały jej kontynuowanie pracy w zawodzie. Na strażniczki moralności służących opinia społeczna wyznaczała najbliższe im kobiece autorytety – panie domu. Kwestia ta była przedmiotem szerokiej dyskusji w kręgach inteligenckich, szczególnie od drugiej połowy XIX wieku (Teodora Męczkowska, Służące a prostytucja, Warszawa 1906; Izabela Moszczeńska, Co nam zawdzięczają sługi, „Głos” 1903, nr 5, s. 69–71; Gabriela Zapolska, Kaśka Kariatyda, Warszawa 1885; taż, Moralność pani Dulskiej, Warszawa 1907). W praktyce, obok prób kreowania postawy odpowiedzialności pracodawczyń objawiał się w społeczeństwie także skrajny oportunizm – często przymykano oko na inicjację seksualną synów ze służącymi, ponieważ było to dla nich „bezpieczniejsze” niż korzystanie z domów publicznych (Alicja Urbanik-Kopeć, Instrukcja nadużycia, s. 173, 209–213).